NBA 2K23

NBA 2K23
Sztab VVeteranów
Tytuł: NBA 2K23
Producent: Visual Concepts
Dystrybutor:
Gatunek: symulator
Premiera Pl:0000-00-00
Premiera Świat:
Autor: Klemens
Ocena
czytelników bd GŁOSUJ
OCENA
REDAKCJI 85% procent
Głosuj na tę grę!

NBA 2K23

„Kiedyś to były czasy, dziś nie ma czasów” – owa prześmiewcza fraza pokpiwa sobie z właściwej dla każdego pokolenia nostalgii za minionymi czasami i przyjmowanej przy okazji jej wyrażania swoistej wyższości wobec kolejnych generacji. Zaliczam się jednak do tych szczęśliwców, którzy dorastali w epoce Dynastii Byków i szczytowego Michaela Jordana, gdy NBA okupowało wyobraźnię dzieciaków pod blokami, a Dream Team w Barcelonie niby od niechcenia masakrował rywali nawet w meczu finałowym – i wiem, że żadne z tych zjawisk już się nie powtórzy. Namiastki tych emocji można szukać już tylko na ekranach monitorów.
nba-2k23-26024-1.jpg 1Obcowanie z NBA 2K23 oczywiście nie było moim pierwszym kontaktem z serią, lecz nie ukrywam, że wirtualną koszykówkę zwykłem sobie dawkować w iście aptekarskich dawkach, wręcz raz na dekadę. Łatwiej wówczas dostrzec zmiany, prościej o efekt „wow”, który od czasów „hej hej, tu enbijej!” kojarzy mi się z amerykańskim basketem. Od razu więc rzuciło mi się w oczy nastawienie tego tytułu na różnorakie opcje „społecznościowe”, superhiperfajne wariacje na temat gry-usługi, co zdecydowanie nie jest tym, co niżej podpisany tygrysek lubi najbardziej.

Z przyjemnością od razu przystąpiłem do rozegrania szybkiej gry i od razu dałem się kupić płynności animacji i ogólnym wizualnym fajerwerkom. Przy okazji zbliżeń nie jest jednak trudno dostrzec miejsca nagości cesarza, widać, że całość bazuje na silniku, który już sobie liczy kilka (co najmniej?) lat a retusze mają raczej charakter kosmetyczny. Przy klasycznych ujęciach kamery nie rzuca się to jednak w oczy, przeciwnie, nasuwa na myśl skojarzenia z transmisją telewizyjną.

Nie ma jednak nawet co utyskiwać nad oprawą graficzną i kręcić nosem, autorzy jednak kupili mnie nade wszystko widowiskowością akcji, „inteligencją” boiskowych aktorów, których kocie ruchy byłyby nie do pomyślenia przed ponad dwudziestoma laty (gdy okładkę gry zdobił bodajże Antoine Walker), podobnie jak bogactwo sposobów rozegrania i wykończ
enia akcji.

Trochę szkoda tylko, że w grze brakuje klasycznego samouczka, pozwalającego przyswoić kolejne elementy sterowania, zwłaszcza iż ilość takowych jest znaczna. Owszem, substytuty takowych są dostępne chociażby w trybie MyCareer, ale po pierwsze gracz nie jest o tym informowany, po drugie zaś niekoniecznie musi chcieć zeń skorzystać.

Ja to uczyniłem i przyznaję, iż autorom udało się mnie kupić od razu, ale po kolei. Kreujemy swoje wirtualne alter ego (osobiście zdecydowałem się na osobę o moich parametrach fizycznych, co właściwie zmusiło mnie do gry na pozycji rozgrywającego, który o zbiórkach, blokach i wsadach może zapomnieć, lecz nie ma żadnych przeciwwskazań, by wykreować nowego Gheorghe’a Mureșana czy Manute Bola), poznajemy historię jego (nieprzekonującego, machoistowskiego i wręcz komicznego) sporu z rówieśnikiem mającym kosmiczne muchy w nosie co do faktu, że… został wybrany w drafcie z niższym od naszego numerem, po czym staramy się zdobywać kolejne minuty w gry, rozwijać własne umiejętności… i podpisywać kontrakty reklamowe. Niby to już było, ale gdy w trakcie pierwszego meczu o stawkę szło mi średnio, wszedłem na końcowe minuty wyrównanego meczu i nagle się okazało, że o jego rezultacie będą decydowały moje rzuty osobiste (wykonywane przy nieprzychylnej widowni) – wiedziałem, że pokocham ten tytuł.

Jako stary ramol po raz drugi dałem się oczarować przy okazji wspomnba-2k23-26024-2.jpg 2inkowego trybu Jordan Challenge, poświęconego najważniejszym – czy też najbardziej ikonicznym – meczom w karierze Jego Powietrzności, uraczonym dodatkowymi wypowiedziami innych aktorów owych wydarzeń. Fani serii wiedzą, że to już było (bodajże przed trzema laty), przy odsłonie z „23” w tytule jawiło się to jako oczywista oczywistość i w istocie tak zostało potraktowane przez autorów, za co im chwała.

Główny problem z przedmiotową produkcją to jej „usługowość” – co chwilę woła ona o połączenie z Internetem, wręcz przymusza gracza do zwracania uwagi na różnorakie sieciowe „atrakcje”, nawet gdy ten ma je kompletnie w nosie. O wspomnianym felerze wspomniałem wcześniej, lecz co gorsza, doświadczenie poprzednich odsłon uczy, że autorzy relatywnie szybko (po dwóch, trzech sezonach) przestają wspierać daną edycję, co jest równoznaczne z jej wydrenowaniem z pokaźnych ilości zawartości (np. wspomnianego trybu kariery).

NBA 2K23 to w istocie dużo, dużo więcej – możemy zarządzać własną ligą, pobawić się w namiastki streetballu czy skupić się na kobiecej koszykówce, w końcu zaś skupić na rozgrywkach wieloosobowych, na ubóstwo trybów i opcji nie sposób narzekać. Osobiście nie żałuję ani złotówki poświęconej na ten tytuł, choć zarazem jestem mocno przekonany, że przez co najmniej kilka lat nie będę odczuwał potrzeby zaopatrywania się w nową odsłonę. Chyba iż zostanę do tego niefajnie przymuszony…

Autor: Klemens
skomentuj
KOMENTARZE NA TEMAT GRY
więcej komentarzy dodaj komentarz
RECENZJE CZYTELNIKÓW
ILOŚĆ RECENZJI - ŚREDNIA OCENA - % więcej recenzji dodaj recenzję