James Bond 007: Blood Stone

James Bond 007: Blood Stone
Sztab VVeteranów
Tytuł: James Bond 007: Blood Stone
Producent: Bizarre Creations
Dystrybutor: Licomp Empik Multimedia
Gatunek: gra akcji
Premiera Pl:2010-11-05
Premiera Świat:
Autor: Wojman
Ocena
czytelników 62 GŁOSUJ
OCENA
REDAKCJI 20% procent
Głosuj na tę grę!

James Bond 007: Blood Stone

Zapowiedzi gry James Bond 007: Blood Stone brzmiały bardzo zachęcająco. Twórcy obiecywali, że nowa produkcja będzie tak samo dobra, jak wydana na konsole kilka lat temu gra James Bond 007: Everything or Nothing. Faktycznie wspomniana gra była świetna, a skoro twórcy sami chcą, żeby do niej porównywać nowe dzieło, to pójdę im na rękę w tej recenzji.
james-bond-007-blood-stone-5394-1.jpg 1Przygoda rozpoczyna się w Atenach kiedy to M wzywa Bonda w wyjątkowo pilnej i niecierpiącej zwłoki sprawie. Bohater wyskakuje z samolotu i już po chwili można się poczuć jak prawdziwy tajny agent brytyjskiego wywiadu. Zaraz, zaraz... a gdzie do jasnej anielki podział się gunbarrel, który jest niejako tradycją bondowskiej serii? Twórcy obiecywali, że w grze znajdą się tradycyjne elementy serii, a w trailerze kiedy padały te słowa pojawiało się coś na wzór gunbarrela. Dlaczego zatem w nowej grze nie ma tego symbolu? A, obiecałem, że będę porównywał Blood Stone do Everything or Nothing. W tamtej grze na początku gunbarrel tak jak i w filmach był. Już na samym początku gra zaliczyła u mnie minusa.

Po pokonaniu pierwszych przeciwników w grze przyszedł czas na pierwszy pościg, w tym przypadku łodzią motorową. W poprzedniej grze o przygodach 007, czyli Quantum of Solace, elementów pościgowych po prostu brakowało. W EoN natomiast sekwencje jeżdżone były, jak się zatem ten element sprawdza w Blood Stone? Niestety, co najwyżej przeciętnie. Podczas wspomnianego pościgu motorowego niechcący się zablokowałem, bo trafiłem na niewidzialną ścianę. Pomiędzy dwoma motorówkami była przerwa, w której spokojnie bym się zmieścił, ale była ona poza wytyczoną trasą z boi. To jest największa bolączka tej gry: etapy i pościgi są liniowe, nie ma możliwości zboczyć z wyznaczonej przez twórców ścieżki. A szkoda, bo nieszablonowe myślenie zawsze było zaletą Bonda. Poza tym w wielu innych wydanych grach twórcy dawali możliwość przejścia jakiegoś etapu różnymi sposobami. W Blood Stone tego brakuje, a szkoda. Wracając jednak do kwestii pościgów to wspomnieć należy, że w ich trakcie także są zapisywane checkpointy, więc nawet jeśli gracz ma problem ze złapaniem złoczyńcy albo weźmie udział w wypadku, to nie ma potrzeby powtarzać całego etapu, a tylko jego część. Jak dla mnie jest to zaleta, gdyż w gry wyścigowe po prostu nie gram i bywało, że w etapach „jeżdżonych” miałem problemy.

Problemem jest to, że auta nie mają żadnego wyposażenia. Możemy co najwyżej nimi kogoś gonić. Jest to tym bardziej smutne, że w grze występuje między innymi Aston Martin DB5. Tak, ten sam Aston Martin co w filmach „Goldfinger” i „Thunderball”. Tam jak zapewne niektórzy pamiętają samochodzik miał na stanie nie tylko dwa karabiny maszynowe, ale i wytrysk oleju na dr
ogę, możliwość produkcji specjalnego dymu, katapultę w siedzeniu oraz urządzenie do przecinania opon innych pojazdów. A także aż sześć uchwytów na kubeczki. Dlaczego zatem ten sam samochód w grze jest pozbawiony tych wszystkich ficzerów? Nie wiem. Wiem za to, że gdyby były to pościgi byłyby znacznie ciekawsze i urozmaicone. Wkurza to, że ewidentnie widać, że grą rządzą skrypty, tak więc zawsze w tym samym miejscu będzie dokładnie taka sama kolizja, stłuczka czy wypadek. To samo tyczy się zresztą wszystkich etapów w grze. Po pokonaniu jakiś przeciwników skrypt woła „przyślijcie wsparcie” i przybiega jeszcze dwóch czy trzech obwiesiów nie wiadomo skąd.

