Stellar Monarch
Sztab VVeteranów
Tytuł: Stellar Monarch
Producent: Silver Lemur Games
Dystrybutor:
Gatunek: Strategia turowa/4x
Premiera Pl:0000-00-00
Premiera świat:
Autor: Klemens
Tytuł: Stellar Monarch
Producent: Silver Lemur Games
Dystrybutor:
Gatunek: Strategia turowa/4x
Premiera Pl:0000-00-00
Premiera świat:
Autor: Klemens
Stellar Monarch
Niejako zgodnie z tytułem tej pozycji wcielamy się świeżo sklonowanego cesarza (bądź cesarzową) międzygwiezdnego imperium… o mniej czy bardziej imperialnym rozmiarze. Nasze zadanie jest proste w swej konstrukcji, a mianowicie mamy dążyć do jego jak największego wzrostu, kosztem innych ras i cywilizacji, jak również poprzez osadnictwo na planetach dotychczas niezasiedlonych.
„Cóż w tym nowego?” mogliby zapytać vveterani gatunku, a odpowiedź jest dość trywialna – deweloperzy ze studia Silver Lemur Games uznali bowiem, iż nawet w odległej przyszłości bilokacja (i jej bardziej „mnogie” odmiany) wciąż nie będzie możliwa, w związku z czym nasze strategiczne decyzje wciąż będzie musiał zrealizować taki czy inny podwładny – jedni z nich zaś okażą się mniej bądź bardziej kompetentni od kolegów, co więcej ich lojalność także nie musi się jawić w kategoriach oczywistości, podobnie jak podatność na korupcję itp. Zmierzymy się więc z klasycznym dylematem każdej wielkiej organizacji, a mianowicie niemożnością mikrozarządzenia oraz materią delegowania z
adań.
Tych zaś jest zgodnie z zasadami gatunku całe mnóstwo – musimy rozwijać dostępne technologie, rozbudowywać armie, wchodzić w alianse i je łamać, inwestować w infrastrukturę i dbać o ogólne zadowolenie poddanych… bądź utrzymywać ich w karności z wykorzystaniem służb policyjnych. Teoretycznie nie jest to nic nowego, ale właśnie – choćbyśmy zjedli tysiąc Tuwimowskich kotletów, i tak pomimo turowej rozgrywki nie będzie możliwe dopilnowanie przez nas wszystkich szczegółów, przeciwnie, będziemy musieli się zdać na inne osoby, które… mogą zawieść.
Przypadł mi do gustu również tryb „żelazny” rozgrywki, polegający na skonfrontowaniu gracza z wyzwaniami o tyleż malowniczym, co wielce wymownych charakterze - np. „otoczony przez idiotów” czy „otoczony przez złodziei”. Oczywiście gra oferuje znacznie więcej opcji konfiguracji rozgrywki – np. w zakresie startowego stopnia zaawansowania naszej cywilizacji – tutaj wszakże mamy do czynienia z absolutnym standardem gatunku.
Tu czy ówdzie wyziera jednak budżetowość omawianego tytułu. Ot, doskwierał mi chociażby brak możliwości ustalenia cech przeciwników, czyli „własnoręcznego” zmniejszenia bądź podkręcenia stopnia rywalizacji w tym zakresie. Co więcej, zdecydowanie rozczarowujący jest moduł dyplomacji, jak też właściwy brak mechaniki intryg, chociażby na wzór tych właściwych dla drugiej odsłony serii Crusader Kings. To zdecydowanie utrudnia poczucie się galaktycznym imperatore…
Niespecjalne wrażenie robi również oprawa gry. Jasne, strategie 4X nigdy nie epatowały fotorealizmem, jednakże śmiem twierdzić, że wielu liczących sobie już dekady przedstawicieli gatunku zwykła prezentować się estetyczniej i mniej „pikselowo” niżli „pixelartowe” w zamyśle Stellar Monarch.
