Wyprawy krzyżowe, cz. III - Specyfika bizantyjska
Pod tą fasadą narastały jednak poważne problemy. Oparty na coraz większym wyzysku finansowym dolnych warstw społecznych sukces, prowadził do licznych buntów oraz masowej ucieczki chłopów do miast. W okresie przed pierwszą krucjatą migracja przybrała już katastrofalne dla państwa rozmiary, reakcją zaś było zwiększanie nadzoru administracyjnego oraz rozbudowa sił policyjnych, których utrzymanie pociągało za sobą konieczność dalszego zwiększania obciążeń podatkowych. Błędne koło toczyło się w najlepsze. Równocześnie kwitło życie monastyczne, że zaś w cesarstwie zgłaszającym pretensje do bycia przywódcą duchowym całego chrześcijaństwa Kościół był nieodłączną częścią administracji, szeregi zakonne rosły wciągając całe rzesze osób szczerze wierzących, uciekających przed wyzyskiem fiskalnym bądź służbą wojskową. W okresie tym sam Konstantynopol mógł się pochwalić około dwustoma zgromadzeniami klasztornymi, w skali państwa zaś co najmniej piąta cześć jego mieszkańców znalazła się tą drogą na jego utrzymaniu, zaś trzecia część ziemi w rękach Kościoła.
Połączone czynniki upadku ekonomicznego i rozkwitu życia religijnego fatalnie odbijały się na wojskowości Cesarstwa. Wraz z ubytkiem chłopów zmniejszała się liczba rekrutów w armii oraz znacznie obniżał
Jak cesarstwo, obciążone takimi problemami, radziło sobie z obronnością? Tę kwestię należy rozpatrywać w dwóch przeciwstawnych aspektach. Bez wątpienia wewnętrzna polityka cesarzy wymagała ograniczenia liczebności i znaczenia armii (największego potencjalnego zagrożenia dla ich władzy). Władcy obdarzeni zdolnościami wojskowymi zawsze chętnie przejmowali osobisty nadzór nad wojskiem, pozostali zaś nigdy nie szczędzili na nie pieniędzy, równocześnie dokładając wszelkich starań aby nie było ono zbyt liczne. Zarazem jednak takie działania poważnie narażały na szwank obronność państwa.
Sposób w jaki cesarstwo radziło sobie z tym problemem był złożony i wielokierunkowy. Przede wszystkim trzeba stwierdzić, iż dzięki zachowanemu dorobkowi antycznemu i późniejszym odkryciom, armia bizantyjska niezbyt bitna zazwyczaj w polu, osiągnęła prawdziwe mistrzostwo w sztuce fortyfikacyjnej i oblężniczej. Przez kilkaset lat wszystkich wrogów cesarstwa odstraszał od jego granic wynalazek greckiego ognia, w omawianym okresie straciło ono już jednak monopol na swą „cudowną broń”. Trudności mobilizacyjne rozwiązywane były poprzez rekrutację oddziałów najemnych (zazwyczaj tanich koczowników, w tym czasie jednak trzonem armii byli najemnicy normańscy). Ponadto wojskowość bizantyjska charakteryzowała się dużą elastycznością i innowacyjnością. Powszechna była reguła walki z określonym przeciwnikiem jego własną bronią, którą zazwyczaj też znacznie ulepszano.
Podstawową formą obrony bywała jednak nie armia, ale znakomity, sowicie opłacany wywiad i niezwykle zręczna dyplomacja. Cesarstwo było zawsze znakomicie poinformowane o wydarzeniach w państwach ościennych. Bardzo sprawnie zorganizowana poczta, obejmująca swym zasięgiem cale państwo, pozwalała na szybki przepływ informacji. Trzeba tu zauważyć, iż z perspektywy Bizantyjczyków wojna, nawet wygrana, była katastrofą. Zawsze kosztowała fortunę, odrywała coraz mniej licznych chłopów od ziemi, stwarzała generałom znakomitą okazję do przewrotu wojskowego, zdobyte
Był to kompleksowy system wojskowo-polityczny obarczony jednak dwoma poważnymi słabościami. Pierwszą z nich był fakt, że ściąganie pod własne sztandary azjatyckich koczowników pozwalało wprawdzie doraźnie zażegnać niebezpieczeństwo, wcześniej czy później wracali oni jednak w rodzinne strony, gdzie dostarczane przez nich informacje o bogactwie cesarstwa rozpalały wyobraźnie kolejnych pokoleń zdobywców. Jeszcze groźniejsze było to, że słabe wojskowo i unikające walki Bizancjum stawało się coraz bardziej zbrukane w oczach ludzi Zachodu. Rycerze łacińscy zazwyczaj nie rozumieli zawiłości bizantyjskiej polityki, postrzegając cesarstwo jako organizm tchórzliwy, niehonorowy i zdradliwy, którego działania w żaden sposób nie mieszczą się w kodeksach i obyczajach rycerskich. Przepaść między chrześcijaństwem wschodnim i zachodnim pogłębiała się coraz bardziej. Sporowi duchownych obu kościołów towarzyszyła coraz większa nieufność chrześcijan obu odłamów (w oczach Bizantyjczyków zachodni chrześcijanie byli niedomytymi, niepiśmiennymi barbarzyńcami, Zachód zaś miał Greków za tchórzy, krętaczy i heretyków), sytuacji nie poprawiała również zajadła rywalizacja włoskich republik kupieckich z Konstantynopolem o pośrednictwo handlowe z Bliskim Wschodem.
W roku 1071 armia bizantyjska poniosła klęskę z rąk tureckich w bitwie pod Manzikertem. Niewielka wojskowa porażka, jaką było w istocie to wydarzenie, przerodziła się w ciąg kataklizmów polityczno-społecznych, który zniszczył bizantyjską wojskowość u podstaw. Wyparte z Półwyspu Anatolijskiego cesarstwo, pozbawione swych podstawowych terenów mobilizacyjnych, zareagowało jak zawsze dyplomacją, wzywając chrześcijan zachodnich do odbicia z tureckich rąk Grobu Świętego. W założeniu miało to ściągnąć pod bizantyjskie sztandary armię, której rękoma i fanatyzmem religijnym cesarstwo planowało wielką kontrofensywę na wschodzie. Przy okazji dyplomaci bizantyjscy mieli pewność, że Europa Zachodnia zostanie pozbawiona sił, które mogłyby wykorzystać sytuację i naruszyć zachodnie granice cesarstwa. Wkrótce wydarzenia przybrały zupełnie inny bieg wydarzeń niż zakładali bizantyjscy stratedzy…
Autor: Vodayo