Worshippers of Cthulhu
Sztab VVeteranów
Tytuł: Worshippers of Cthulhu
Producent: Crazy Goat Games
Dystrybutor:
Gatunek: Ekonomiczna
Premiera Pl:0000-00-00
Premiera świat:
Autor: Klemens
Tytuł: Worshippers of Cthulhu
Producent: Crazy Goat Games
Dystrybutor:
Gatunek: Ekonomiczna
Premiera Pl:0000-00-00
Premiera świat:
Autor: Klemens
Worshippers of Cthulhu
Proza H.P. Lovecrafta stanowiła inspirację już dla dziesiątek najróżniejszych gier (dość wspomnieć, iż już około ćwierćwiecze temu zagrywałem się w Prisoner of Ice), lecz gatunkowo z reguły byli to reprezentanci produkcji nastawionych bądź na akcję, bądź przynajmniej na przerażenie gracza. Polscy deweloperzy zrzeszeni w studio Crazy Goat Games postanowili podążyć inną drogą.
Worshippers of Cthulhu bowiem jest city builderem, czyli strategią ekonomiczną zorientowaną na wznoszenie kolejnych osad i zapewnianie im ciągłości funkcjonowania przez zapewnienie efektywności poszczególnych łańcuchów produkcyjnych. W oczywisty sposób jednak wyróżnia się ona na tle innych reprezentantów gatunku faktem, iż właściwie nasze cele są skrajnie złe.
Gra jest utrzymana w dość mrocznej tonacji, rzuceni bowiem jesteśmy na archipelag skalistych wysepek położonych gdzieś na Oceanie Spokojnym, nad którymi słońce zdaje się nigdy nie wschodzić, ba, niemal nieustannie siąpi deszcz (co jednak każe zadać sobie pyt
anie jak to możliwe, że jednym z głównych źródeł pożywienia jest na wskroś amerykańska kukurydza). Przyjdzie nam zarządzać żelazną pięścią nad swoją sekciarską trzódką, co obejmować będzie nawet składanie ofiar z jej członków.
Nie tylko więc będziemy budowali domy, chaty drwali, tartaki czy poławiaczy małży (w końcu nie ryby!), lecz również sale ceremonialne, w których będziemy trwale oszpecali ciała swoich współwyznawców, jednakże nie dla zdegenerowanej frajdy, lecz w celu zapewnieniu magicznych atutów związanych z tego rodzaju bliznami. Nie tylko będziemy przywoływali potwory z głębin celem szczucia ich na przepływające obok statki bądź ku podbojowi okolicznych wysepek. Przyjdzie nam nawet zmierzyć się z pewnymi minigrami!
Gra wciąga niczym macki Przedwiecznego, lecz potrafi nieco zirytować dość ślamazarnym tempem postępów, przynajmniej w początkowej fazie. Jest ona również umiarkowanie tolerancyjna w zakresie (nie)efektywności stosowanych rozwiązań – wygospodarowanie stosownych nadwyżek może stanowić wyzwanie, jeśli ze zbyt dużą dezynwolturą podejdziemy do stawiania poszczególnych budynków (choć właściwie nie ma przeciwwskazań, by następnie przeprowadzić nawet całkiem gruntowną przebudowę).
Nieco zastrzeżeń wzbudzała u mnie oprawa graficzna przy zbliżeniach, gdyż miast wzbudzać trwogę czy choćby niepokój znacznie bliżej jej było do rozbawienia mnie groteskowością, przywodzącą na myśl raczej przesadę właściwą dla Halloween. Wraz z kolejnymi tego rodzaju „klopsami” dochodzę do wniosku, że jest to celowy zabieg twórców, bo też i trudno uniwersum H.P. Lovecrafta w istocie traktować poważnie. A śmiejąc się z owego patosu dużo łatwiej o strawność całości.
Worshippers of Cthulhu to produkcja, przed którą widzę dość świetlaną (tj. mroczną) przyszłość. Sensownie operując bowiem gatunkowymi standardami rozwija je o wiele unikatowych mechanik, nie zanadto rewolucyjnych, lecz dostatecznie atrakcyjnych, by sięgnąć właśnie po tę grę a nie jej konkurentów. I choć dysk mojego komputera co chwilę nęcił mnie szereg innych produkcji, to właśnie ku tej grze co chwile odczuwałem nieodparty zew. Zew Cthulhu?
Autor: Klemens
Worshippers of Cthulhu bowiem jest city builderem, czyli strategią ekonomiczną zorientowaną na wznoszenie kolejnych osad i zapewnianie im ciągłości funkcjonowania przez zapewnienie efektywności poszczególnych łańcuchów produkcyjnych. W oczywisty sposób jednak wyróżnia się ona na tle innych reprezentantów gatunku faktem, iż właściwie nasze cele są skrajnie złe.
Gra jest utrzymana w dość mrocznej tonacji, rzuceni bowiem jesteśmy na archipelag skalistych wysepek położonych gdzieś na Oceanie Spokojnym, nad którymi słońce zdaje się nigdy nie wschodzić, ba, niemal nieustannie siąpi deszcz (co jednak każe zadać sobie pyt
Nie tylko więc będziemy budowali domy, chaty drwali, tartaki czy poławiaczy małży (w końcu nie ryby!), lecz również sale ceremonialne, w których będziemy trwale oszpecali ciała swoich współwyznawców, jednakże nie dla zdegenerowanej frajdy, lecz w celu zapewnieniu magicznych atutów związanych z tego rodzaju bliznami. Nie tylko będziemy przywoływali potwory z głębin celem szczucia ich na przepływające obok statki bądź ku podbojowi okolicznych wysepek. Przyjdzie nam nawet zmierzyć się z pewnymi minigrami!
Gra wciąga niczym macki Przedwiecznego, lecz potrafi nieco zirytować dość ślamazarnym tempem postępów, przynajmniej w początkowej fazie. Jest ona również umiarkowanie tolerancyjna w zakresie (nie)efektywności stosowanych rozwiązań – wygospodarowanie stosownych nadwyżek może stanowić wyzwanie, jeśli ze zbyt dużą dezynwolturą podejdziemy do stawiania poszczególnych budynków (choć właściwie nie ma przeciwwskazań, by następnie przeprowadzić nawet całkiem gruntowną przebudowę).
Nieco zastrzeżeń wzbudzała u mnie oprawa graficzna przy zbliżeniach, gdyż miast wzbudzać trwogę czy choćby niepokój znacznie bliżej jej było do rozbawienia mnie groteskowością, przywodzącą na myśl raczej przesadę właściwą dla Halloween. Wraz z kolejnymi tego rodzaju „klopsami” dochodzę do wniosku, że jest to celowy zabieg twórców, bo też i trudno uniwersum H.P. Lovecrafta w istocie traktować poważnie. A śmiejąc się z owego patosu dużo łatwiej o strawność całości.
Worshippers of Cthulhu to produkcja, przed którą widzę dość świetlaną (tj. mroczną) przyszłość. Sensownie operując bowiem gatunkowymi standardami rozwija je o wiele unikatowych mechanik, nie zanadto rewolucyjnych, lecz dostatecznie atrakcyjnych, by sięgnąć właśnie po tę grę a nie jej konkurentów. I choć dysk mojego komputera co chwilę nęcił mnie szereg innych produkcji, to właśnie ku tej grze co chwile odczuwałem nieodparty zew. Zew Cthulhu?
Autor: Klemens