Lula: The Sexy Empire
Sztab VVeteranów
Tytuł: Lula: The Sexy Empire
Producent: Interactive Strip
Dystrybutor:
Gatunek: Tycoon
Premiera Pl:0000-00-00
Premiera świat:
Autor: Klemens
Tytuł: Lula: The Sexy Empire
Producent: Interactive Strip
Dystrybutor:
Gatunek: Tycoon
Premiera Pl:0000-00-00
Premiera świat:
Autor: Klemens
Lula: The Sexy Empire
Długo zastanawiałem się, czy sięgnąć po dany tytuł i go zrecenzować (w celu podwyższenia wskaźników pozycjonowania, rzecz jasna). Statystyki jednak głoszą, że ok. jedna trzecia zasobów światowego Internetu (choć wskaźniki są tu różne) to nic innego jak pornografia (a więc pozycjonowanie byłoby cenne), nie od dziś również wiadomo, że „seks generuje sprzedaż” („sex sells”). W konsekwencji filozoficznie na wzór starożytnego Terencjusza przyjąłem, iż „homo sum, humani nihil a me alienum puto”…
Lula: The Sexy Empire pierwotnie ukazało się jako Wet: the Sexy Empire i pod takim tytułem było rozpowszechniane. Co ciekawe, edycja z GOG-u wciąż opatruje nazwę aplikacji (jej procesu) pierwotnym tytułem, który jak widać chyba nie sprzedawał się najlepiej. Jeśli jednak pamiętacie poprzednie tysiąclecie, to wiedzcie, że jest to wciąż ta sama produkcja.
Powiedzmy sobie szczerze – miłośnicy wirtualnych doznań o charakterze erotycznym zwykle nie są grupą (przynajmniej w swej przeważającej liczbie) wyróżniającą się wystudiowanym smakiem czy pociągiem ku zdobywaniu intelektualnych wyżyn. Tymczasem rzeczona pozycja (bez skojarzeń z „Kamasutrą”, proszę!) to gra reprezentująca sobą gatunek tycoonów, czy produkcji wymagających od użytkownika umiejętności pracy narządem znajdującym się powyżej szyi.
O dziwo mamy tu nawet do czynienia z fabułą, może niezbyt wystudiowaną – cóż, przedstawiciele danej branży raczej nie są znani z filozoficznych rozważań – ale jednak: wcielamy się w rolę bandyty, który dokonał napadu na bank (z ofiarą śmiertelną), lecz który następnie został oszukany przez wspó
lników, co okazuje się szczęściem w nieszczęściu, gdyż owi szybko zostają ujęci przez FBI, które jednak zaczyna węszyć również za nami. Nasza droga przecina się zaś ze ścieżką życiową niejakiej Luli, rozczarowanej swą klęską aktorską w Hollywood, mimo odegrania kilku ról w pozycji horyzontalnej na sofach producentów. Oboje więc jesteśmy sfrustrowani, oboje mamy proste pragnienia, w końcu oboje jesteśmy wyzbyci jakichkolwiek skrupułów. W konsekwencji postanawiamy osiągnąć swe cele poprzez sukces w branży porno.
Początkowo mamy do czynienia z zapadłą dziurą, w której niemal wszystko jest prostackie – oczekiwania, towarzystwo, możliwości. Skupiamy się na zarabianiu w drodze striptizu w barze dla zmotoryzowanych, szantażach z wykorzystaniem uprzednio zaaranżowanych kompromitujących zdjęć, jak też amatorskich produkcji sprzedawanych pośrednikowi specjalizującemu się w niezbyt wyszukanym audytorium. Później jednak wkraczamy do Hollywood, w którym proces produkcyjny jest dużo bardziej złożony – i kosztowny – ale na tym nie kończą się nasze ambicje, chcemy bowiem nasycić swoją pornografią cały świat.
Wbrew pozorom trzeba się całkiem sporo nagłowić, by dopiąć wszystkie elementy tak, by efekt końcowy wynikający z naszych ksiąg rachunkowych był satysfakcjonujący. Trzeba jednak wyraźnie zaznaczyć, że stopniem złożoności produkcja ta ze wszech miar ustępuje sztandarowym przedstawicielom gatunku, jak też pozycjom mniej wyrafinowanym, acz starannie przygotowanym – by wskazać chociażby na serię Airline Tycoon. Pozostają więc jeszcze nastolatki z problemami z cerą…
W dużej mierze bowiem „para” twórców poszła w oprawę wizualną danej produkcji – mieni się ona bogatą, ciepłą kolorystyką, iskrzącą od erotyzmu (adresowanego ewidentnie do męskiej części populacji), może nie tego najbardziej prymitywnego i „brudnego”, lecz dalekiego od subtelności, cechującego się iście germańskim poczuciem humoru. Trzeba też wyraźnie podkreślić, że gra ta pozostawia niewiele niedomówień, jest ze wszech miar adresowana do dorosłego użytkownika - jest rubaszna, czasami jednak mówi brutalną prawdę o realiach tego specyficznego biznesu, a nawet świecie jako takim.
Pewną kwintesencją tego podejścia jest zaimplementowanie do gry nie tylko obrazkowych cutscenek, lecz także nagrań wideo (o jakości amatorskiego VHS) z prawdziwą aktorką (ot, taki znak czasów, gdy deweloperzy zachwycili się nagle ogromem możliwej do wykorzystania objętości dzięki wynalazkowi płyty CD). Spieszę wyjaśnić, iż nie ma mowy o jakimkolwiek „elemencie pokazowym”, po prostu dana biało…hłe, hłe, hłe…głowa tłumaczy mechanizmy rozgrywki, jak też „wciela się” w rolę pazernej na sukces Luli. O ile bowiem ta ostatnia w wersji animowanej cechuje się pewnym urokiem, o tyle jej „białkowe” alter ego jest klasycznie zdzirowate, tak by gracz nie miał wątpliwości.
