Rustler: Grand Theft Horse

Rustler: Grand Theft Horse
Sztab VVeteranów
Tytuł: Rustler: Grand Theft Horse
Producent: Jutsu Games
Dystrybutor:
Gatunek: gra akcji
Premiera Pl:0000-00-00
Premiera Świat:
Autor: Klemens
Ocena
czytelników bd GŁOSUJ
OCENA
REDAKCJI 70% procent
Głosuj na tę grę!

Rustler: Grand Theft Horse

Nie wie co to czysta frajda z gry, kto nie miał styczności z pierwszą odsłoną serii Grand Theft Auto! No dobra, to zabrzmiało nie tylko strasznie protekcjonalnie i pretensjonalnie, co gorsza bowiem zapachniało totalnym stetryczeniem, tęsknotą za Czasami, gdy obecnie nie ma Czasów. Usprawiedliwienia można szukać tylko w powszechności zjawiska, wszak chyba obecnie jedynie mieszkańcy Antarktydy mogą żyć w błogiej nieświadomości mody na różnorakie remastery i remake’i. Aż dziw, że czas oczekiwania na powstanie takiego Rustlera był tak długi.
rustler-grand-theft-horse-24128-1.jpg 1Przedmiotowa pozycja w żaden sposób nie kryje się z inspiracjami, te zostały bowiem uwidocznione już w samym podtytule… który dla niejednego tetryka może się jednak okazać rozczarowujący, albowiem sugeruje on – i trafnie – że bynajmniej nie będziemy mieli do czynienia z rozkosznym poruszaniem się resorakopodobnymi samochodami po ulicach miasta stylizowanego na jedną z amerykańskich metropolii, lecz…

…no właśnie czym? Niby wcielamy się w niejakiego Guy’a (śmiem twierdzić, że imię ze wszech miar nieprzypadkowe), będącego tytułowym koniokradem, czyli parającego się profesją kojarzoną raczej z Dzikim Zachodem, lecz swój żywot wiodącym w świecie stylizowanym na europejskie średniowiecze. Porzućcie jednak jakiekolwiek ambicje jakiejkolwiek bliższej identyfikacji, albowiem umowność – a właściwie kliszowość – jest hasłem przewodnim tej gry.

…choć w sumie to nieprawda, albowiem tak naprawdę głównym zamierzeniem autorów było dostarczenie użytkownikowi niczym nieskrępowanej frajdy, ku czemu ich zdaniem doskonałym środkiem było przesycenie całości wszelkiej maści komizmami. W konsekwencji ścigający nas konni strażnicy mienią się granatami i czerwieniami właściwymi dla współ
czesnych służb policyjnych, bardowie rapują, wszystko to zaś jest przyprawione istnymi tonami aluzji i nawiązań do współczesnej popkultury, z niepozbawioną znaczenia jej polską specyfiką – w konsekwencji będziemy rzucali świętymi granatami ręcznymi i wystrzeliwywali krowy z katapult, naczytamy się mądrości o tym, jak to życie jest nowelą (raz przyjazną, a raz wrogą), dowodzić również będziemy fałszu twierdzeń okrągłoziemców…

Podobnie jak w przypadku pierwowzoru specyficzny posmak ma również „zderzanie” zinfantylizowanej oprawy z „dorosłością” – poszczególne postacie potrafią przeklinać jak szewcy czy dopuszczać się istnego obrazoburstwa w postaci siłowego zapędzania ludzi na mszę przy dźwiękach „Barki”. Tytułowi temu mimo wszystko daleko do „standardów” wielu współczesnych „dojrzałych” gier, choć rodzicom zalecam czuwanie nad rozgrywką ich pociech.

Nie samym skandalem jednak żyje człowiek, czego twórcy byli świadomi oddając w ręce gracza niemałą dozę potencjalnych aktywności – może on brać udział w wyścigach konnych, walkach na pięści (bądź inną broń biała, wliczając w to rzucanie kupą) czy turniejowych potyczkach na kopie, czy też… oranie pola. Niestety pula pełnoprustler-grand-theft-horse-24128-2.jpg 2rawnych zadań jest dość skromna i uporanie się z nimi to wyzwanie na maksymalnie kilka godzin.

Niestety tytuł ten nie jest wolny od licznych wad – wskazać można chociażby na zdecydowany brak balansu w zakresie sił porządkowych, które opadają nas niczym chmara szarańczy, a jedyną metodą na jej pozbycie się jest tak naprawdę „przemalowanie” konia – choć podobny problem występował również w przypadku pierwszego GTA. Frustruje również system zapisu stanu gry, który potrafi… wprowadzić w błąd.

Twórcy nie musząc się silić na fotorealizm bynajmniej nie pozwolili sobie na pójście na łatwiznę w zakresie oprawy – przypadła mi do gustu konstrukcja planszy oraz poszczególnych lokacji, a te pierońskie bardzie trele pomimo ich idiotyczności łatwo zapadają w ucho…

Rustler: Grand Theft Horse to hołd wobec korzeni jednej z najbardziej legendarnych – i najlepiej się sprzedających – serii w historii gier wideo, choć utrzymany w skrajnie komicznej tonacji i bez najmniejszych szans na odniesienie podobnego sukcesu. Deweloperom nie sposób odmówić ciekawych autorskich pomysłów, i choć nieraz takie czy inne wady wzbudzały u mnie furię, to ostatecznie jednak tych kilka godzin spędzonych z grą okazało się całkiem przyjemnym doznaniem.

Autor: Klemens
skomentuj
KOMENTARZE NA TEMAT GRY
więcej komentarzy dodaj komentarz
RECENZJE CZYTELNIKÓW
ILOŚĆ RECENZJI - ŚREDNIA OCENA - % więcej recenzji dodaj recenzję