Warhammer 40000: Battlesector

Warhammer 40000: Battlesector
Sztab VVeteranów
Tytuł: Warhammer 40000: Battlesector
Producent: Black Lab Games
Dystrybutor:
Gatunek: Strategia turowa
Premiera Pl:0000-00-00
Premiera Świat:
Autor: Klemens
Ocena
czytelników bd GŁOSUJ
OCENA
REDAKCJI 75% procent
Głosuj na tę grę!

Warhammer 40,000: Battlesector

Wojenny Młot ostatnimi laty zdecydowanie nie ma szczęścia do egranizacji – i dotyczy to tak odsłon uniwersum fantasy (z wyjątkiem Chaosbane i strategii od creative Assembly), jak i futurystyczno-kosmicznej odmiany. Z jednej strony gracze zaczynają się przyzwyczajać do tego stanu – z dużym uszczerbkiem dla marki – z drugiej jednak z coraz większym wytęsknieniem wypatrują „godnego” reprezentanta. Czy Battlesector stanowi odpowiedź na te wołanie?
warhammer-40,000-battlesector-23667-1.jpg 1Nie sposób nie odnieść wrażenia, iż deweloperzy zrzeszeni w studiu Black Lab Games uznali, że przyczyną wszelkiego zła jest odejście od taktycznych korzeni pierwowzoru, czasami zapędzające się aż do krain strzelanek, niczym niedawno nieudana Necromunda, w związku z czym ich dzieło niemal klasyczny „bitewniak”, stroniący chociażby od jakiejkolwiek warstwy strategicznej – nie mamy żadnego wpływu na wybór misji, nie gromadzimy jakichkolwiek surowców, nasz wpływ ogranicza się jedynie do doboru jednostek, z którymi rozpoczniemy bój, oraz zaordynowania ich początkowego rozstawienia, zresztą i tak stanowiące kroki w ciemno, albowiem struktura planszy czy czyhające na niej zagrożenia ujawnią się dopiero „w praniu”. No dobra, mamy do czynienia z jednym ustępstwem wobec współczesności – realizując misje i dość trywialne cele poboczne uzyskujemy punkty ulepszeń, z wykorzystaniem których możemy odblokować dodatkowe talenty itp. o bynajmniej niekosmetycznym znaczeniu, na tym jednak koniec.

Przyznam szczerze – nigdy jakoś specjalnie nie wkręciłem się w lore W40k i Battlesector bynajmniej nie skłonił mnie do zmiany tego stanu. Co prawda nawet taki oziębły profan jak ja kojarzy takie postacie jak Krwawy Kapłan, lecz omawiany tytuł nie zrodził we mnie woli spojrzenia nań inaczej niż wydumany marketingowy wytwór mający wzbogacić świat dotknięty grzechem pierworodnym początkowej prostoty i ofiary własnego sukcesu. Fabuła stanowi bodaj jeden z najsłabszych elementó
w tej pozycji, jakkolwiek twórcy dwoją się i troją, by choć nieco urozmaicić przerwy pomiędzy kolejnymi misjami.

Niestety zabrakło tu najistotniejszego elementu pozwalającego nieco bardziej zżyć się z podkomendnymi – a mianowicie rozbudowanych kampanii, z naciskiem na liczbę mnogą, pozwalającej z więcej niż jednej strony spojrzeć na prezentowany konflikt. Jednakże w przypadku tej gry mamy do czynienia z jedną jedyną (acz liczącą sobie całkiem niebagatelną liczbę 20 misji), choć autorom również należy oddać, że w trybie potyczki i rozgrywki online możliwe jest pokierowanie dotychczasowymi wrogami, a mianowicie tyranidami, których jednak w boju należy uczyć się od zera.

Na szczęście tytuł ten ratuje sama rozgrywka taktyczna. Twórcy trafnie bowiem zmierzyli swe siły na zamiary, odrzucili część jednostek znanych ze stołów (każdy z pewnością będzie w stanie podać przynajmniej jedną, której mu brakuje), pozostałe zaś dość dopieścili pod względem balansu, parametrów oraz zdolności (choć ta mgła wojny…), sprawiając, że trzeba się całkiem mocno nagłówkowa nad sposobem osiągnięcia zwycięstwa, i to pomimo faktu, że „komputer NIE oszukuje”. Co więcej, dostępnych jest kilka poziomów trudności i wyższe z nich potrafią być autentycznie wymagające (choć uczciwie trzeba zaznaczyć, iż na żadnym z nich AI nie jest jakoś specjalnie lotne).

Przyznam szczerze jednak, iż deweloperom udało się skłonić mnie ku cieplejszym w stronę ich dzieła uczuciom zabiegiem tyleż prostym, odwołującym się do sentymentu tkwiącego gdzieś na dnie przegniłego serduszka, co rzadko współcześnie praktykowanym – a mianowicie implemenwarhammer-40,000-battlesector-23667-2.jpg 2tacją trybu „gorących krzeseł (czyt. pośladków)”. Celowo odświeżyłem jedną znajomość, by tylko poczuć na nowo magię lat już zdecydowanie zbyt dawno minionych…

Oprawa tytułu nie jest rewolucyjna pod żadnym względem, chyba też w największym stopniu uświadamia ona, iż mamy jednak do czynienia z produktem budżetowym – możemy więc zapomnieć o wodotryskach właściwych dla coraz rzadszych współcześnie strategii AAA. Czasami jednak lepsze jest wrogiem dobrego, zaś doznania pobudzające nasze zmysły, a wypływające z niniejszej produkcji, jak najbardziej można uznać za satysfakcjonujące. Osobiście zwykła mnie irytować praca kamery, zawsze jednak istnieje możliwość dość swobodnej zmiany jej ustawienia, więc da się żyć!

W tym nie aż tak małym antałku miodu kryje się jednak nieco dziegciu, tak z perspektywy taktycznych nowicjuszy, jak i stojących nad brzegiem grobu vveteranów. Pozwolę sobie jednak nade wszystko wspomnieć o pojawiających się tu i ówdzie Bugach, czasami zresztą uniemożliwiających progres. Dość wspomnieć, iż w przypadku takiej kampanijnej misji 18 jedyną skuteczną metodą okazało się… nie, wcale nie restart, lecz zmiana wersji językowej.

Czasami naprawdę nie trzeba stawać na lewym uchu głowy, z rękoma zaplecionymi za kością guziczną, z prawą nogą przełożoną za ramię, by stworzyć coś wartościowego – tak też ludzie z Black Lab Games uznali, iż nie będą wynajdywali prochu na nowo, a przepisem na sukces (czy sukcesik) będzie po prostu w miarę wierne przeniesienie stołowego pierwowzoru na ekrany monitorów. Mniemam zaś, że wielu użytkowników wyposzczonych ostatnimi porażkami będzie skłonna uznać, iż osiągnęli oni swój cel.

Autor: Klemens
skomentuj
KOMENTARZE NA TEMAT GRY
więcej komentarzy dodaj komentarz
RECENZJE CZYTELNIKÓW
ILOŚĆ RECENZJI - ŚREDNIA OCENA - % więcej recenzji dodaj recenzję