Oriental Empires
Sztab VVeteranów
Tytuł: Oriental Empires
Producent: Ntronium Games
Dystrybutor: Techland
Gatunek: Strategia turowa
Premiera Pl:2017-10-05
Premiera Świat:
Autor: Klemens
Tytuł: Oriental Empires
Producent: Ntronium Games
Dystrybutor: Techland
Gatunek: Strategia turowa
Premiera Pl:2017-10-05
Premiera Świat:
Autor: Klemens
Oriental Empires
Gra cechuje się bardzo skromną oprawą, co daje o sobie znać już przy uruchomieniu – nie jesteśmy raczeni żadnym filmem wprowadzającym, menu początkowe nie oszałamia zaś wielością opcji czy samym rozbudowaniem. Ot, decydujemy się na tryb gracza pojedynczego bądź wieloosobowego, definiujemy podstawowe – ale to naprawdę zasadnicze – czynniki, takie jak wielkość i losowość mapy, jak też preferowaną nację (na początku tylko niektóre z nich są dostępne – po rozegraniu 120 tur kampanii odblokowaniu podlegają również pozostałe frakcje, jak też druga wersja kampanii), warunki zwycięstwa – i hopla do gry!
Pierwsze minuty uświadamiają graczowi, że ma do czynienia z pozycją w stylu Cywilizacji – ekran jest wyśrodkowany na pojedynczym mieście, otoczonym przez heksagonalny okrąg, jak też z pojedynczym zgrupowaniem „eksploracyjnym”, podejmujemy pierwsze decyzje co do drogi rozwoju, podobnie rzecz się ma z czterema gałęziami „naukowymi” – siłą, rzemiosłem, myślą i wiedzą – i kończymy turę. Początkowo akcja nie rozwija się zbyt szybko, choć gdzieś przy horyzoncie gromadzą się bandyci wywodzący się z chłopstwa, skupiamy się raczej na rozwoju populacji i zawłaszczaniu sąsiednich terenów w drodze osadnictwa, w końcu wszakże natkniemy się na inny lud, z reguły początkowo również umiarkowanie agresywny. Rozpoczynamy ekonomiczny wyścig.
Prędzej czy później dojdzie jednak do starcia zbrojnego, na którego wynik mamy dość niewielki wpływ – ot, decydujemy jaką taktykę zamierzamy przyjąć (spośród kilku predefiniowanych wariantów), następnie jednostki wszystkich frakcji wykonują symultaniczny r
uch – jeśli ich drogi się skrzyżują, w ruch pójdą łuki i miecze, graczowi zaś pozostaje obserwacja i pogodzenie się z ostatecznym wynikiem. Wygląda to dość efektownie – przy głębokim zoomie niczym w grach z serii Total War – lecz ma niewiele wspólnego z taktyzmem produkcji rodem ze studia Creative Assembly. Czasami zresztą potrafi być to zabawne, gdy do walk dojdzie na brodzie, część jednostek zaś w całości skryje się pod poziomem wody.
Paradoksalnie jednak – w tym szaleństwie jest metoda! Klasyk myśli wojskowej Państwa Środka – Sun Tzu (czy też Zi tudzież Wu)– głosił, iż wojskowi nie powinni mieszać się do spraw cywilnych, władcy (cywilni) zaś winni pozostawić prowadzenie wojen osobom profesjonalnie trudniącym się tym rzemiosłem. Potencjalną słabość gry można więc przekuć na jej dodatkowy atut w postaci wierności filozofii Chin.
Tego rodzaju mniej czy bardziej świadomych nawiązań bądź zapożyczeń można się dopatrzyć w większej liczbie – choćby specyficznie rozumianej mgle wojny, roli ukształtowania terenu dla działań zbrojnych, podziałów poszczególnych formacji, jak też znaczenia odpowiedniego przemieszania zachowań konwencjonalnych z niekonwencjonalnymi. Nie bez znaczenia jest też potrzeba zapewnienia chi w państwie, umiejętnego balansowania pomiędzy aspiracjami szlachty a oczekiwaniami pospólstwa.
Szkoda tylko, iż autorzy nijak nie zadośćuczynili kolejnemu z postulatów mędrca z Wu, który podkreślił szczególną rolę wywiadu – możemy zapomnieć o łatwym wypatrzeniu słabych punktów rywala czy też akcji sabotażowej wewnątrz wrażego miasta.
Niemałą rolę w grze odgrywa również dyplomacja, która nie jest zbyt rozbudowana, umiejętne jej prowadzenie może bowiem zapewnić jeśli nie ostateczny sukces, to chociażby osiągnięcie doraźnych celów. Po raz kolejny jednak sprawdza się jednak maksyma Sun Tzu, który głosił, że królem triumfów jest udaremnienie wrażych zamiarów, a dopiero w następnej kolejności rozbicie nieprzyjaznych aliansów, o użyciu siły zbrojnej nie wspominając.
Grę cechuje znośna – jak na współczesne standardy – oprawa wizualna, z którą wszakże współgrają bardzo przyjazne wymagania sprzętowe. Znacznie przyjemniejsza jest wszakże muzyka, utrzymana w stosownych, iście orientalnych klimatach, lecz przyprawiona na iście zokcydentalizowaną modłę.