Lula: The Sexy Empire to pozycja rodząca zakłopotanie. Z jednej strony bowiem miłośnicy inteligentnej rozrywki znajdą całe multum pozycji, które w sposób bardziej satysfakcjonujący zaspokoją ich (rzeczywiste) oczekiwania, z kolei odbiorcy typowych gier erotycznych mogą się poczuć stłamszeni koniecznością wysilenia komórek nerwowych innych, niż uplasowanych w tzw. ośrodku przyjemności. Ot, taki produkt zapełniający niespenetrowaną niszę, z uwagi jednak na wewnętrzne rozdarcie przedstawiciele obu grup uznają go co najwyżej za raka na bezrybiu.
Autor: Klemens
Lula: The Sexy Empire pierwotnie ukazało się jako Wet: the Sexy Empire i pod takim tytułem było rozpowszechniane. Co ciekawe, edycja z GOG-u wciąż opatruje nazwę aplikacji (jej procesu) pierwotnym tytułem, który jak widać chyba nie sprzedawał się najlepiej. Jeśli jednak pamiętacie poprzednie tysiąclecie, to wiedzcie, że jest to wciąż ta sama produkcja.
Powiedzmy sobie szczerze – miłośnicy wirtualnych doznań o charakterze erotycznym zwykle nie są grupą (przynajmniej w swej przeważającej liczbie) wyróżniającą się wystudiowanym smakiem czy pociągiem ku zdobywaniu intelektualnych wyżyn. Tymczasem rzeczona pozycja (bez skojarzeń z „Kamasutrą”, proszę!) to gra reprezentująca sobą gatunek tycoonów, czy produkcji wymagających od użytkownika umiejętności pracy narządem znajdującym się powyżej szyi.
O dziwo mamy tu nawet do czynienia z fabułą, może niezbyt wystudiowaną – cóż, przedstawiciele danej branży raczej nie są znani z filozoficznych rozważań – ale jednak: wcielamy się w rolę bandyty, który dokonał napadu na bank (z ofiarą śmiertelną), lecz który następnie został oszukany przez wspó
Początkowo mamy do czynienia z zapadłą dziurą, w której niemal wszystko jest prostackie – oczekiwania, towarzystwo, możliwości. Skupiamy się na zarabianiu w drodze striptizu w barze dla zmotoryzowanych, szantażach z wykorzystaniem uprzednio zaaranżowanych kompromitujących zdjęć, jak też amatorskich produkcji sprzedawanych pośrednikowi specjalizującemu się w niezbyt wyszukanym audytorium. Później jednak wkraczamy do Hollywood, w którym proces produkcyjny jest dużo bardziej złożony – i kosztowny – ale na tym nie kończą się nasze ambicje, chcemy bowiem nasycić swoją pornografią cały świat.
Wbrew pozorom trzeba się całkiem sporo nagłowić, by dopiąć wszystkie elementy tak, by efekt końcowy wynikający z naszych ksiąg rachunkowych był satysfakcjonujący. Trzeba jednak wyraźnie zaznaczyć, że stopniem złożoności produkcja ta ze wszech miar ustępuje sztandarowym przedstawicielom gatunku, jak też pozycjom mniej wyrafinowanym, acz starannie przygotowanym – by wskazać chociażby na serię Airline Tycoon. Pozostają więc jeszcze nastolatki z problemami z cerą…
W dużej mierze bowiem „para” twórców poszła w oprawę wizualną danej produkcji – mieni się ona bogatą, ciepłą kolorystyką, iskrzącą od erotyzmu (adresowanego ewidentnie do męskiej części populacji), może nie tego najbardziej prymitywnego i „brudnego”, lecz dalekiego od subtelności, cechującego się iście germańskim poczuciem humoru. Trzeba też wyraźnie podkreślić, że gra ta pozostawia niewiele niedomówień, jest ze wszech miar adresowana do dorosłego użytkownika - jest rubaszna, czasami jednak mówi brutalną prawdę o realiach tego specyficznego biznesu, a nawet świecie jako takim.
Pewną kwintesencją tego podejścia jest zaimplementowanie do gry nie tylko obrazkowych cutscenek, lecz także nagrań wideo (o jakości amatorskiego VHS) z prawdziwą aktorką (ot, taki znak czasów, gdy deweloperzy zachwycili się nagle ogromem możliwej do wykorzystania objętości dzięki wynalazkowi płyty CD). Spieszę wyjaśnić, iż nie ma mowy o jakimkolwiek „elemencie pokazowym”, po prostu dana biało…hłe, hłe, hłe…głowa tłumaczy mechanizmy rozgrywki, jak też „wciela się” w rolę pazernej na sukces Luli. O ile bowiem ta ostatnia w wersji animowanej cechuje się pewnym urokiem, o tyle jej „białkowe” alter ego jest klasycznie zdzirowate, tak by gracz nie miał wątpliwości.
Lula: The Sexy Empire to pozycja rodząca zakłopotanie. Z jednej strony bowiem miłośnicy inteligentnej rozrywki znajdą całe multum pozycji, które w sposób bardziej satysfakcjonujący zaspokoją ich (rzeczywiste) oczekiwania, z kolei odbiorcy typowych gier erotycznych mogą się poczuć stłamszeni koniecznością wysilenia komórek nerwowych innych, niż uplasowanych w tzw. ośrodku przyjemności. Ot, taki produkt zapełniający niespenetrowaną niszę, z uwagi jednak na wewnętrzne rozdarcie przedstawiciele obu grup uznają go co najwyżej za raka na bezrybiu.
Autor: Klemens