Labyrinth: The Paths of Destiny
Sztab VVeteranów
Tytuł: Labyrinth: The Paths of Destiny
Producent: Kamil Matuszak, Mateusz Pronobis, Przemysław Solski
Dystrybutor: Let's Play
Gatunek: Strategia turowa
Premiera Pl:2011-04-27
Premiera Świat:
Autor: Klemens
Tytuł: Labyrinth: The Paths of Destiny
Producent: Kamil Matuszak, Mateusz Pronobis, Przemysław Solski
Dystrybutor: Let's Play
Gatunek: Strategia turowa
Premiera Pl:2011-04-27
Premiera Świat:
Autor: Klemens
Labyrinth: The Paths of Destiny
Labyrinth: The Paths of Destiny mimo zdecydowanie niesłowiańskiej proweniencji tytułu jest zaś właśnie tego rodzaju pozycją, której koncept narodził się w umysłach osób wyrosłych – mniej czy bardziej metaforycznie – nad Wisłą. Elementów stricte narodowych raczej w nim jednak niewiele, autorzy bowiem postawili na eklektyzm, mieszankę rozwiązań z innych pozycji – mieszankę jak najbardziej jednak smaczną i strawną, można by rzec wedlowską.
Ładne i porządnie wykonane pudełko cieszy już swoim ciężarem, zaś po jego otwarciu oczom gracza ukazuje się cały szereg różnych elementów, starannie wszakże porozdzielanych po woreczkach (wielokrotnego użytku), co z pewnością ucieszy co większych pedantów z tego grona tudzież ich towarzyszy, załóżmy, życiowych. Samo przygotowanie gry zajmuje kilka minut, jest to zaś zajęcie proste i niewymagające większej refleksji. Tylko od razu ostrzegam – wskazany jest prawdziwy stół, a nie stolik stojący przy łóżku.
Zasady gry są na tyle rozbudowane, że ich przytoczenie wymagałoby zacytowania kilku stron instrukcji – nota bene ładnie wykonanej i czytelnie rozplanowanej – acz pokrótce wskazać należy, iż zadaniem gracza jest dotarcie z kluczem – który najpierw musi zdob
yć – do środka planszy, od którego nie dzieli go w linii prostej zbyt duża odległość, która wszakże z reguły urasta do większych rozmiarów ze względu na konieczność snucia się po dość zawikłanych – i okrężnych – drogach, budowanych zresztą przez samych graczy, niekoniecznie wszakże zainteresowanych tym, by ścieżka była najprostsza, wręcz przeciwnie.
Rozgrywka w Labyrinth: The Paths of Destiny ma wybitnie konfrontacyjny charakter, zdecydowanie więcej w niej gry „na minus”, „burzenia” niźli „budowania” – gracze bowiem ścigają się do tych samych kluczy, następnie walczą o ich utrzymanie tudzież skradzenie, zastawiają na siebie nawzajem mniej czy bardziej (co wszakże okazuje się dopiero po natknięciu się nań) paskudne pułapki, nasyłają na siebie Strażnika czy wręcz rzucają klątwy. Tylko z rzadka sobie pomagają, są to wszakże koalicje zawsze zawiązywane przeciwko komuś trzeciemu, kto zanadto wysforował się do przodu.
Niektórych miłośników „czystych” strategii może zaboleć fakt konieczności posługiwania się klasycznymi sześciościennymi kostkami przy szeregu akcji, co nadaje grze dość sporego posmaku losowości, szczególnie dotkliwego przy nawarstwiającym się pechu i małej ilości współgraczy.
No właśnie – ilość. Grę może toczyć od 2 do 6 osób, każdy wariant niesie ze sobą zaś inne emocje. Nie da się ukryć, że Labyrinth prawdziwego „pazura” pokazuje przy obsadzeniu wszystkich postaci, robi się bowiem na tyle ciasno, że plansza zostanie – z mniejszym bądź większym sensem – błyskawicznie zabudowana i zaczyna się jej prawdziwy crême de la crême, czyli wzajemne intrygowanie przeciwko sobie, jak również wykorzystywanie w pełni unikatowych zdolności obranych herosów. Szachy dla sześciu osób? To jak najbardziej możliwe!
