Football Manager 2019
Sztab VVeteranów
Tytuł: Football Manager 2019
Producent: Sports Interactive
Dystrybutor: Cenega S.A.
Gatunek: Manager sportowy
Premiera Pl:2018-11-02
Premiera świat:
Autor: Klemens
Tytuł: Football Manager 2019
Producent: Sports Interactive
Dystrybutor: Cenega S.A.
Gatunek: Manager sportowy
Premiera Pl:2018-11-02
Premiera świat:
Autor: Klemens
Football Manager 2019
Weteran serii – jak niżej podpisany – nie ma żadnych trudności w przystąpieniu do rozgrywki, gdyż ta nieodmiennie sprowadza się do analizy kolejnego mnóstwa i mnóstwa danych w kolejnych i kolejnych okienkach. Nie jest to nowalijka bezpośrednio związana z tą odsłoną, ale skalę tej głębi najlepiej odzwierciedla już fakt tworzenia naszego wirtualnego alter ego, w przypadku którego niektóre decyzje mają znaczenie (np. ewentualna wcześniejsza kariera zawodnicza, wszak wpływająca na naszą renomę w szatni w jej początkach), inne zaś są tej zupełnie pozbawione (jak wygląd, przy czym pomijając opcję importu ze zdjęcia pozwalają nawet dookreślić wzrost i wagę, całkiem nieźle odzwierciedlając relację pomiędzy nimi). Pedanteria twórców robi wrażenie.
Oczywiście zwyczajowo nie ma przeciwwskazań, by jako kompletny amator tak w roli trenera, jak i w ogóle wcześniej w piłkarskim biznesie objąć rolę guru Juventusu czy innej Barcelony, choć śmiem twierdzić, że większą frajdę daje stopniowy rozwój kariery, gdzieś od poziomu Cracovii czy przeciętnego szkockiego ligowca. Autorzy jak zwykle postarali się o całe mnóstwo licencji, dane nam więc będzie poprowadzić kluby z całego świata, nie mam cienia wątpliwości, iż absolutnie każdy gracz znajdzie satysfakcjonujący go wariant (no chyba że ktoś jest fanatykiem drugiej ligi islandzkiej).
Czasami jednak można ponarzekać na brak konsekwencji po stronie twórców. O ile bowiem możemy siebie wykreować jako ewidentnego grubaska, o tyle nasi piłkarze nie zwykli cierpieć na tego rodzaju słabostki, mimo że przecież wcale nieodległa historia dostarcza wielu stosownych przykładów (Brazylijczyk Ronaldo, Gonzalo Higuaín, İlkay Gündoğan czy Ailton…).
Niestety w ogóle zmian nie doczekały się interakcje z zawodnikami – w rozmowach z nimi powtarzamy właściwie te same frazy co dawniej, przy czym jest dość oczywiste, które z nich wywołają pożądane skutki; właściwie nigdy nie miałem problemu z zachowaniem w najgorszym razie bardzo dobrych relacji z całą drużyną. Szkoda, że konflikty między poszczególnymi graczami – jak choćby ostatnio między Neymarem a Edisonem Cavanim – nie znalazły jakiegokolwiek odzwierciedlenia. Tymczasem wszak nie od dzi
wiadomo, że praca menago to w dużej mierze sztuka zarządzania ludźmi, niejednokrotnie pełna fascynujących opowieści (np. relacje między Alexem Fergusonem a Davidem Beckhamem i Ruudem van Nistelrooy’em czy Cesarem Prandellim a Mario Balotellim).
