Total War: Rome II
Sztab VVeteranów
Tytuł: Total War: Rome II
Producent: Creative Assembly
Dystrybutor: CD Projekt
Gatunek: turowa/RTS
Premiera Pl:2013-09-03
Premiera świat:
Autor: Klemens
Tytuł: Total War: Rome II
Producent: Creative Assembly
Dystrybutor: CD Projekt
Gatunek: turowa/RTS
Premiera Pl:2013-09-03
Premiera świat:
Autor: Klemens
Total War: Rome II
Jedną z nowalijek, której graczowi dane jest uświadczyć już na samym początku, jest samouczek w postaci tzw. kampanii prologu. Dla większości wyjadaczy serii jako taki nie będzie on w jakikolwiek sposób odkrywczy, warto wszakże weń zagrać dla samej fabuły – składa się bowiem nań kilka kolejnych misji, tworzących razem zwięzłą całość osadzoną w realiach wojen samnickich, zwieńczonych zresztą zupełnie klimatycznym dla prezentowanych realiów outrem. Ot, taka wcale smaczna przystawka, której aż szkoda pomijać.
Przechodząc jednak do kampanii głównej – jej akcja rozpoczyna się w pierwszej połowie III wieku przed narodzeniem Chrystusa, czyli jeszcze nim Rzym stał się potęgą (ba, najbardziej zażarte wojny punickie dopiero przed nim), a inne zaś mocarstwa właśnie legły w gruzach (mam tu na myśli imperium Aleksandra Macedońskiego). Wybór gracza bynajmniej nie ogranicza się wyłącznie do miasta znad Tybru, przeciwnie, może on przebierać także między Kartaginą, Macedonią, Egiptem Ptolemeuszy, krajem Partów, ale też Swebów tudzież Arwernów, o egzotycznych Icemenach (czyli Brytach) nie wspominając. Co więcej, część spośród tych grup kulturowych umożliwia dodatkowy wybór między rodami etc.
Nie dajmy się jednak zwieść temu pozornemu bogactwu – niestety zbyt dobrze pamiętam, iż w przypadku pierwszego Rome’a mogliśmy poprowadzić ku chwale właściwie każdą nację występującą w grze – tymczasem Total War: Rome II takiego wyboru nie daje; jeśli chcielibyście poprawić historię i na gruzach miasta Remusa i Romulusa wznieść etruską osadę, to nie będziecie mieli takowej możliwości. Co więcej, brak niektórych nacji jako grywalnych jest dość dotkliwy, by wskazać nade wszystko na Greków. Niby pojawili się oni już w jednym z pierwszych dodatków DLC, ale wszak bynajmniej nie darmowym.
Kolejny ewolucyjny krok naprzód spostrzeżemy już na samym początku kampanii, przy okazji zapoznawania się z warstwą strategiczną gry – mianowicie prowincje stanowią obecnie dość znaczną jednostkę podziału terytorialnego, co oznacza, że na jej obszarze może być położonych kilka (nie więcej niż cztery) osady, wzajemnie na siebie wpływających, co pozwala prowadzić bardziej zróżnicowaną politykę i modyfikować wcześniejsze plany. Miłośnicy rozgrywki ekonomicznej będą zachwyceni, inni wszakże muszą się nastawić na znaczną ilość klikania.
Oczywiście nowości w tym zakresie nie można sprowadzić do samego mnożnika. Otóż obecnie dane nam będ
zie odnieść nie tylko zwycięstwo militarne, ale będzie to osiągalne również w drodze podboju ekonomicznego, bądź też, co moim zdaniem najciekawsze, kulturalnego. O Grekach zwykło się mawiać, że podbili swoich zdobywców i gracz będzie mógł spróbować powtórzyć ich osiągnięcie.
Tego rodzaju „niuansów” jest znacznie więcej, by wspomnieć chociażby o możliwości wojny domowej, które to zagadnienie rozwiązano inaczej niż w przypadku pierwszej odsłony cyklu – wtedy każdy z rodów w istocie miał własne terytoria, podobnie jak Senat, i koniec końców wchodził w konflikt z tymi niby odmiennymi „państwami”. Teraz zaś brak tak wyraźnych granic, a i przyczyny wojny i jego przebieg są znacznie mniej oczywiste.
