Max Tegmark - Nasz matematyczny wszechświat. W poszukiwaniu prawdziwej natury rzeczywistości

Gdyby sporządzić ranking najpowszechniej nielubianych przedmiotów szkolnych, to z prawdopodobieństwem graniczącym z pewnością dwa z trzech – o ile nie pierwsze dwa – miejsca na podium okupowałyby matematyka i fizyka. Straceńczością cechował się więc pewien Szwed, który postanowił „ożenić” te dwie dyscypliny wiedzy w książce o charakterze, jakby nie patrzeć, popularyzatorskim. Z jakim skutkiem?
Wielu niespełnionych pasjonatów tych jakże analitycznych przedmiotów, których pomaturalne dzieje skierowały w inne strony będzie doprawdy zachwyconych pierwszymi rozdziałami, w których autor przybliża najpierw zagadnienia astrofizyki – aktualnością sięgające przełomu pierwszej i drugiej dekady XXI wieku – jak i mechaniki kwantowej. Doprawdy, na rynku trudno o klarowniejszy wywód, tyleż naukowy, co i ciepły i przyjazny, niepozbawiony wątków osobistych.

Niestety, w pewnym momencie autor zatraca rzeczoną jasność wywodu, co po trosze można tłumaczyć skomplikowaniem prezentowanych zagadnień (tak jakby teorie względności były takie proste…), ale też i ekscytacją pisarza, który nie do końca potrafi zapanować nad swoim entuzjazmem.



Szwedzkiego profesora bynajmniej nie należy odsądzać od czci i wiary, wyraźnie bowiem widać – ba, niemal wprost się do tego przyznaje – iż doskwiera mu łatka miłośnika „pulpowych” tematów jak zwulgaryzowane ujęcie wszechświatów równoległych, momenta
mi jednak mimo wszystko szkoda, że brak mu odrobiny sceptycyzmu.

Doskonałym przykładem tegoż feleru jest sposób, w jaki „prześlizgnął się” nad tematem, który wśród zawodowych matematyków wzbudza szalone kłótnie, które najprościej można sprowadzić do frazy, iż „matematykę się odkrywa a nie tworzy”. Dla autora to aksjomat, któremu nie poświęca nawet sygnalizacji istniejącej wobec niego krytyki. Co istotne, teza naukowca jest ze wszech miar mi bliska, smutne jest więc, że burzyciel autorytetów (wedle własnej oceny) w tym zakresie jest tak autorytarny…

Cześć główna książki, poświęcona (niemal) tytułowej tezie jest niestety najbardziej rozczarowującą. W istocie jest ona mocno spekulatywna, choć samej idei nie brakuje piękna czy pewnej elegancji. Zupełnym nieporozumieniem jest zaś swoisty epilog, stanowiący miszmasz czy wręcz kogel-mogel tematów nie związanych z pozostałą częścią książki, by wskazać chociażby na niebezpieczeństwo powstania nieprzyjaznej sztucznej inteligencji.

„Nasz matematyczny wszechświat. W poszukiwaniu prawdziwej natury rzeczywistości” to książka interesująca, aczkolwiek nie wolna od rozlicznych wad. Stanowi ona doskonałe odzwierciedlenie tego, co w fizyce teoretycznej najpiękniejsze, jak i najbardziej ku niej zrażające.

Autor: Klemens
skomentuj
KOMENTARZE NA TEMAT GRY
więcej komentarzy dodaj komentarz