Wielki Szatan USA?

Wielki Szatan USA?

Niedawno na łamach naszej listy dyskusyjnej miała miejsce wręcz wyliczanka, kto bardziej nie lubi "tych dziwnych ludków ze Stanów Zjednoczonych". Sama ta niechęć do Wujka Sama jest dla mnie zrozumiała - razi nas egoizm Amerykanów, ich wścibstwo, nawet tam, gdzie wydają się najmniej potrzebni, patetyczne sformułowania o "heraldzie demokracji" i ich jednoczesne poparcie dla różnorodnych dyktatur rozrzuconych po całym świecie, o ile im to na rękę - słowem( niezwykle popularnym w poprzedniej epoce) ich imperializm. Jednak najbardziej zaskoczyły mnie pretensje niektórych Sztabowiczów, żywo przecież interesujących się historią( tak sądzę): uważają oni to za nienormalne zjawisko. I tu, jakem Sztabowy Histo(e)ryk, chciałbym zaprotestować!

Historia zna wiele mocarstw i imperiów - niektóre jak starożytni Olmekowie czy Asyryjczycy zostali przykryci przez kurz czasu. Inne jak starożytny Rzym też znikły, ale pozostawiły po sobie trwały ślad w historii i mają, chociażby niewielki, wpływ na świat współczesny. Jeszcze inne, tak jak Imperium Brytyjskie, niby wciąż istnieją, ale są cieniem dawnej wielkości. Wszystkie te państwa jednak w okresie swej świetności decydowały o obliczu świata im współczesnego. Prowadziły liczne wojny, burzyły dokonania przeszłości( np. ZSRR) czy też rozdawały karty w dyplomatycznej "wielkiej grze".

Pierwszy słowa imperializm użył Karol Marks, który określił nim "najwyższe i ostateczne stadium kapitalizmu". Jak wiemy, słowo to było ulubionym słowem propagandy sowieckiej w odniesieniu do poczynań Stanów Zjednoczonych, a pośrednio także wszystkich państw kapitalistycznych. Definicja Marksa nie pozwalała bowiem na użycie jego w odniesieniu do "bastionu komunizmu światowego", co chroniło przed replikami propagandowymi. Ja jednak rozumiem te słowo jako "dążenie do osiągnięcia i utrzymania pozycji mocarstwa", a więc ZSRR było państwem imperialistycznym, gdyż jak inaczej

nazwać podporządkowanie sobie państw Europy Środkowo-Wschodniej, czy interwencję w Afganistanie?

Ale wrócę do USA. Stany Zjednoczone niewątpliwie są już mocarstwem światowym - mają najpotężniejszą gospodarkę na świecie, potężną armię, dominują pod względem rozwoju. Są też dominującą siłą polityczną, wszędzie ich pełno, prawie wszędzie mają swoje interesy. I bronią ich! O to właśnie mamy do nich pretensje, gdyż są one nieraz sprzeczne z naszymi, lub chociaż z naszymi ideami. Mamy pretensje o interwencje w Jugosławii i Afganistanie, podczas gdy w ogóle nie reagują wobec konfliktu izraelsko-palestyńskiego, czy też problemu Kurdów. Wiadomo przecież, że Żydzi są wpływową grupą w Stanach, zaś Turcja jest niezwykle cennym sojusznikiem na Bliskim Wschodzie. Czysty biznes! Ale zastanówmy się - gdybyś był Amerykaninem, sytym, mieszkającym w wygodnym domu, jeżdżącym sportowym autkiem, mającym dobrze płatną pracę, czy krzyczałbyś "w obronie uciśnionych", czy wręcz przeciwnie, stwierdzałbyś, że ciężko na to pracowałeś, że nie zabraniasz nikomu się bogacić itp.?

Wielu razi zasłanianie się ideologią demokracji. Nic nowego! A co robiły ZSRR, Trzecia Rzesza czy Imperium Hiszpańskie wycinające w pień rodowitą ludność Nowego Świata? Historia zna całe mnóstwo podobnych przypadków.

W chwili, gdy zaangażowanie Amerykanów spadnie, gdy ograniczą się do radosnej konsumpcji, rozpocznie się kres i tego imperium. Zahamowanie rozwoju oznacza cofanie się. Podobny los spotkał starożytny Rzym, czy Grecję. Nie stanie się to jednak prędko. Idea "amerykańskiego snu" zapewnia ciągły dopływ nowych pomysłów itp. Amerykanie jeszcze długo będą wszędzie się wtrącać i będzie to wywoływało powszechną niechęć( to też nic nowego). Jednak niech nie wywołuje to naszego zdziwienia. To absolutnie normalne zjawisko!



Wielki Szatan USA?

Klemens
klemens777@wp.pl

Autor: Klemens

skomentuj
KOMENTARZE NA TEMAT GRY
więcej komentarzy dodaj komentarz