Oriental Empires to produkcja nie do końca równa, przeplatająca szereg wcale niebanalnych pomysłów z ubóstwem innych rozwiązań (a właściwie ich brakiem). Trudno ją uznać za stuprocentowo realną konkurencję dla cykli od Sida Meiera czy Creative Assembly – stanowi ona raczej ich dopełnienie, uzupełniając lukę o wprost przerażających rozmiarach. Cechuje ją jednak pewna świeżość, pozwalająca czerpać przyjemność z czystej rozgrywki, której niejednokrotnie brak przy blockbusterach gier wideo. Jeśli zaś doczeka się ona adekwatnego wsparcia ze strony sceny moderskiej bądź samych twórców, to posiada ona potencjał na życie nie krótsze niż taki Shogun 2 czy piąta Cywilizacja.
Bardzo dziękujemy Wydawnictwu Techland za udostępnienie egzemplarza recenzenckiego w celu umożliwienia powstania niniejszego tekstu.
Autor: Klemens
Pierwsze minuty uświadamiają graczowi, że ma do czynienia z pozycją w stylu Cywilizacji – ekran jest wyśrodkowany na pojedynczym mieście, otoczonym przez heksagonalny okrąg, jak też z pojedynczym zgrupowaniem „eksploracyjnym”, podejmujemy pierwsze decyzje co do drogi rozwoju, podobnie rzecz się ma z czterema gałęziami „naukowymi” – siłą, rzemiosłem, myślą i wiedzą – i kończymy turę. Początkowo akcja nie rozwija się zbyt szybko, choć gdzieś przy horyzoncie gromadzą się bandyci wywodzący się z chłopstwa, skupiamy się raczej na rozwoju populacji i zawłaszczaniu sąsiednich terenów w drodze osadnictwa, w końcu wszakże natkniemy się na inny lud, z reguły początkowo również umiarkowanie agresywny. Rozpoczynamy ekonomiczny wyścig.
Prędzej czy później dojdzie jednak do starcia zbrojnego, na którego wynik mamy dość niewielki wpływ – ot, decydujemy jaką taktykę zamierzamy przyjąć (spośród kilku predefiniowanych wariantów), następnie jednostki wszystkich frakcji wykonują symultaniczny r
Paradoksalnie jednak – w tym szaleństwie jest metoda! Klasyk myśli wojskowej Państwa Środka – Sun Tzu (czy też Zi tudzież Wu)– głosił, iż wojskowi nie powinni mieszać się do spraw cywilnych, władcy (cywilni) zaś winni pozostawić prowadzenie wojen osobom profesjonalnie trudniącym się tym rzemiosłem. Potencjalną słabość gry można więc przekuć na jej dodatkowy atut w postaci wierności filozofii Chin.
Tego rodzaju mniej czy bardziej świadomych nawiązań bądź zapożyczeń można się dopatrzyć w większej liczbie – choćby specyficznie rozumianej mgle wojny, roli ukształtowania terenu dla działań zbrojnych, podziałów poszczególnych formacji, jak też znaczenia odpowiedniego przemieszania zachowań konwencjonalnych z niekonwencjonalnymi. Nie bez znaczenia jest też potrzeba zapewnienia chi w państwie, umiejętnego balansowania pomiędzy aspiracjami szlachty a oczekiwaniami pospólstwa.
Szkoda tylko, iż autorzy nijak nie zadośćuczynili kolejnemu z postulatów mędrca z Wu, który podkreślił szczególną rolę wywiadu – możemy zapomnieć o łatwym wypatrzeniu słabych punktów rywala czy też akcji sabotażowej wewnątrz wrażego miasta.
Niemałą rolę w grze odgrywa również dyplomacja, która nie jest zbyt rozbudowana, umiejętne jej prowadzenie może bowiem zapewnić jeśli nie ostateczny sukces, to chociażby osiągnięcie doraźnych celów. Po raz kolejny jednak sprawdza się jednak maksyma Sun Tzu, który głosił, że królem triumfów jest udaremnienie wrażych zamiarów, a dopiero w następnej kolejności rozbicie nieprzyjaznych aliansów, o użyciu siły zbrojnej nie wspominając.
Grę cechuje znośna – jak na współczesne standardy – oprawa wizualna, z którą wszakże współgrają bardzo przyjazne wymagania sprzętowe. Znacznie przyjemniejsza jest wszakże muzyka, utrzymana w stosownych, iście orientalnych klimatach, lecz przyprawiona na iście zokcydentalizowaną modłę.
Oriental Empires to produkcja nie do końca równa, przeplatająca szereg wcale niebanalnych pomysłów z ubóstwem innych rozwiązań (a właściwie ich brakiem). Trudno ją uznać za stuprocentowo realną konkurencję dla cykli od Sida Meiera czy Creative Assembly – stanowi ona raczej ich dopełnienie, uzupełniając lukę o wprost przerażających rozmiarach. Cechuje ją jednak pewna świeżość, pozwalająca czerpać przyjemność z czystej rozgrywki, której niejednokrotnie brak przy blockbusterach gier wideo. Jeśli zaś doczeka się ona adekwatnego wsparcia ze strony sceny moderskiej bądź samych twórców, to posiada ona potencjał na życie nie krótsze niż taki Shogun 2 czy piąta Cywilizacja.
Bardzo dziękujemy Wydawnictwu Techland za udostępnienie egzemplarza recenzenckiego w celu umożliwienia powstania niniejszego tekstu.
Autor: Klemens