Autorzy bynajmniej jednak nie poprzestali na odświeżeniu bazy personaliów. Wartością dodaną jest bowiem niemal zupełnie nowy moduł treningowy, przy którym dotychczasowe rozwiązania zdają się iście dziecinną igraszką. Tak naprawdę dopiero on pozwala nam odczuć skalę komplikacji pracy tzw. trenerów, jak i uświadamia różnicę pomiędzy specyfiką zawodu menadżera klubowego od reprezentacyjnego selekcjonera. I jakkolwiek obawiam się, że większość „casualowych” graczy (o ile w ogóle można o takowych mówić w odniesieniu do tej przecież mocno specyficznej serii) sceduje z tym związane obowiązki na obdarzonych sztuczną inteligencją pomocników (sam „Fergie” powiadał o sobie, iż jest głównie psychologiem i taktykiem, w zakresie bowiem przygotowania fizycznego jest już dinozaurem), o tyle oczami wyobraźni widzę może nie tak liczne, ale doświadczającego siódmego nieba grono graczy, którzy wreszcie będą mogli w sobie odkryć Maxa Allegriego czy innego Pepa Guardiolę.
O wynikach meczów wcale często decyduje tzw. dyspozycja dnia, co stanowi zresztą jedną z przyczyn piękna sportu zwanego futbolem. Niestety w przypadku serii, w tym jej najnowszej odsłony, takowa została sprowadzona do zupełnej losowości rządzącej się wyłącznie rachunkiem prawdopodobieństwa. Symulacja tego samego meczu przeprowadzana dziesięciokrotnie z odtworzenia tego samego zapisu stanu gry może się zakończyć dziesięcioma zupełnie odmiennymi rezultatami. Jeśli więc czyjąś aspiracją życiową byłoby doprowadzenie do degradacji takiego Bayernu, to wystarczy zapisać grę przed każdym jego meczem i posunąć akcję do przodu każdorazowo po poniesieniem przezeń porażki, co prędzej czy później się tak stanie.
Niemal żadnym zmianom nie uległa oprawa graficzna – poszczególne ekrany są statyczne, ich kolorystyka zaś nawiązuje – acz umiarkowanie powściągliwie – do prowadzonego zespołu. Osobiście jako miłośnik Starej Damy nie miałem powodów do narzekania, tym niemniej nie da się ukryć, że w przypadku niektórych innych klubów właściwa dlań kolorystyka prezentuje się nieźle na koszulkach, lecz w przypadku kolejnych tabelek dość szybko rodzi pragnienie refluksu… bądź modyfikacji, choćby przez odwołanie się jakichś strawnych ustawień fabrycznych, co jednak nie jest możliwe.
Z kolei sama wizualizacja meczów jest dość szpetna. O ile pięć lat temu stanowiła ona krok do przodu, lecz obecnie nasuwa skojarzenia z grami piłkarskimi z ostatniego dziesięciolecia minionego tysiąclecia, acz wcale nie tymi najestetyczniejszymi. Na bezrybiu i rak ryba, niemniej trudno wypowiedzieć się na konferencji czy czerwona kartka dla zawodnika była słuszna, skoro podczas transmisji (i jej późniejszego odtworzenia) tak naprawdę nie sposób dostrzec jakichkolwiek szczegółów.
Szkoda również, iż seria po dzień dzisiejszy nie doczekała się żadnej muzyki. Niby pozwala to zadośćuczynić własnym gustom poprzez zapuszczenie w tle czegoś czyniącego im zadość, niemniej pewnie nie tylko ja przywitałbym z zachwytem jakieś ambientowe tło. Fajnie chociaż, że w czasie relacji z meczu czasami usłyszymy radosne „ole!” z trybun.