Tego rodzaju nowalijką jest także system edyktów, czyli aktów prawnych wpływających w określony sposób na całą prowincję, w której zostały one ogłoszone. No właśnie, całą, póki bowiem nie skompletujemy wszystkich osad, nie jest możliwe skorzystanie z tej opcji. Z jednej strony może to być bodziec ku ekspansji, z drugiej jednak razi jego sztuczność. Jest to niewątpliwie ciekawy aspekt gry, acz daleki od idealnego wykorzystania. Rzymianie wszak zasłynęli swym dorobkiem prawnym, który miał duże znaczenie imperiotwórcze, tymczasem tutaj wybór sprowadza się tylko do wyboru jednej z gotowych opcji, bez jakiejkolwiek możliwości modyfikacji. Co jak co, ale ten element z pewnością będzie jednym z tych, który będzie wymagał rozwoju przy okazji kolejnej produkcji Creative Assembly.
Zmiany dotknęły także opcję zarządzania wojskami. Pozostawiając na marginesie kwestię wielości (liczonej w setkach) rodzaju jednostek, obecnie każdorazowo armia musi już być dowodzona przez generała. To także nie do końca realistyczny zwrot, historia Rzymu zna bowiem potyczki, które stawały się początkiem oszałamiającej kariery wcześniej ich bezimiennych wodzów. Dużo na znaczeniu zyskała także opcja rekrutacji „polowej” i zaciągania oddziałów najemnych. Co także znacząco zmieniło rozgrywkę, obecnie dla przemieszczania się po akwenach morskich nie trzeba koniecznie budować floty i kierować ją do usadowionych na wybrzeżu oddziałów. Przeciwnie, te ostatnie podstawowe jednostki desantowe są w stanie skonstruować we własnym zakresie, nie ma więc najmniejszego problemu, by świeżo zaciągnięty oddział wymaszerował z Rzymu prosto w stronę Sardynii, na której dane mu będzie wylądować już w następnej turze.
Częściowej zmianie uległa także warstwa taktyczna gry. Otóż po pierwsze, wodzowie zostali wyposażeni w specjalne zdolności, wpływające czy to na oddziały im podporządkowane, czy też wraże. Nadto, opisana wyżej mobilność morska armii nie jest jedyną rewolucją w tym zakresie. Otóż obecnie jest możliwe nie tylko odrębne toczenie bitew lądowych i morskich, lecz także współdziałanie ze sobą obu tych rodzajów wojsk. Z jednej strony możemy więc podchodzić pod mury dobywanego miasta, z drugiej zaś próbować przeprowadzić desant w dokach. Niby drobna rzecz, a dodaje starciom wiele pikanterii i emocji. Tylko zniknęły, po pewnym czasie ignorowane, niemniej specyficzne, przemowy wodzów na początku starć – szkoda, wszak starożytni słynęli ze sztuki oratorskiej i aż prosiło się, by dać usłyszeć graczowi, iż Kartagina musi być zniszczona.
Niestety, nieodmiennie sporym problemem jest sztuczna inteligencja, tak jednostek podporządkowanych graczowi, jak też przeciwników. Niejednokrotnie wybierają one zupełnie nieintuicyjne, a właściwie po prostu głupie drogi dotarcia do oznaczonego miejsca, bądź też w obliczu przeciwnika, w celu ruszenia nań z szarżą… obracają się doń plecami.
Tego rodzaju bugów jest niestety dużo więcej. Już w pierwszych dniach po premierze tytułu twórcy masowo musieli publikować duże łatki, w celu umożliwienia prowadzenia jakiejkolwiek sensownej rozgrywki. Jak się zdaje, trzeba będzie jeszcze trochę poczekać nim dana pozycja stanie się w pełni grywalna.
Oprawa audiowizualna gry nieodmiennie prezentuje wysoki poziom typowy dla cyklu Total War, jakiejś znacznej rewolucji jednak w porównaniu do Shoguna II nie ma. Nieco bardziej w porównaniu do tego ostatniego przypadła mi do gustu muzyka, co jest szczególnym komplementem, bowiem motywy orientalne zwykłem sobie wysoko cenić. Krokiem wstecz jest jednak moim zdaniem udźwiękowienie – jednostki przemawiają piękną angielszczyzną, tymczasem Shogun II i Mel Gibson dostatecznie dowiedli uroku oryginalnego języka prezentowanej scenerii. Jeśli idzie o grafikę, to nie spodobał mi się wyłącznie kąt rzutu izometrycznego w trakcie gry na poziomie strategicznym – niestety, nie jest możliwe przyjęcie perspektywy zbliżonej do kąta prostego, a osobiście właśnie z takim kojarzyła mi się pierwsza odsłona serii.
