Seria Company of Heroes znana w Polsce jako Kompania Braci spędziła na moich komputerach wiele lat. Grałem we wszystkie dodatki do części pierwszej i sporą część stworzonych przez fanów modyfikacji. Kiedy więc usłyszałem, że planowana jest kolejna odsłona byłem bardzo uradowany. Jednakże z każdym kolejnym obrazkiem z gry czy trailerem byłem coraz bardziej zawiedziony. Ostatnimi czasy gra weszła w fazę otwartej bety. Po pobieżnym zapoznaniu się z nią doszedłem do wniosku, że moje pierwsze skojarzenia były trafne. Nie możemy w mówić tu na pewno o rewolucji jakimi były niektóre mody, ale prędzej o ewolucji. Choć kiedy przypomniałem sobie, że pierwowzór miał swoją premierę 7 lat temu, to chyba jednak należy mówić o zakonserwowaniu, by nie rzec – stagnacji.

Nowa część cyklu przenosi nas w zgoła odmienny rejon geograficzny. We wszystkich „podczęściach” cyklu mieliśmy do tej pory okazję zwiedzać szeroko pojęty front zachodni II wojny światowej. W sequelu możemy poznać Generała Mroza i poczuć gorzki smak walk na Wschodzie. Może byłoby to coś innowacyjnego, gdyby nie fanowska modyfikacja do części pierwszej znana jako
Eastern Front. Mam wrażenie, że
CoH 2 czerpie z tego moda całymi garściami. Nowością dla serii jest nieco zwiększona interaktywność pogodowa – teraz na mapach zimowych nasi wirtualni żołnierze cierpieć będą po zamieciach śnieżnych oraz ryzykować przeprawy przez lód.
Poza tym i paroma detalami – wszystko po staremu. Dalej gra jest strategią czasu rzeczywistego, która skupia się na walkach małych oddziałów wojskowych i taktyce znanej z gry papier – nożyce – kamień. Co zabawne, twórcy nie starali się nawet za bardzo urozmaicić parku maszynowego po stronie niemieckiej – rdzeń naszych sił jest wręcz identyczny. Co śmieszne – ze względu na dość skąpy niemiecki park maszynowy i jego „późnowojenność” (zwłaszcza w materii czołgów) na chwilę obecną dość ciężko wyobrazić mi sobie przykładową misję panc
erną z roku 1941. Sprzęt ze strony radzieckiej zaś nie odbiega raczej za bardzo od tego, co kilka lat temu fani umieścili w darmowym modzie. Z ciekawostek - każda jednostka posiadać będzie dwie podstawowe – „skórki” - zimową i letnią. Z moich obserwacji wynika, że twórcy poskąpili na konsultacji historycznej, czy nawet nieszczególnie mieli chęć nawet pobieżnie poprzeglądać obfity materiał zdjęciowy z 4 lat walki na Ostfroncie – jest po prostu słabo. Co śmieszne większość naszych soldatów odbita jest na kiepskim powielaczu i praktycznie niczym się pomiędzy sobą nie różnią. Podobnie jak w poprzedniej części starcia naszych armii będą dość ograniczone. Ten format rozgrywki podobał mi się dopóki nie miałem przyjemności zagrać w modyfikację do „podstawki” zatytułowanej
Normandy 44, której autorzy wycisnęli wszystko z silnika i kompletnie zmienili mechanikę gry, przez co na ekranie mogliśmy obserwować walki kompanii złożonych z pełnych plutonów, a nie 4-5 osobowych drużyn.
Generalnie poza kilkoma zmianami mechaniki w postaci wspomnianej kapryśnej pogody i minimalnej przebudowy systemu gry (możliwość budowy punktów amunicyjnych/paliwowych na punktach „ogólnego przeznaczenia”) twórcy zasypali nas sporą ilo

ścią drobiazgów, jakie kojarzą mi się bardziej z grami w stylu
League of Legends. Ot, skórki dla jednostek do odblokowania (zwiększające minimalnie ich statystyki) i większa ilość „dowódców kompanii”, z których teraz wybieramy przed każdą grą trzech (z których z kolei jednego wybierzemy już w trakcie gry, zależnie od sytuacji na polu walki). Cała reszta to tak naprawdę mniej więcej to samo co poprzednie
CoHy czy
Dawn of War 2. Dodając do tego zapowiadany całkowity dubbing polski by
Cenega (z całym szacunkiem, ale do dziś mam ciężkiego kaca po gwałcie akustycznym jakiego dopuścili się na
Warhammerze Mark of Chaos) mam jak najgorsze przeczucia. Jest to moje w pełni subiektywna intuicja – gra będzie pewnie miłą zabawką sieciową z dodatkiem może ciekawej kampanii dla jednego gracza. Jednakże jak zobaczyłem co byli w stanie wycisnąć z gry miłośnicy historii wojskowości tworzący za darmo bo z pasji amatorskie modyfikacje, to oniemiałem i w moich oczach bije to na głowę odgrzewany kotlet jaki będzie miał premierę za kilkanaście dni. Dobrze, że wedle zapowiedzi będzie możliwość zmiany języka na angielski, który jednak też zapowiada się słabo – grze wiele daliby rosyjscy i niemieccy lektorzy mówiący w ojczystych językach. O tym możemy jedynie pomarzyć.
Autor: Matis