Wyprawy krzyżowe, cz. III - Specyfika bizantyjska

U progu I krucjaty Cesarstwo Bizantyjskie miało już długą historię. Powstałe w V wieku (niektórzy historycy podają IV) państwo przeszło już kilka cykli wzrostu swej potęgi i jej regresu. W realiach europejskich było bez wątpienia kontynuatorem Rzymu. Niezależnie od tego jakie prawa rościli sobie zachodni królowie i cesarze, ich świat pogrążał się w chaosie i barbarzyństwie, podczas gdy na wschodzie tradycje rzymskie pozostały zachowane i podlegały dalszemu przekształcaniu. Mimo upływu czasu, sposób postrzegania przez Bizantyjczyków otaczającego ich świata był łudząco podobny do tego jaki towarzyszył antycznemu imperium. Tak jak w cesarstwie rzymskim, postrzegany on był jako barbarzyński i dziki, a ich własne państwo zaś jako ostoja sztuki nauki i cywilizacji.
wyprawy-krzyzowe,-cz.-iii-specyfika-bizantyjska-9754-1. 1Ościenne ludy składały się w większości z prymitywnych koczowników, bądź stojących na znacznie niższym stopniu rozwoju Słowian. Jedyny groźny przeciwnik, Kalifat Arabski, wyczerpywał w tym okresie swą ekspansywną dynamikę, rozpadając się na coraz liczniejsze państwa, którym nie brakło nigdy powodów do wzajemnych waśni i bratobójczych walk. Na Bliskim Wschodzie Arabowie toczyli właśnie zajadłe walki z Turkami seldżuckimi, którzy po krótkim okresie dobrej koegzystencji wyczuli ich słabość i szansę narzucenia im swojej władzy. Bardzo istotnym z punktu widzenia Bizancjum aspektem tych zmagań było zajęcie przez Turków Jerozolimy (odebrana przez Arabów Bizancjum w 638 Roku, w roku 1072 przeszła w ręce tureckie). Przesiąknięte na wskroś życiem religijnym cesarstwo nigdy nie pogodziło się z tą stratą, toteż w zmienionej sytuacji jego uwaga przesunęła się właśnie z Arabów na Turków, którzy swoją drogą stawali się coraz większym zagrożeniem. Równocześnie postępowała degradacja Europy Zachodniej. Podczas gdy Cesarstwo rozwijało się i bogaciło, opierając swą ekonomię na obrocie pieniężnym i kontroli szlaków handlowych (sam Konstantynopol leżał na przecięciu jedwabnego szlaku i arterii handlowej łączącej Skandynawię z Morzem Śródziemnym), na zachodzie postępowały procesy dezurbanizacji i nawrotu do gospodarki naturalnej. Dzięki zdrowym podstawom ekonomicznym, niezwykle rozbudowanej administracji i ogromnemu centralizmowi władza cesarska była bardzo silna, w oczach ludzi z Zachodu zaś Bizancjum jawiło się jako niezwykła kraina oszołamiającego bogactwa, wyrafinowanej rozpusty i niekończących się przewrotów pałacowych.

Pod tą fasadą narastały jednak poważne problemy. Oparty na coraz większym wyzysku finansowym dolnych warstw społecznych sukces, prowadził do licznych buntów oraz masowej ucieczki chłopów do miast. W okresie przed pierwszą krucjatą migracja przybrała już katastrofalne dla państwa rozmiary, reakcją zaś było zwiększanie nadzoru administracyjnego oraz rozbudowa sił policyjnych, których utrzymanie pociągało za sobą konieczność dalszego zwiększania obciążeń podatkowych. Błędne koło toczyło się w najlepsze. Równocześnie kwitło życie monastyczne, że zaś w cesarstwie zgłaszającym pretensje do bycia przywódcą duchowym całego chrześcijaństwa Kościół był nieodłączną częścią administracji, szeregi zakonne rosły wciągając całe rzesze osób szczerze wierzących, uciekających przed wyzyskiem fiskalnym bądź służbą wojskową. W okresie tym sam Konstantynopol mógł się pochwalić około dwustoma zgromadzeniami klasztornymi, w skali państwa zaś co najmniej piąta cześć jego mieszkańców znalazła się tą drogą na jego utrzymaniu, zaś trzecia część ziemi w rękach Kościoła.