Total War: Rome II to nie tylko kampania, ale także ciekawe misje historyczne no i rzecz jasna tryb wieloosobowy, umożliwiający nie tylko rozgrywanie bitew, ale także całych kampanii w warstwie strategicznej. Wszystkie te elementy sprawiają, że Rome II jest poważnym kandydatem do miana strategii roku 2013.
Autor: Klemens
Przechodząc jednak do kampanii głównej – jej akcja rozpoczyna się w pierwszej połowie III wieku przed narodzeniem Chrystusa, czyli jeszcze nim Rzym stał się potęgą (ba, najbardziej zażarte wojny punickie dopiero przed nim), a inne zaś mocarstwa właśnie legły w gruzach (mam tu na myśli imperium Aleksandra Macedońskiego). Wybór gracza bynajmniej nie ogranicza się wyłącznie do miasta znad Tybru, przeciwnie, może on przebierać także między Kartaginą, Macedonią, Egiptem Ptolemeuszy, krajem Partów, ale też Swebów tudzież Arwernów, o egzotycznych Icemenach (czyli Brytach) nie wspominając. Co więcej, część spośród tych grup kulturowych umożliwia dodatkowy wybór między rodami etc.
Nie dajmy się jednak zwieść temu pozornemu bogactwu – niestety zbyt dobrze pamiętam, iż w przypadku pierwszego Rome’a mogliśmy poprowadzić ku chwale właściwie każdą nację występującą w grze – tymczasem Total War: Rome II takiego wyboru nie daje; jeśli chcielibyście poprawić historię i na gruzach miasta Remusa i Romulusa wznieść etruską osadę, to nie będziecie mieli takowej możliwości. Co więcej, brak niektórych nacji jako grywalnych jest dość dotkliwy, by wskazać nade wszystko na Greków. Niby pojawili się oni już w jednym z pierwszych dodatków DLC, ale wszak bynajmniej nie darmowym.
Kolejny ewolucyjny krok naprzód spostrzeżemy już na samym początku kampanii, przy okazji zapoznawania się z warstwą strategiczną gry – mianowicie prowincje stanowią obecnie dość znaczną jednostkę podziału terytorialnego, co oznacza, że na jej obszarze może być położonych kilka (nie więcej niż cztery) osady, wzajemnie na siebie wpływających, co pozwala prowadzić bardziej zróżnicowaną politykę i modyfikować wcześniejsze plany. Miłośnicy rozgrywki ekonomicznej będą zachwyceni, inni wszakże muszą się nastawić na znaczną ilość klikania.
Oczywiście nowości w tym zakresie nie można sprowadzić do samego mnożnika. Otóż obecnie dane nam będ
Tego rodzaju „niuansów” jest znacznie więcej, by wspomnieć chociażby o możliwości wojny domowej, które to zagadnienie rozwiązano inaczej niż w przypadku pierwszej odsłony cyklu – wtedy każdy z rodów w istocie miał własne terytoria, podobnie jak Senat, i koniec końców wchodził w konflikt z tymi niby odmiennymi „państwami”. Teraz zaś brak tak wyraźnych granic, a i przyczyny wojny i jego przebieg są znacznie mniej oczywiste.
Tego rodzaju nowalijką jest także system edyktów, czyli aktów prawnych wpływających w określony sposób na całą prowincję, w której zostały one ogłoszone. No właśnie, całą, póki bowiem nie skompletujemy wszystkich osad, nie jest możliwe skorzystanie z tej opcji. Z jednej strony może to być bodziec ku ekspansji, z drugiej jednak razi jego sztuczność. Jest to niewątpliwie ciekawy aspekt gry, acz daleki od idealnego wykorzystania. Rzymianie wszak zasłynęli swym dorobkiem prawnym, który miał duże znaczenie imperiotwórcze, tymczasem tutaj wybór sprowadza się tylko do wyboru jednej z gotowych opcji, bez jakiejkolwiek możliwości modyfikacji. Co jak co, ale ten element z pewnością będzie jednym z tych, który będzie wymagał rozwoju przy okazji kolejnej produkcji Creative Assembly.