Omawiana gra pomimo swych zauważalnych wad dostarczyła mi jednak całkiem wiele uciechy, a i wzbudzana przez nią frustracja potrafiła pobudzić do dodatkowego wysiłku. Miałem marzenie, by poczuć się niczym cesarz z „Diuny” i jakkolwiek ostatecznie właściwe doznanie wciąż pozostało niedosiężne, to omawiany tytuł w większym stopniu niż jakikolwiek inny przybliżył mnie ku jego realizacji.
Autor: Klemens
„Cóż w tym nowego?” mogliby zapytać vveterani gatunku, a odpowiedź jest dość trywialna – deweloperzy ze studia Silver Lemur Games uznali bowiem, iż nawet w odległej przyszłości bilokacja (i jej bardziej „mnogie” odmiany) wciąż nie będzie możliwa, w związku z czym nasze strategiczne decyzje wciąż będzie musiał zrealizować taki czy inny podwładny – jedni z nich zaś okażą się mniej bądź bardziej kompetentni od kolegów, co więcej ich lojalność także nie musi się jawić w kategoriach oczywistości, podobnie jak podatność na korupcję itp. Zmierzymy się więc z klasycznym dylematem każdej wielkiej organizacji, a mianowicie niemożnością mikrozarządzenia oraz materią delegowania z
Tych zaś jest zgodnie z zasadami gatunku całe mnóstwo – musimy rozwijać dostępne technologie, rozbudowywać armie, wchodzić w alianse i je łamać, inwestować w infrastrukturę i dbać o ogólne zadowolenie poddanych… bądź utrzymywać ich w karności z wykorzystaniem służb policyjnych. Teoretycznie nie jest to nic nowego, ale właśnie – choćbyśmy zjedli tysiąc Tuwimowskich kotletów, i tak pomimo turowej rozgrywki nie będzie możliwe dopilnowanie przez nas wszystkich szczegółów, przeciwnie, będziemy musieli się zdać na inne osoby, które… mogą zawieść.
Przypadł mi do gustu również tryb „żelazny” rozgrywki, polegający na skonfrontowaniu gracza z wyzwaniami o tyleż malowniczym, co wielce wymownych charakterze - np. „otoczony przez idiotów” czy „otoczony przez złodziei”. Oczywiście gra oferuje znacznie więcej opcji konfiguracji rozgrywki – np. w zakresie startowego stopnia zaawansowania naszej cywilizacji – tutaj wszakże mamy do czynienia z absolutnym standardem gatunku.
Tu czy ówdzie wyziera jednak budżetowość omawianego tytułu. Ot, doskwierał mi chociażby brak możliwości ustalenia cech przeciwników, czyli „własnoręcznego” zmniejszenia bądź podkręcenia stopnia rywalizacji w tym zakresie. Co więcej, zdecydowanie rozczarowujący jest moduł dyplomacji, jak też właściwy brak mechaniki intryg, chociażby na wzór tych właściwych dla drugiej odsłony serii Crusader Kings. To zdecydowanie utrudnia poczucie się galaktycznym imperatore…
Niespecjalne wrażenie robi również oprawa gry. Jasne, strategie 4X nigdy nie epatowały fotorealizmem, jednakże śmiem twierdzić, że wielu liczących sobie już dekady przedstawicieli gatunku zwykła prezentować się estetyczniej i mniej „pikselowo” niżli „pixelartowe” w zamyśle Stellar Monarch.
Omawiana gra pomimo swych zauważalnych wad dostarczyła mi jednak całkiem wiele uciechy, a i wzbudzana przez nią frustracja potrafiła pobudzić do dodatkowego wysiłku. Miałem marzenie, by poczuć się niczym cesarz z „Diuny” i jakkolwiek ostatecznie właściwe doznanie wciąż pozostało niedosiężne, to omawiany tytuł w większym stopniu niż jakikolwiek inny przybliżył mnie ku jego realizacji.
Autor: Klemens