Cechą charakterystyczną filmów o Bondzie jest humor. Jedyne puszczenie oka do graczy w Blood Stone to plakat z reklamą napoju GO 7. Czcionka wygląda w ten sposób, jakby to było sławne 007. A po za tym... Cóż, każdy Bond od Connery’ego począwszy, na Brosnanie skończywszy, po wyrzuceniu jednego z głównych przeciwników z pędzącego poduszkowca jakoś ironicznie by to skomentował. Bond – Craig nie mówi nic. Krótko mówiąc w grze o przygodach 007 nie odczuwa się klimatów filmów z 007. Jedyny wspólny mianownik to sekwencja początkowa. Co prawda o braku gunbarrel na początku już wspomniałem, ale przynajmniej jest sekwencja z napisami początkowymi i specjalną piosenką, która powstała na potrzeby tej gry. Po włożeniu płyty do napędu odtwarzana jest wersja rozszerzona tego utworu, a przy napisach początkowych wersja skrócona, ale muszę przyznać, że jest bardzo dobra.

Nieco gorzej jest z fabułą. Niby odpowiadał za nią Bruce Feristen, ale albo po prostu się nie popisał, albo twórcy gry coś skonocili. Mamy taką oto sytuację: M nakazuje Bondowi wszystkim dostępnymi środkami dowiedzieć się kto stoi za spiskiem. W pewnym momencie 007 dociera do pewnego Chińczyka, który w końcu się poddaje i mówi, że powie wszystko co wie i wskaże mocodawców. Bond mówi, że nie trzeba, bo już wie kto jest odpowiedzialny i zabija tego niemilca. Z fabuły nie wynika kto i jak jest odpowiedzialny. Co więcej, w następnej scenie wypytywana przez Bonda osoba nim ginie, mówi coś o tym, że guzik powie, bo osoba jest potężniejsza od Bonda, MI6 itd. I agent zostaje z pustymi rękami.

Swoją drogą zakończenie gry jest rozczarowujące i zupełnie nie przypomina tych znanych z filmów. Nadto, całą grę przeszedłem w nieco ponad 3 godziny. Dodam, że ani w strzelankach, ani w grach wyścigowych dobry nie jjames-bond-007-blood-stone-5394-2.jpg 2estem. Na wyposażeniu możemy mieć naraz tylko dwa rodzaje broni, z czego jeden to zawsze podstawowy pistolet. Nie ma możliwości, aby przykucnąć, pochylić się czy czołgać. Ciekawe, że agent z licencją na zabijanie czegoś takiego nie potrafi. Można niby załatwiać przeciwników po cichu, ale robi się to tylko i wyłącznie w celu napełnienia specjalnego paska akcji specjalnej. Dzięki temu można później wykonać do trzech szybkich egzekucji. Czasem ta opcja się przydaje, ale spokojnie da się przejść grę bez tej zdolności. Zabrakło też możliwości rzucania granatów. Znaczy się przeciwnicy od czasu do czasu podrzucą nam bombową niespodziankę, ale na wyposażeniu agenta nie ma granatów. Etapów w grze jest tylko kilka, a żaden jakoś specjalnie się nie wybija. W poprzedniej grze Quantum of Solace był przynajmniej świetnie zrobiony level w pociągu, w Blood Stone zabrakło zapadającej w pamięć lokacji.

Sama gra jest zwyczajnie za prosta. Nie ma możliwości, żeby nie doskoczyć na inną półkę, wystarczy nacisnąć przycisk na klawiaturze i postać sama wskoczy w miejsce, w które powinna. Nie ma też możliwości, aby utknąć na jakimś etapie. Nawet gdy nie wiemy co dalej, to na wyposażeniu Bonda jest jeden, jedyny gadżet, czyli telefon komórkowy. Dzięki temu urządzeniu wiemy nie tylko gdzie są rozmieszczeni przeciwnicy, ale także gdzie iść. Telefon służy także do dezaktywacji kamer. Jest to zrobione w formie prostej, żeby nie powiedzieć prostackiej minigierki.

Kilka słów o grafice. Od czasów Quantum of Solace nie zmieniła się. Moim zdaniem jest po prostu taka sobie. Niczym specjalnie nie porywa, ale też nie jest brzydka. Czasem tylko w etapach pościgowych nie bardzo wiadomo gdzie się jedzie, bo opady atmosferyczne zasłaniają nam widoczność. Widocznie w samochodach Aston Martin nie są seryjnie montowane wycieraczki. Muzyka też jakaś tam jest, ani nie pomaga, ani nie przeszkadza.

Na James Bond 007: Blood Stone czekałem z niecierpliwością. Dostałem grę kiepską, nieprzemyślaną, zrobioną wręcz na kolanie. Ma całą masę wad i praktycznie brak zalet. Polskie tłumaczenie jest jedynie poprawne. „Q-branch” zostało przetłumaczone jako „centrala”. Widać polski dystrybutor, firma LEM, nie wiedział czym jest wydział Q w filmach o agencie 007. Ogólnie nawet wielcy fani Jamesa Bodna mogą poczuć zawód grając w tę grę. Już Everything or Nothing jest moim zdaniem lepszy. Na James Bond 007: Blood Stone szkoda czasu, nerwów i pieniędzy.

Autor: Wojman
skomentuj
KOMENTARZE NA TEMAT GRY
więcej komentarzy dodaj komentarz
RECENZJE CZYTELNIKÓW
ILOŚĆ RECENZJI - ŚREDNIA OCENA - % więcej recenzji dodaj recenzję