Gra doczekała się również polskiej lokalizacji, ta jednak na dzień dzisiejszy jest cokolwiek kontrowersyjna (jakkolwiek podczas beta-testów wyeliminowano zdecydowaną większość polsko-angielskich mieszanek, czy to w całym tekście, czy w pojedynczych zdaniach) – zastanawiam się bowiem, czy w oryginale doświadczyłbym frazy, że „powtórka tej bramki doczeka się większej liczby odsłon niż chytra baba z Radomia”? Jeśli tak, to tym gorzej dla twórców…
Football Manager 2019 to dość rzadki przykład, że monopol nie psuje, jakość tej produkcji jest bowiem niewątpliwie wyższa niż wszystkich poprzedniczek, głębią przebijając niewątpliwie absolutnie wszystkie podobne produkcje, choćby nawiązujące do innych dyscyplin. Niestety potwierdza on zarazem, iż przytłaczający prymat rozleniwia – jest to bowiem nie tyle krok co kroczek do przodu. Jeśli więc, drogi Czytelniku, ostatni raz zagłębiłeś się w odmęty piłkarskich danych rok czy dwa lata temu, to sugerowałbym poczynienie innego wydatku niż zakup najnowszej odsłony serii. Jeśli jednak Twoja przerwa była dłuższa, to na co czekasz?! Puchar Mistrzów/Świata nie zdobędzie się sam!
Autor: Klemens
Oczywiście zwyczajowo nie ma przeciwwskazań, by jako kompletny amator tak w roli trenera, jak i w ogóle wcześniej w piłkarskim biznesie objąć rolę guru Juventusu czy innej Barcelony, choć śmiem twierdzić, że większą frajdę daje stopniowy rozwój kariery, gdzieś od poziomu Cracovii czy przeciętnego szkockiego ligowca. Autorzy jak zwykle postarali się o całe mnóstwo licencji, dane nam więc będzie poprowadzić kluby z całego świata, nie mam cienia wątpliwości, iż absolutnie każdy gracz znajdzie satysfakcjonujący go wariant (no chyba że ktoś jest fanatykiem drugiej ligi islandzkiej).
Czasami jednak można ponarzekać na brak konsekwencji po stronie twórców. O ile bowiem możemy siebie wykreować jako ewidentnego grubaska, o tyle nasi piłkarze nie zwykli cierpieć na tego rodzaju słabostki, mimo że przecież wcale nieodległa historia dostarcza wielu stosownych przykładów (Brazylijczyk Ronaldo, Gonzalo Higuaín, İlkay Gündoğan czy Ailton…).
Niestety w ogóle zmian nie doczekały się interakcje z zawodnikami – w rozmowach z nimi powtarzamy właściwie te same frazy co dawniej, przy czym jest dość oczywiste, które z nich wywołają pożądane skutki; właściwie nigdy nie miałem problemu z zachowaniem w najgorszym razie bardzo dobrych relacji z całą drużyną. Szkoda, że konflikty między poszczególnymi graczami – jak choćby ostatnio między Neymarem a Edisonem Cavanim – nie znalazły jakiegokolwiek odzwierciedlenia. Tymczasem wszak nie od dzi
Autorzy bynajmniej jednak nie poprzestali na odświeżeniu bazy personaliów. Wartością dodaną jest bowiem niemal zupełnie nowy moduł treningowy, przy którym dotychczasowe rozwiązania zdają się iście dziecinną igraszką. Tak naprawdę dopiero on pozwala nam odczuć skalę komplikacji pracy tzw. trenerów, jak i uświadamia różnicę pomiędzy specyfiką zawodu menadżera klubowego od reprezentacyjnego selekcjonera. I jakkolwiek obawiam się, że większość „casualowych” graczy (o ile w ogóle można o takowych mówić w odniesieniu do tej przecież mocno specyficznej serii) sceduje z tym związane obowiązki na obdarzonych sztuczną inteligencją pomocników (sam „Fergie” powiadał o sobie, iż jest głównie psychologiem i taktykiem, w zakresie bowiem przygotowania fizycznego jest już dinozaurem), o tyle oczami wyobraźni widzę może nie tak liczne, ale doświadczającego siódmego nieba grono graczy, którzy wreszcie będą mogli w sobie odkryć Maxa Allegriego czy innego Pepa Guardiolę.
