Lesson Learned: Cult of the Elizabeth
Sztab VVeteranów
Tytuł: Lesson Learned: Cult of the Elizabeth
Producent: MadGamesmith
Dystrybutor:
Gatunek: Strategia RTS
Premiera Pl:0000-00-00
Premiera świat:
Autor: Klemens
Tytuł: Lesson Learned: Cult of the Elizabeth
Producent: MadGamesmith
Dystrybutor:
Gatunek: Strategia RTS
Premiera Pl:0000-00-00
Premiera świat:
Autor: Klemens
Lesson Learned: Cult of the Elizabeth
Przedmiotowa pozycja nie sili się na jakąś głęboką refleksję, nawet jej fabuła jest bardziej żartem, dość niewinnym, z pewnością nie należy się w niej doszukiwać drugiego, jakiegoś orwellowskiego dna. Ot, wcielamy się w Amelkę (choć na pierwszy rzut oka łatwo ją uznać za przedstawicielkę płci chłopięcej), która w dziwacznym świecie snów zmaga się z niejaką Elżbietą Batory i szeregiem jej sługusów. Ach, napisałem wyżej o „niewinności”, warto jednak pamiętać, że krewniaczka polskiego monarchy bynajmniej do Bogu ducha winnych duszyczek się nie zaliczała, a przynajmniej tak głosi jej niesławna legenda.
Rozgrywka cechuje się zasadniczo prostotą zbliżoną do tej właściwej dla cepa.
Najpierw mamy chwilę wytchnienia, podczas której gromadzimy surowce, wykorzystywane przez nas do wznoszenia wieżyczek i innych tego rodzaju utensyliów, zaś po tych (raptem kilkunastosekundowych) interwałach opada nas kolejna wraża fala, eliminacji której służą tak wspomniane instalacje obronne, jak i nasze własne dłonie, którymi możemy razić cele choćby z wykorzystaniem procy.
W całym tym trudzie wspomóc nas może pomocna para rąk, czy to w postaci komputerowo sterowanego „kolegi” (głównie gromadzącego jednak surowce), czy to w postaci innego białkowego bytu, wspierającego nas w trybie kooperacji. Nie da się ukryć, iż to drugie rozwiązanie jest zdecydowanie bardziej preferowane, choćby z uwagi na debi… wątpliwą lotność cyfrowego odpowiednika.
Chyba największym atutem omawianej produkcji jest jednak jej oprawa. Niby trudno mówić o jakiejś niezwykłej oryginalności, rozwiązaniach czy stylach niespotykanych gdzie indziej, całość jest tworzy całkiem „miodną” mieszankę raczącą zmysły. Lesson Learned: Cult of the Elizabeth to gra z tych, które lepiej się ogląda, niż osobiście zgłębia.
A no właśnie – na chwilowe odstresowanie się rzeczona pozycja starczy w dość satysfakcjonującym stopniu, lecz dłuższe rozgrywki szybko uświadamiają jej główną wadę – stosunkowo małe zróżnicowanie, brak tego mitycznego i nieuchwytnego „czegoś”, które by sprawiło, że do tytułu tego chciałoby się wracać i wracać, bądź by wyzwalał on „syndrom jeszcze jednej tury”.
Autor: Klemens
Rozgrywka cechuje się zasadniczo prostotą zbliżoną do tej właściwej dla cepa.
W całym tym trudzie wspomóc nas może pomocna para rąk, czy to w postaci komputerowo sterowanego „kolegi” (głównie gromadzącego jednak surowce), czy to w postaci innego białkowego bytu, wspierającego nas w trybie kooperacji. Nie da się ukryć, iż to drugie rozwiązanie jest zdecydowanie bardziej preferowane, choćby z uwagi na debi… wątpliwą lotność cyfrowego odpowiednika.
Chyba największym atutem omawianej produkcji jest jednak jej oprawa. Niby trudno mówić o jakiejś niezwykłej oryginalności, rozwiązaniach czy stylach niespotykanych gdzie indziej, całość jest tworzy całkiem „miodną” mieszankę raczącą zmysły. Lesson Learned: Cult of the Elizabeth to gra z tych, które lepiej się ogląda, niż osobiście zgłębia.
A no właśnie – na chwilowe odstresowanie się rzeczona pozycja starczy w dość satysfakcjonującym stopniu, lecz dłuższe rozgrywki szybko uświadamiają jej główną wadę – stosunkowo małe zróżnicowanie, brak tego mitycznego i nieuchwytnego „czegoś”, które by sprawiło, że do tytułu tego chciałoby się wracać i wracać, bądź by wyzwalał on „syndrom jeszcze jednej tury”.
Autor: Klemens