Zmiany dotknęły także opcję zarządzania wojskami. Pozostawiając na marginesie kwestię wielości (liczonej w setkach) rodzaju jednostek, obecnie każdorazowo armia musi już być dowodzona przez generała. To także nie do końca realistyczny zwrot, historia Rzymu zna bowiem potyczki, które stawały się początkiem oszałamiającej kariery wcześniej ich bezimiennych wodzów. Dużo na znaczeniu zyskała także opcja rekrutacji „polowej” i zaciągania oddziałów najemnych. Co także znacząco zmieniło rozgrywkę, obecnie dla przemieszczania się po akwenach morskich nie trzeba koniecznie budować floty i kierować ją do usadowionych na wybrzeżu oddziałów. Przeciwnie, te ostatnie podstawowe jednostki desantowe są w stanie skonstruować we własnym zakresie, nie ma więc najmniejszego problemu, by świeżo zaciągnięty oddział wymaszerował z Rzymu prosto w stronę Sardynii, na której dane mu będzie wylądować już w następnej turze.
Częściowej zmianie uległa także warstwa taktyczna gry. Otóż po pierwsze, wodzowie zostali wyposażeni w specjalne zdolności, wpływające czy to na oddziały im podporządkowane, czy też wraże. Nadto, opisana wyżej mobilność morska armii nie jest jedyną rewolucją w tym zakresie. Otóż obecnie jest możliwe nie tylko odrębne toczenie bitew lądowych i morskich, lecz także współdziałanie ze sobą obu tych rodzajów wojsk. Z jednej strony możemy więc podchodzić pod mury dobywanego miasta, z drugiej zaś próbować przeprowadzić desant w dokach. Niby drobna rzecz, a dodaje starciom wiele pikanterii i emocji. Tylko zniknęły, po pewnym czasie ignorowane, niemniej specyficzne, przemowy wodzów na początku starć – szkoda, wszak starożytni słynęli ze sztuki oratorskiej i aż prosiło się, by dać usłyszeć graczowi, iż Kartagina musi być zniszczona.
Niestety, nieodmiennie sporym problemem jest sztuczna inteligencja, tak jednostek podporządkowanych graczowi, jak też przeciwników. Niejednokrotnie wybierają one zupełnie nieintuicyjne, a właściwie po prostu głupie drogi dotarcia do oznaczonego miejsca, bądź też w obliczu przeciwnika, w celu ruszenia nań z szarżą… obracają się doń plecami.
Tego rodzaju bugów jest niestety dużo więcej. Już w pierwszych dniach po premierze tytułu twórcy masowo musieli publikować duże łatki, w celu umożliwienia prowadzenia jakiejkolwiek sensownej rozgrywki. Jak się zdaje, trzeba będzie jeszcze trochę poczekać nim dana pozycja stanie się w pełni grywalna.
Oprawa audiowizualna gry nieodmiennie prezentuje wysoki poziom typowy dla cyklu Total War, jakiejś znacznej rewolucji jednak w porównaniu do Shoguna II nie ma. Nieco bardziej w porównaniu do tego ostatniego przypadła mi do gustu muzyka, co jest szczególnym komplementem, bowiem motywy orientalne zwykłem sobie wysoko cenić. Krokiem wstecz jest jednak moim zdaniem udźwiękowienie – jednostki przemawiają piękną angielszczyzną, tymczasem Shogun II i Mel Gibson dostatecznie dowiedli uroku oryginalnego języka prezentowanej scenerii. Jeśli idzie o grafikę, to nie spodobał mi się wyłącznie kąt rzutu izometrycznego w trakcie gry na poziomie strategicznym – niestety, nie jest możliwe przyjęcie perspektywy zbliżonej do kąta prostego, a osobiście właśnie z takim kojarzyła mi się pierwsza odsłona serii.
Total War: Rome II to nie tylko kampania, ale także ciekawe misje historyczne no i rzecz jasna tryb wieloosobowy, umożliwiający nie tylko rozgrywanie bitew, ale także całych kampanii w warstwie strategicznej. Wszystkie te elementy sprawiają, że Rome II jest poważnym kandydatem do miana strategii roku 2013.
Autor: Klemens
KOMENTARZE NA TEMAT GRY
13.04.2013 |
strategic »
Nowa, świetna strona www o strategiach wszechczas
więcej komentarzy
dodaj komentarz