O wynikach meczów wcale często decyduje tzw. dyspozycja dnia, co stanowi zresztą jedną z przyczyn piękna sportu zwanego futbolem. Niestety w przypadku serii, w tym jej najnowszej odsłony, takowa została sprowadzona do zupełnej losowości rządzącej się wyłącznie rachunkiem prawdopodobieństwa. Symulacja tego samego meczu przeprowadzana dziesięciokrotnie z odtworzenia tego samego zapisu stanu gry może się zakończyć dziesięcioma zupełnie odmiennymi rezultatami. Jeśli więc czyjąś aspiracją życiową byłoby doprowadzenie do degradacji takiego Bayernu, to wystarczy zapisać grę przed każdym jego meczem i posunąć akcję do przodu każdorazowo po poniesieniem przezeń porażki, co prędzej czy później się tak stanie.
Niemal żadnym zmianom nie uległa oprawa graficzna – poszczególne ekrany są statyczne, ich kolorystyka zaś nawiązuje – acz umiarkowanie powściągliwie – do prowadzonego zespołu. Osobiście jako miłośnik Starej Damy nie miałem powodów do narzekania, tym niemniej nie da się ukryć, że w przypadku niektórych innych klubów właściwa dlań kolorystyka prezentuje się nieźle na koszulkach, lecz w przypadku kolejnych tabelek dość szybko rodzi pragnienie refluksu… bądź modyfikacji, choćby przez odwołanie się jakichś strawnych ustawień fabrycznych, co jednak nie jest możliwe.
Z kolei sama wizualizacja meczów jest dość szpetna. O ile pięć lat temu stanowiła ona krok do przodu, lecz obecnie nasuwa skojarzenia z grami piłkarskimi z ostatniego dziesięciolecia minionego tysiąclecia, acz wcale nie tymi najestetyczniejszymi. Na bezrybiu i rak ryba, niemniej trudno wypowiedzieć się na konferencji czy czerwona kartka dla zawodnika była słuszna, skoro podczas transmisji (i jej późniejszego odtworzenia) tak naprawdę nie sposób dostrzec jakichkolwiek szczegółów.
Szkoda również, iż seria po dzień dzisiejszy nie doczekała się żadnej muzyki. Niby pozwala to zadośćuczynić własnym gustom poprzez zapuszczenie w tle czegoś czyniącego im zadość, niemniej pewnie nie tylko ja przywitałbym z zachwytem jakieś ambientowe tło. Fajnie chociaż, że w czasie relacji z meczu czasami usłyszymy radosne „ole!” z trybun.
Gra doczekała się również polskiej lokalizacji, ta jednak na dzień dzisiejszy jest cokolwiek kontrowersyjna (jakkolwiek podczas beta-testów wyeliminowano zdecydowaną większość polsko-angielskich mieszanek, czy to w całym tekście, czy w pojedynczych zdaniach) – zastanawiam się bowiem, czy w oryginale doświadczyłbym frazy, że „powtórka tej bramki doczeka się większej liczby odsłon niż chytra baba z Radomia”? Jeśli tak, to tym gorzej dla twórców…
Football Manager 2019 to dość rzadki przykład, że monopol nie psuje, jakość tej produkcji jest bowiem niewątpliwie wyższa niż wszystkich poprzedniczek, głębią przebijając niewątpliwie absolutnie wszystkie podobne produkcje, choćby nawiązujące do innych dyscyplin. Niestety potwierdza on zarazem, iż przytłaczający prymat rozleniwia – jest to bowiem nie tyle krok co kroczek do przodu. Jeśli więc, drogi Czytelniku, ostatni raz zagłębiłeś się w odmęty piłkarskich danych rok czy dwa lata temu, to sugerowałbym poczynienie innego wydatku niż zakup najnowszej odsłony serii. Jeśli jednak Twoja przerwa była dłuższa, to na co czekasz?! Puchar Mistrzów/Świata nie zdobędzie się sam!
Autor: Klemens