Angel Wagenstein - Daleko od Toledo, czyli rzecz o Abrahamie Pijanicy

Po pięcioksięgu nadeszła pora na księgę… drugą – każda osoba zaniepokojona tudzież oburzona tak jawnym naruszeniem matematyki i logiki dla osiągnięcia spokoju musi sobie uświadomić, że ma do czynienia z pisarzem niezwykłym, a mianowicie Angelem Wagensteinem.
„Pięcioksiąg Izaaka”, jakkolwiek jego akcja częściowo rozgrywała się w czasach niezwykle dramatycznych – hitleryzmu i jego obozów śmierci, jak również komunizmu i niewiele lepszych – o ile w ogóle – obozów położonych w archipelagu Gułag, miał zasadniczo dość lekki klimat, roił się wręcz od żydowskich szmoncesów, pozwalając z nieco większą pogodą spojrzeć na świat, który odszedł. Tymczasem „Daleko od Toledo” jest książką dalece odmienną.

Druga odsłona trylogii bułgarskiego pisarza żydowskiego pochodzenia przenosi czytelnika w czasie i przestrzeni, obszary Galicji zastępując Płowdiwem i jego okolicami, zamieszkiwanymi przez równie niezwykły amalgamat społeczności, a nawet i tamtejsi Żydzi są inni, a to ze względu na swe sefardyjskie a nie aszkenazyjskie pochodzenie. Choć właściwie należałoby zaznaczyć, iż dotyczy to tylko przeszłości sprzed półwiecza, wspominanej i odtwarzanej przez syna tej ziemi, przez nią odtrąconego.



Tym razem miłośnicy wiców mogą poczuć się zawiedzeni, tych bowiem w stanie „czystym” właściwie nie zaznają, owszem, niektóre reakcje młodego Berto Cohena będą w stanie wzbudzić u nich uśmiech, jeśli nie nawet tajonego z lekka rechotu, aczkolwiek będzie to miało miejsce raczej &
#8222;ubocznie” a nie stanowić esencję niniejszej pozycji.

„Daleko od Toledo” jest w dużej mierze autobiograficznym rozrachunkiem autora z demonami przeszłości, tyleż pięknej – bo wszak będącej czasem młodości, pierwszej miłości i pierwszych zachwytów – co jednak i naznaczonej cierpieniem, rozczarowaniami i poczuciem nieszczęścia. Niby bowiem bułgarskim Żydom udało się uniknąć przykrego losu pobratymców z właściwie wszystkich innych krajów Europy w czasie II wojny światowej, jednakże ich los – a także los ich innowierczych i innoplemiennych sąsiadów – został surowo naznaczony przez drugi z dwudziestowiecznych wielkich totalitaryzmów.

Jakkolwiek jednak czytelnik będzie musiał zmierzyć się z obrazami brutalnych walk partyzantki z profaszystowskim reżimem czy niszczenia klas „burżuazyjnych” przez stalinowców, jakkolwiek uczucia krzywdy i niesprawiedliwości będą szukały dróg do jego serca i umysłu, tym niemniej będą to goście raczej bardziej nieszczęśliwi niźli przykrzy.

Jest coś zadziwiającego w fakcie, iż niejednokrotnie demony i tęsknoty narodów dotkniętych przez zbrodnicze ideologie minionego stulecia tak dobrze wyrazili autorzy o podwójnej tożsamości – jak Imre Kertesz na Węgrzech i właśnie Angel Wagenstein w Bułgarii. Być może to właśnie melancholia i swoista pokora narodu żydowskiego tak doskonale pozwala odsłonić sekrety dusz innych narodów, tajemnicze również i dla nich samych. „Daleko od Toledo” może się bowiem dla nich jawić jak dynia dla pewnego spracowanego osła. Metafora niezrozumiała? Tym bardziej warto sięgnąć po recenzowaną pozycję.

Autor: Klemens
skomentuj
KOMENTARZE NA TEMAT GRY
więcej komentarzy dodaj komentarz