Andrew Roberts - Napoleon

Napoleon to właściwie nie jest imię, lecz określenie – teoretycznie każdy (przynajmniej mężczyzna) może nosić te imię, uchodzi ono jednak za tak charakterystyczne i ściśle związane z określoną osobą, iż opatrzenie go jakimkolwiek innym nazwiskiem jawi się jako pretensjonalne, a może nawet po prostu śmieszne. Zważywszy na fakt, iż tego rodzaju absolutnie unikalne osiągnięcie stało się efektem raptem dwudziestu lat życia wymykających się szaroburemu standardowi, trudno nie zainteresować się losami owej persony.
Dziedzictwem globalnym, a niejednokrotnie przesiąkającym nawet do języka codziennego, jest wiele powiedzonek i maksym przypisywanych Bonapartemu, lecz w książce Andrew Robertsa nie odnajdziemy jednej z nich podstawowych, głoszących, że Francuzem stał się on z własnego wyboru. Z pewnością dla niejednego czytelnika zaskakujący będzie „niespiskowy” fakt jego nieoczywistej „francuskości”, który to temat jednak autor bardzo umiejętnie zgłębia i wyjaśnia.



Zdecydowanym atutem omawianej publikacji jest przywiązanie autora do szczegółu, brak skłonności do pomijania tych ukazujących go w bardziej pozytywnym świetle bądź unaoczniających jego dalece bardziej mroczną stronę. Nietrudno dopatrzeć się sympatii brytyjskiego pisarza dla obiektu jego badań – wszak nie tak oczywistej zważywszy na jego pochodzenie oraz kulturę, w któ
rej został on wychowany – acz nieraz ocenę Cesarza Francuzów nieraz pozostawia on samemu czytelnikowi, podsuwając mu jednak fakty, które mogłyby go skłonić tak ku jednej, jak i drugiej tezie.

Atutem omawianej pozycji jest również fakt, iż nie koncentruje się ona wyłącznie na batalistyce, a wszak nieraz Bonaparte zwykł być prezentowany nade wszystko jako demon wojny, niekoniecznie w pozytywnym świetle. Rzuca się w oczy rozkład akcentów, pozostający w niemałym kontraście chociażby w perspektywie właściwej dla niedawnego filmu Ridley’a Scotta.

„Napoleon” to wznowiona edycja książki, która wcześniej pojawiła się na polskim rynku wraz z podtytułem wskazującym na wielkość danej osoby (zgodnie zresztą z zamysłem oryginału). „Zaginięcie” owego przydatku nie czyni jednak całości mniej monumentalną lub fascynującą. Czy jest to zaś zaintrygowanie złem, czy nie, każdy winien ocenić we własnym zakresie – materiału źródłowego służącego wyrobieniu sobie oceny nie zabraknie.

Autor: Klemens
skomentuj
KOMENTARZE NA TEMAT GRY
więcej komentarzy dodaj komentarz