Połączone czynniki upadku ekonomicznego i rozkwitu życia religijnego fatalnie odbijały się na wojskowości Cesarstwa. Wraz z ubytkiem chłopów zmniejszała się liczba rekrutów w armii oraz znacznie obniżał
a się ich jakość uzbrojenia i wyszkolenia. Temowy system organizacji wojskowej załamywał się powoli, stając się coraz bardziej bytem papierowo-biurokratycznym, silna centralizacja zaś skutecznie zapobiegła feudalizacji państwa, w efekcie czego na Wschodzie nie pojawił się feudalny typ ciężkiej kawalerii dominujący w tym czasie na polach bitew. Liczba oficerów i generałów pobierających państwowe pensje rosła, podczas gdy siły mobilizacyjne i liczebność armii kurczyły się w zastraszającym tempie. Problemy nie omijały także elit politycznych. Największym z nich była odziedziczona po antycznym Rzymie „tradycja” sadzania na tronie cesarzy przez armie. Kolejni władcy w celu utrzymania swej pozycji zmuszeni byli wydawać ogromne sumy na utrzymanie coraz mniej efektywnego wojska, powoli tracącego możliwość obrony granic, ale zawsze niezwykle biegłego w organizowaniu przewrotów wojskowych.

Jak cesarstwo, obciążone takimi problemami, radziło sobie z obronnością? Tę kwestię należy rozpatrywać w dwóch przeciwstawnych aspektach. Bez wątpienia wewnętrzna polityka cesarzy wymagała ograniczenia liczebności i znaczenia armii (największego potencjalnego zagrożenia dla ich władzy). Władcy obdarzeni zdolnościami wojskowymi zawsze chętnie przejmowali osobisty nadzór nad wojskiem, pozostali zaś nigdy nie szczędzili na nie pieniędzy, równocześnie dokładając wszelkich starań aby nie było ono zbyt liczne. Zarazem jednak takie działania poważnie narażały na szwank obronność państwa.

Sposób w jaki cesarstwo radziło sobie z tym problemem był złożony i wielokierunkowy. Przede wszystkim trzeba stwierdzić, iż dzięki zachowanemu dorobkowi antycznemu i późniejszym odkryciom, armia bizantyjska niezbyt bitna zazwyczaj w polu, osiągnęła prawdziwe mistrzostwo w sztuce fortyfikacyjnej i oblężniczej. Przez kilkaset lat wszystkich wrogów cesarstwa odstraszał od jego granic wynalazek greckiego ognia, w omawianym okresie straciło ono już jednak monopol na swą „cudowną broń”. Trudności mobilizacyjne rozwiązywane były poprzez rekrutację oddziałów najemnych (zazwyczaj tanich koczowników, w tym czasie jednak trzonem armii byli najemnicy normańscy). Ponadto wojskowość bizantyjska charakteryzowała się dużą elastycznością i innowacyjnością. Powszechna była reguła walki z określonym przeciwnikiem jego własną bronią, którą zazwyczaj też znacznie ulepszano.

