Wywiad Z Bergerem
Wywiad z Bergerem
Klemens: Czy mógłbyś się krótko przedstawić dla Sztabowiczów?
Dariusz "Berger" Góralski: Jestem starym człowiekiem, ponad 30-letnim. Skończyłem historię na Uniwersytecie Warszawskim. Prawie cały czas po studiach pracuję w budżetówce. Dla przyjemności od 1994 r. zacząłem pisywać do SS artykuły o grach. Poza tym jestem autorem czterech gier planszowych wydanych przez firmę DRAGON: TANNENBERG, WIEDEŃ, GRUNWALD, WATERLOO. Miało być więcej, ale właściciel firmy okazał sie małym człowiekiem. Próbowałem więc iść na swoje i założyłem z dwoma kumplami wydawnictwo LAMPART, zdaje się, że do dziś z powodzeniem wydające książki historyczne i NOWA TECHNIKĘ WOJSKOWˇ. Przestraszyłem się jednak bycia na swoim i niestety zostawiłem firmę chłopakom. Aaaa i jeszcze coś, do końca studiów lepiłem też z plasteliny figurki żołnierzyków i miałem nawet jedną wystawę. Ufffff, to zdaje się wszystko z mojego życia, bo kilkuletni flirt z AIKIDO oraz zaliczenie półtora kursu z COMBAT-u to już tylko nieważne tło.
Klemens: Jak stawiałeś swe pierwsze kroki?
Berger: Nie pamiętam, bo chyba miałem z roczek ;)). Historią wojskowości zacząłem się interesować i zajmować już w podstawówce. Na studiach uczyłem się od takich sław jak Wieczorkiewicz i Odziemkowski. Pisałem magisterkę z armii rosyjskiej. I lepiłem całe bitwy z plasteliny. Niezauważalnie szedłem w kierunku symulacji pola walki. Poznałem kilku świetnych ludzi, którzy znali się na historii sztuki wojennej jak nikt, m.in. Pejotla. Próbowałem robić doktorat w Wojskowym Instytucie Historycznym, ale świat nauki jest zbyt przerażający. Udałem chorobę oczu i uciekłem. Przepraszam w tym miejscu wspaniałego promotora prof. W., ale miałem dosyć rozgrywek innych ludzi, walki o pieniądze i wyjazdy zagraniczne. W prasie branżowej zaistniałem przez przypadek. Nikt w redakcji SS nie mógł zrozumieć
Klemens: Skąd Twoja fascynacja historią?
Berger: Co i dlaczego się uczyłem i jak to było formalnie pisałem wyżej. Natomiast skąd się wzięła u mnie fascynacja historią - nie wiem, taki się urodziłem. W szkole uczyłem się sam, bo nie mogłem słuchać trucia pani od historii, że Babilon był pierwszą wielką cywilizacją, skoro w bibliotece każdy mógł znaleźć książki choćby o Sumerze. Chodziłem do Muzeum Etnografii w Łodzi na wystawę figurek wojskowych i marzyłem, żeby zawsze się tylko tym zajmować. Chciałem pisać książki, uczyć ludzi sztuki wojennej, pokazywać prawdę o historii wojen, o kłamstwach tworzonych ex post przez zwycięzców itp. Nic z tego nie wyszło ponieważ ciągle uważam, że wiem za mało i nie mam czasu bo pracuję w trochę innym kierunku.
Klemens: Skąd wzięła się u Ciebie fascynacja grami strategicznymi?
Berger: Miałem stół u Babci, na nim moje królestwa - miasta, twierdze, ludziki. Wszystko z plasteliny. Byli wodzowie, armie, sprzęt. I zdarzały się bitwy między nimi. Ale w pewnym momencie znudziło mi się decydować kto wygra, kto ginie itp. Znałem wynik, bo musiałbym dostać schizofrenii, żeby nie orientować się w przyszłości moich królestw. I nagle doznałem olśnienia, trzeba wymyślić zasady, reguły, tabele itp. I tak byłem już gotowy na fakt spotkania dziadka Urbanowicza, wspaniałego człowieka, funkcjonariusza MBP (bezpieka), który prowadził klub ZSMP gier wojennych w Warszawie. Tam poznałem świat amerykańskich planszówek i wspaniałych graczy, którzy nie mieli pojęcia o sztuce wojennej i historii, ale znakomicie opanowali reguły gier planszowych. To nauczyło mnie, że systemy nawet najlepsze są tylko systemami.