Cliff Empire
Sztab VVeteranów
Tytuł: Cliff Empire
Producent: Lion's Shade
Dystrybutor:
Gatunek: sim
Premiera Pl:0000-00-00
Premiera Świat:
Autor: Klemens
Tytuł: Cliff Empire
Producent: Lion's Shade
Dystrybutor:
Gatunek: sim
Premiera Pl:0000-00-00
Premiera Świat:
Autor: Klemens
Cliff Empire
Akcja rzeczonej pozycji rozgrywa się w przyszłości, gdy doszło do skażenia powierzchni Ziemi, jedyną szansą na przetrwanie stała się jednak ucieczka w przestworza. Niestety, nasza technologia nie jest jeszcze tak zaawansowana, by sięgnąć innych gwiazd, lecz marzenia o nich wymagają wciąż czerpania z surowców staruszki Gai. By jednak żyć, trzeba unikać radioaktywnego pyłu, który osiadł na powierzchni – wyjściem jest więc zamieszkanie w chmurach.
Ciśnienie panujące w świcie gry nie pozwala na konstruowanie latających miast rodem z „Imperium kontratakuje”, przeciwnie, każda platforma musi być osadzona na ziemskim fundamencie, co w połączeniu z kosztami tego rozwiązania niezwykle limi
tuje dostępną powierzchnię.
Grę można by więc określić mianem city-buildera, w której musimy zaspokajać różnorakie potrzeby mieszkańców, tak te ze wszech miar podstawowe, później zaś o bardziej zbytkownym charakterze. Inaczej jednak niż w przypadku innych tego typu produkcji szybko docieramy do ściany i odkrywamy, że postawienie nowego obiektu będzie możliwe tylko w sytuacji wyburzenia innego. Tu zaś pojawia się dylemat – co wybaczy nam rynek oraz mieszkańcy jako tacy?
Póki co gra nie jest wolna od szeregu felerów. Brakuje w niej typowej fabuły (choć w przypadku tego rodzaju produkcji czasami pozycje w ogóle się obywają bez niej), stosunkowo łatwo jest jednak wpaść w pułapkę punktu bez odwrotu – i tak naprawdę konieczności rozpoczęcia na nowo. Rzekłbym, iż poszczególna sieć interakcji wymaga jeszcze dalszego udoskonalenia.
Atutem gry jest niewątpliwie oprawa audiowizualna – nieraz po prostu pozwalałem sobie sycić oczy i uszy bez podejmowania jakichkolwiek własnych akcji. Malo tego, gra oferuje nawet opcję zwiedzania świata gry z perspektywy przechodnia, co jednak z perspektywy wymogów rozgrywki jest zupełnie zbędne i ma charakter wyłącznie atrakcji dla zmysłów.
Cliff Empire to już produkt dość zaawansowany, zdolny pochłonąć gracza na wiele godzin. Z drugiej strony nie sposób jeszcze nie dostrzec szeregu jego niedoskonałości wynikających tyleż z etapowości produkcji, co i brak ostatecznego połysku. Warto jednak wyglądać ostatecznej premiery.
Autor: Klemens
Ciśnienie panujące w świcie gry nie pozwala na konstruowanie latających miast rodem z „Imperium kontratakuje”, przeciwnie, każda platforma musi być osadzona na ziemskim fundamencie, co w połączeniu z kosztami tego rozwiązania niezwykle limi
Grę można by więc określić mianem city-buildera, w której musimy zaspokajać różnorakie potrzeby mieszkańców, tak te ze wszech miar podstawowe, później zaś o bardziej zbytkownym charakterze. Inaczej jednak niż w przypadku innych tego typu produkcji szybko docieramy do ściany i odkrywamy, że postawienie nowego obiektu będzie możliwe tylko w sytuacji wyburzenia innego. Tu zaś pojawia się dylemat – co wybaczy nam rynek oraz mieszkańcy jako tacy?
Póki co gra nie jest wolna od szeregu felerów. Brakuje w niej typowej fabuły (choć w przypadku tego rodzaju produkcji czasami pozycje w ogóle się obywają bez niej), stosunkowo łatwo jest jednak wpaść w pułapkę punktu bez odwrotu – i tak naprawdę konieczności rozpoczęcia na nowo. Rzekłbym, iż poszczególna sieć interakcji wymaga jeszcze dalszego udoskonalenia.
Atutem gry jest niewątpliwie oprawa audiowizualna – nieraz po prostu pozwalałem sobie sycić oczy i uszy bez podejmowania jakichkolwiek własnych akcji. Malo tego, gra oferuje nawet opcję zwiedzania świata gry z perspektywy przechodnia, co jednak z perspektywy wymogów rozgrywki jest zupełnie zbędne i ma charakter wyłącznie atrakcji dla zmysłów.
Cliff Empire to już produkt dość zaawansowany, zdolny pochłonąć gracza na wiele godzin. Z drugiej strony nie sposób jeszcze nie dostrzec szeregu jego niedoskonałości wynikających tyleż z etapowości produkcji, co i brak ostatecznego połysku. Warto jednak wyglądać ostatecznej premiery.
Autor: Klemens