Podstawową formą obrony bywała jednak nie armia, ale znakomity, sowicie opłacany wywiad i niezwykle zręczna dyplomacja. Cesarstwo było zawsze znakomicie poinformowane o wydarzeniach w państwach ościennych. Bardzo sprawnie zorganizowana poczta, obejmująca swym zasięgiem cale państwo, pozwalała na szybki przepływ informacji. Trzeba tu zauważyć, iż z perspektywy Bizantyjczyków wojna, nawet wygrana, była katastrofą. Zawsze kosztowała fortunę, odrywała coraz mniej licznych chłopów od ziemi, stwarzała generałom znakomitą okazję do przewrotu wojskowego, zdobytewyprawy-krzyzowe,-cz.-iii-specyfika-bizantyjska-9754-2. 2 zaś na prymitywnych i ubogich sąsiadach łupy zazwyczaj nie pokrywały nawet dziesiątej części poniesionych wydatków. Biorąc te fakty pod uwagę nie dziwi, iż najważniejszym sposobem obrony była nieomal zawsze dyplomacja. Cesarstwo dokładało wszelkich starań aby jego najgroźniejsi rywale byli ze sobą w stanie wojny lub co najmniej głębokiej niezgody. Zapobiegało również agresji poprzez masowe zaciągi pod swe sztandary tych sił wojskowych, które zdradzały w rejonie najbardziej agresywne zapędy. Zawsze też szukano żołnierzy tanich, walczących nie dla pieniędzy, lecz idei (krucjaty), którzy staną do walki masowo, utrzymanie ich nie pogrąży państwa w długach, jako obcy nie wciągną się w lokalne rozgrywki polityczne, zaś w czasie pokoju sprawdzą się w roli policyjnej względem dolnych warstw społecznych zapewniając pomyślność ekonomiczną.

Był to kompleksowy system wojskowo-polityczny obarczony jednak dwoma poważnymi słabościami. Pierwszą z nich był fakt, że ściąganie pod własne sztandary azjatyckich koczowników pozwalało wprawdzie doraźnie zażegnać niebezpieczeństwo, wcześniej czy później wracali oni jednak w rodzinne strony, gdzie dostarczane przez nich informacje o bogactwie cesarstwa rozpalały wyobraźnie kolejnych pokoleń zdobywców. Jeszcze groźniejsze było to, że słabe wojskowo i unikające walki Bizancjum stawało się coraz bardziej zbrukane w oczach ludzi Zachodu. Rycerze łacińscy zazwyczaj nie rozumieli zawiłości bizantyjskiej polityki, postrzegając cesarstwo jako organizm tchórzliwy, niehonorowy i zdradliwy, którego działania w żaden sposób nie mieszczą się w kodeksach i obyczajach rycerskich. Przepaść między chrześcijaństwem wschodnim i zachodnim pogłębiała się coraz bardziej. Sporowi duchownych obu kościołów towarzyszyła coraz większa nieufność chrześcijan obu odłamów (w oczach Bizantyjczyków zachodni chrześcijanie byli niedomytymi, niepiśmiennymi barbarzyńcami, Zachód zaś miał Greków za tchórzy, krętaczy i heretyków), sytuacji nie poprawiała również zajadła rywalizacja włoskich republik kupieckich z Konstantynopolem o pośrednictwo handlowe z Bliskim Wschodem.

W roku 1071 armia bizantyjska poniosła klęskę z rąk tureckich w bitwie pod Manzikertem. Niewielka wojskowa porażka, jaką było w istocie to wydarzenie, przerodziła się w ciąg kataklizmów polityczno-społecznych, który zniszczył bizantyjską wojskowość u podstaw. Wyparte z Półwyspu Anatolijskiego cesarstwo, pozbawione swych podstawowych terenów mobilizacyjnych, zareagowało jak zawsze dyplomacją, wzywając chrześcijan zachodnich do odbicia z tureckich rąk Grobu Świętego. W założeniu miało to ściągnąć pod bizantyjskie sztandary armię, której rękoma i fanatyzmem religijnym cesarstwo planowało wielką kontrofensywę na wschodzie. Przy okazji dyplomaci bizantyjscy mieli pewność, że Europa Zachodnia zostanie pozbawiona sił, które mogłyby wykorzystać sytuację i naruszyć zachodnie granice cesarstwa. Wkrótce wydarzenia przybrały zupełnie inny bieg wydarzeń niż zakładali bizantyjscy stratedzy…


Autor: Vodayo
skomentuj
KOMENTARZE NA TEMAT GRY
więcej komentarzy dodaj komentarz