Czy to prawda, że w USA rządzi nieudolny prezydent tyran, a w wyniku powstania Stany ogarnia wojna domowa? Nie, to tylko scenariusz nowej gry strategicznej. Przynajmniej na razie...

Puść nieco wodze fantazji. W USA następuje kryzys, w wyniku którego część stanów USA postanawia się odłączyć. I to wcale nie w sposób pokojowy - każdy próbuje zagarnąć dla siebie jak najwięcej. Na domiar złego, okazję wykorzystują Rosjanie, próbując zagarnąć dla siebie Alaskę. Globalny konflikt zbliża się nieuchronnie.

Na pierwszy rzut oka ślicznie to wygląda, jednak na drugi łatwo odróżnić tło od modeli jednostek

To nie jest scenariusz kolejnej książki pióra Toma Clancego, ale otoczka nowej gry strategicznej, mającej się pojawić na PC, XBOX-ie i PS2 pod koniec tego roku. Fani proroctw Nostradamusa powinni czuć się uradowani - gra traktuje bowiem o bardzo bliskiej przyszłości, niemal dniu obecnym. Producenci zarzekają się nawet, iż większe miasta będą szczegółowo odwzorowane, a gracz będzie mógł toczyć potyczki w pobliżu mostu Golden Gate czy Sears Towers i nawet je zniszczyć. Słodko!

Jednak dość już o fabule, wszak w grach strategicznych ma ona drugorzędne znaczenie. Przyjrzyjmy się samym bebechom, nim Naczelny utnie mi tekst i wstawi jakąś reklamę :).

Fotorealistyczne wybuchy, dynamiczne cienie jednostek – oj, bez dobrej karty graficznej będzie pewnie ciężko

Do dyspozycji będziesz mieć 7 stron konfliktu i aż 73 różne jednostki. Znaczna ich większość istnieje naprawdę, więc swoją armię będziesz mógł oprzeć na sławnych czołgach Abrams czy też śmigłowcach Apache.

Największą ciekawostką i zaletą w moich oczach jest jednak konieczność starannego planowania doboru oddziałów. W każdym konflikcie będziesz dysponował ich stała pulą, którą trzeba będzie rozdzielić do bronienia lub atakowania różnych terytoriów. Cały haczyk polega na tym, iż uwzględniono problemy z przerzucaniem wojsk na różne fronty, więc każdą jednostkę będziesz mógł użyć wyłącznie raz! Interesujące? Wyobraź sobie więc, iż masz rozstawić śmigłowce Apache. Użyjesz ich w misji, w której się bronisz, czy też przeprowadzasz ofensywę? Głupota a cieszy, fajnie, że producenci zauważyli, iż kluczem do sukcesu jest plan opracowany przed misją, a nie samo klikanie w czasie jej trwania!

Kolejnym smaczkiem jest fakt, iż miasta nie będą odbudowywane. Czyli nawet jeśli wygrasz misję, w której bronisz swoją stolicę, a zostanie ona jednak dotkliwe zniszczona, to możesz się liczyć z poważnymi problemami w późniejszej części gry, bowiem nastąpią problemy w produkcji nowych jednostek. Znów niby głupotka, jednak o ile podnosi realizm rozgrywki!

Potyczki będą rozgrywały się w różnych porach roku

Na koniec, dla ścisłości dodam, iż do rozegrania będziesz miał kampanię, wolne scenariusze oraz potyczki w trybie multiplayer.

Tury atakują. Dobre pomysły nigdy się nie starzeją. Po setkach RTS-ów będziemy mogli znowu wydawać rozkazy w trybie turowym i przesuwać jednostki o określoną liczbę pól. Autorzy gry podkreślają jednak dynamikę i łatwość sterowania, i skoro gra ukaże się też na konsolach, to jestem w stanie im uwierzyć.

Czy "Shattered Union" okaże się grą dobrą? Zobaczymy. Posiadacze konsol powinni szczególnie trzymać kciuki, wszak dobrych gier strategicznych na te maszynki jest jak na lekarstwo. Jeśli więc nie jesteś oddanym fanem RTS-ów i masz ochotę na więcej myślenia niż klikania - dopisz "Shattered Union" do listy oczekiwanych. Opcje są tylko dwie: okaże się ona albo wielkim hitem albo megarozczarowaniem.

Tekst udostępniony na wyłączność dzięki czasopismu "Click!" (C).
Wydawnictwo Bauer

E-mail autora: MAO

---