Zjazd VIII

Ekhm... Spóźniliśmy się na peron i zgubiliśmy Ajma...


Niezwłocznie udaliśmy się do kwatery głównej sztabu antykryzysowego, gdzie misterny plan przechwycenia Ajma był już prawie na ukończeniu. Toteż gdy tylko szklanki z owym zacnym napojem przechwytującym zostały opróżnione, Marszałek słusznie zauważył, że nie ma na co czekać i należy wyruszyć na poszukiwania. Po drodze zgarnęliśmy z przystanku Klemensa i szeroką ławą udaliśmy się na bezpardonowy podbój dworca. Przeszukiwanie peronu czwartego nie dało rezultatu (a tu generał miał był wysiąść jakiś czas wcześniej). Nieco zawiedzeni weszliśmy do podziemnego przejścia miedzy peronami, a tu niespodzianka! Klemens podchodzi do jednego jegomościa stojącego przy punkcie dostępu do Internetu, a ów okazuje się być Ajmdemenem we własnej osobie! Jakież było zdziwienie Huntera, gdyż on co najmniej sześć razy przechodził w tym miejscu, ale generała nie zauważył…

A to kto?


Ajm-de-men!


Gdy już zgrupowaliśmy się, trzeba było zająć się kwaterunkiem. Ja i Matis mieliśmy nocować u Huntera, jednak z centrum do niego jest troszkę daleko (jakieś 1,5 h jazdy tramwajem i autobusem), to rzeczy zostawiliśmy w hostelu „3 Kafki” – miejscu noclegu reszty ekipy. Pomimo tego, że ich pokój był na 4 piętrze, to nikomu od wchodzenia po stopniach nie odpadły nogi, trzeba także
przyznać, że warunki mieli naprawdę dobre.


Jak się okazało, Klemens spisał się znakomicie również pod względem logistyki, gdyż rzut kamieniem od wejścia do hostelu jest nieźle zaopatrzony sklep o wymownej nazwie „Kefirek”.

Trzy Jaskółki ... tfu! Kaw... Kafki


Co działo się dalej? Przyszedł czas na zwiedzanie. Oczywiście byliśmy na Rynku Głównym, w Kościele Mariackim, pod paroma pomnikami. W końcu jednak doszliśmy do wniosku, że czas odpocząć. Udaliśmy się do wodopoju (ze względu na ogromną populację Kraków musiał wybudować wiele wodopojów, by nie poumierali oni z pragnienia. Z czasem, w celu przyciągnięcia turystów, zaczęto dodawać do wody inne atrakcyjne dodatki. W wyniku tych działań nabrała ona nowych, magicznych właściwości. Człowiek po niej staje się wesoły i skory do zabawy. Trzeba jednak uważać, by jej nie przedawkować, by wtedy stwarzają się zakrzywienia czasoprzestrzeni i nikt nie wie, gdzie jest) i tam uzupełniliśmy braki w gospodarce „wodnej”. Potem znowu było zwiedzanie. A potem znowu udanie się do wodopoju (ach, jaki był skwar!) i partyjka w pokera na zapałki. Nie powiem, grało się bardzo przyjemnie, nawet pomimo tego, że niektórym zdarzyło się trochę porozlewać soczki. W tak zwanym międzyczasie opuścił nas Goodi. Pokój Jego duszy.

Zarys struktury organizacyjnej Sztabu


Kiedy już ograbiliśmy cały Kraków z zapałek, zapadła decyzja, że czas się zbierać. Udaliśmy się jeszcze na pizzę, a potem trafiliśmy do „Trzech Kafek” (Kafków?), zabraliśmy z Matisem toboły i pod przewodnictwem Huntera ruszyliśmy do miejsca naszego noclegu. Co robiła reszta ekipy – nie wiem.


skomentuj
KOMENTARZE NA TEMAT GRY
więcej komentarzy dodaj komentarz