Od strony technicznej grze nie można niczego zarzucić, w każdym najdrobniejszym bowiem elemencie przejawia się pełen profesjonalizm, by wskazać chociażby na obecność w zestawie kostek do gry, co niestety nie dla wszystkich producentów jest oczywiste, jak również idealne dopasowanie „korytarzy” labiryntu, tak jeśli idzie o materiał, jak również graficzne odwzorowanie.
Pełne i dojrzałe przyswojenie sobie reguł gry wymaga kilku podejść, zebranie doświadczenia i świadome z niego korzystanie już znacząco większej ilości, zaś mistrzostwo – cóż, tego jeszcze nie wiem. Niemniej jednak absolutnie każde podejście, niezależnie od końcowego rezultatu, dostarcza sporej dozy satysfakcji. Labyrinth: The Paths of Destiny to gra warta swojej ceny.
Autor: Klemens
Ładne i porządnie wykonane pudełko cieszy już swoim ciężarem, zaś po jego otwarciu oczom gracza ukazuje się cały szereg różnych elementów, starannie wszakże porozdzielanych po woreczkach (wielokrotnego użytku), co z pewnością ucieszy co większych pedantów z tego grona tudzież ich towarzyszy, załóżmy, życiowych. Samo przygotowanie gry zajmuje kilka minut, jest to zaś zajęcie proste i niewymagające większej refleksji. Tylko od razu ostrzegam – wskazany jest prawdziwy stół, a nie stolik stojący przy łóżku.
Zasady gry są na tyle rozbudowane, że ich przytoczenie wymagałoby zacytowania kilku stron instrukcji – nota bene ładnie wykonanej i czytelnie rozplanowanej – acz pokrótce wskazać należy, iż zadaniem gracza jest dotarcie z kluczem – który najpierw musi zdob
Rozgrywka w Labyrinth: The Paths of Destiny ma wybitnie konfrontacyjny charakter, zdecydowanie więcej w niej gry „na minus”, „burzenia” niźli „budowania” – gracze bowiem ścigają się do tych samych kluczy, następnie walczą o ich utrzymanie tudzież skradzenie, zastawiają na siebie nawzajem mniej czy bardziej (co wszakże okazuje się dopiero po natknięciu się nań) paskudne pułapki, nasyłają na siebie Strażnika czy wręcz rzucają klątwy. Tylko z rzadka sobie pomagają, są to wszakże koalicje zawsze zawiązywane przeciwko komuś trzeciemu, kto zanadto wysforował się do przodu.
Niektórych miłośników „czystych” strategii może zaboleć fakt konieczności posługiwania się klasycznymi sześciościennymi kostkami przy szeregu akcji, co nadaje grze dość sporego posmaku losowości, szczególnie dotkliwego przy nawarstwiającym się pechu i małej ilości współgraczy.
No właśnie – ilość. Grę może toczyć od 2 do 6 osób, każdy wariant niesie ze sobą zaś inne emocje. Nie da się ukryć, że Labyrinth prawdziwego „pazura” pokazuje przy obsadzeniu wszystkich postaci, robi się bowiem na tyle ciasno, że plansza zostanie – z mniejszym bądź większym sensem – błyskawicznie zabudowana i zaczyna się jej prawdziwy crême de la crême, czyli wzajemne intrygowanie przeciwko sobie, jak również wykorzystywanie w pełni unikatowych zdolności obranych herosów. Szachy dla sześciu osób? To jak najbardziej możliwe!
Od strony technicznej grze nie można niczego zarzucić, w każdym najdrobniejszym bowiem elemencie przejawia się pełen profesjonalizm, by wskazać chociażby na obecność w zestawie kostek do gry, co niestety nie dla wszystkich producentów jest oczywiste, jak również idealne dopasowanie „korytarzy” labiryntu, tak jeśli idzie o materiał, jak również graficzne odwzorowanie.
Pełne i dojrzałe przyswojenie sobie reguł gry wymaga kilku podejść, zebranie doświadczenia i świadome z niego korzystanie już znacząco większej ilości, zaś mistrzostwo – cóż, tego jeszcze nie wiem. Niemniej jednak absolutnie każde podejście, niezależnie od końcowego rezultatu, dostarcza sporej dozy satysfakcji. Labyrinth: The Paths of Destiny to gra warta swojej ceny.
Autor: Klemens
KOMENTARZE NA TEMAT GRY
08.07.2011 |
Glavi »
zdecydowanie bardziej zgadzam się z inną recenzją
więcej komentarzy
dodaj komentarz