Like a Dragon: Ishin

Like a Dragon: Ishin
Sztab VVeteranów
Tytuł: Like a Dragon: Ishin
Producent: Ryu ga Gotoku Studio
Dystrybutor:
Gatunek: TPP
Premiera Pl:0000-00-00
Premiera Świat:
Autor: Klemens
Ocena
czytelników bd GŁOSUJ
OCENA
REDAKCJI 80% procent
Głosuj na tę grę!

Like a Dragon: Ishin!

W epoce globalizacji łatwo nie docenić lokalnych specyfik czy swego rodzaju anomalii. Polscy gracze dyskutujący z kolegami z zagranicy nieraz ze zdziwieniem odkrywają, że ci ostatni nigdy nie słyszeli o takim Gothicu, o DSJ Ski Jumping nie wspominając. Dla wielu osób może być szokiem informacja, że w takiej Japonii corocznie swoje premiery mają dziesiątki gier, które pomimo uznania nigdy nie trafiają poza granice Kraju Kwitnącej Wiśni. W epoce spadku kosztów związanych z udostępnieniem swego produktu poza jego matecznikiem – a to wskutek upowszechnienia się cyfrowej dystrybucji – producenci i wydawcy coraz częściej decydują się na przedstawienie swych „dedykowanych” dzieł szerszej publiczności. Takową próbą jest właśnie Like a Dragon: Ishin!.
like-a-dragon-ishin!-26525-1.jpg 1Niespełna dziesięć lat temu swą premierę miało Yakuza: Ishin, czyli spin-off popularnej – i już dobrze znanej na Zachodzie – serii Yakuza, z akcją osadzoną w XIX-wiecznej Japonii. Trochę dziwić może powściągliwość wydawcy w przedstawieniu swego dzieła poza Nipponem, zważywszy na popularność kultury Kraju Zachodzącego Słońca i jego realiami przed Restauracji Meiji. Nie przypadkiem wspominam o tej ostatniej, albowiem o owym wydarzeniu w naszej ojczyźnie wiemy bardzo niewiele, niemal tyle, ile nauczył nas „Ostatni samuraj” z Tomem Cruisem w roli głównej.

Głównym bohaterem jest postać historyczna, a mianowicie niejaki Sakamoto Ryōma, który miał znaczny wpływ na zdynamizowanie się procesu przemian, poczynając od obalenia szogunatu (przyznajcie się – nie słyszeliście o nim nigdy wcześniej, czyż nie?). W istocie również będziemy mieli styczność z niejednym spośród wydarzeń wspominanych w encyklopediach, np. „wynegocjowaniu” Sojuszu Satchō (dlaczego użyłem cudzysłowów – nie zdradzę, lecz wspomnę tylko, iż doceniam poczucie humoru twórców).

Esencją rozgrywki jest prowadzenie rozlicznych walk, które stanowiły chleb i sól „oryg
inalnej” Yakuzy. Użytkownik nie ma zresztą żadnych wątpliwości, że ma do czynienia z grą z cyklu, gdy już w pierwszych minutach, ba, sekundach, jest raczony ujęciami z Kazumą Kiryu, a przede wszystkim Goro Majimą, choć tutaj noszącymi inne imiona (a to tylko dwie spośród szeregu „znajomych twarzy”). Autorzy nade wszystko stanęli przed niebagatelnym wyzwaniem pogodzenia tradycyjnych sztuk walki pięścią, mieczem z nowomodną bronią palną… co niestety wyszło im dość średnio, momentami wręcz komicznie, a to wskutek drastycznego niedoszacowania siły tej ostatniej. W adwersarza możemy wypalić z odległości metra cały magazynek (ten zresztą nigdy się nie kończy), a ten wciąż będzie stał prosto i własnym mieczem raz i drugi będzie nas ciął. Dark Souls to to nie jest…

Nie samą walką żyje gracz, więc w Like a Dragon: Ishin! dane nam będzie się oddać całemu mnóstwo aktywności pobocznych – i wspominając o mnóstwie nie popełniłem retorycznego nadużycia w najmniejszym stopniu. Będziemy mogli oddać się urokom hazardu w grze w kości, madżonga czy pokera, będziemy mogli wędkować i uprawiać przydomowy ogródek, oddamy się urokom tańca, śpiewu czy gotowania… a to wciąż nie wszystko. Jeśli nie będziemy chcieli like-a-dragon-ishin!-26525-2.jpg 2się ograniczyć wyłącznie do wątku głównego (angażującego nas na przeszło 20 godzin), lecz przeciwnie, uweźmiemy się na „splatynowanie” danego tytułu, to śmiało możemy zapomnieć o kilku dobach z własnego życia. Gra swym duchem bardzo przypomina Yakuzę 0.

Owo podobieństwo dotyczy również oprawy – gra oferuje dokładnie to, do czego przywykli użytkownicy ostatnich „odświeżonych” wersji cyklu głównego, choć osobiście doceniam wysoką stabilność danego tytułu: pomimo wielu, wielu godzin spędzonych z grą nie uświadczyłem chyba ani razu żadnej „zwieszki”, tymczasem w przypadku poprzedniczek różnie to bywało.

Zastrzeżenia wydawcy przed opublikowaniem gry na Zachodzie nie są dla mnie zrozumiałe. Ishin! wciąga w nie mniejszym stopniu niż „główne” odsłony serii, zaryzykowałbym nawet tezę, iż jest po prostu ciekawszy niż części cyklu z „wyższymi” numerkami w tytule. To taka Yakuza 0 w kimonie, choć zarazem produkcja ta doskonale mi uświadomiła, dlaczego Yakuza: Like a Dragon jest naprawdę prawdziwym świeżym oddechem serii.

Autor: Klemens
skomentuj
KOMENTARZE NA TEMAT GRY
więcej komentarzy dodaj komentarz
RECENZJE CZYTELNIKÓW
ILOŚĆ RECENZJI - ŚREDNIA OCENA - % więcej recenzji dodaj recenzję