Call of Duty 4: Modern Warfare
Sztab VVeteranów
Tytuł: Call of Duty 4: Modern Warfare
Producent: Infinity Ward
Dystrybutor: Licomp Empik Multimedia
Gatunek: FPS
Premiera Pl:2007-11-09
Premiera świat:
Autor: Mande
Tytuł: Call of Duty 4: Modern Warfare
Producent: Infinity Ward
Dystrybutor: Licomp Empik Multimedia
Gatunek: FPS
Premiera Pl:2007-11-09
Premiera świat:
Autor: Mande
Call of Duty 4: Modern Warfare
Początek jak zwykle jest banalny – kupno gry, instalacja i nareszcie można ją włączyć. Menu jest poprawne, czytelne, bez niespodzianek, ale też bez niedociągnięć. Grafika, dźwięk i sterowanie poddają się niemal kompleksowej personalizacji, co w grze FPS jest szczególnie ważne. I tutaj kończy się to co znamy, a zaczyna zupełnie nowa kraina – prawie jak Narnia za starą szafą.
Wszyscy fani serii Call of Duty na pewno od momentu ogłoszenia pierwszych bliższych informacji o czwartej grze z serii obawiali się jak proponowane zmiany wpłyną na całokształt produkcji. Mowa oczywiście o przeniesieniu akcji z czasów Drugiej Wojny Światowej, do współczesności. Początkowo niedowierzano temu, sam uważałem, że to wypaczenie sensu serii – która jest przecież stworzona dla realiów lat 40-tych. O jak bardzo się pomyliłem!
Należy pamiętać, że Call of Duty cechuje się specyficznym klimatem wojny i można go ubóstwiać, lub nie. Przede wszystkim zaś trzeba wiedzieć, że Call of Duty nigdy nie było, nie jest i nie będzie symulatorem żołnierza. Na miano takiego zasługuje America’a Army i jeśli ktoś chce 100% realizmu, to może próbować go szukać w tej darmowej grze wydanej na zlecenie rządu USA. Seria CoD ma przede wszystkim sprawiać przyjemność z gry i do tego została stworzona, jak zresztą każda gra komercyjna. Toteż niezbędne stały się pewne uproszczenia, za które nie należy ganić twórców, o ile nie wypaczają one sensu gry.
Fabuła Call of Duty 4: Modern Warfare jest prosta, ale bynajmniej nie banalna. Zajmujemy się zajęciem popularnym dziś wśród żołnierzy, otóż walczymy z terrorystami. Mamy dwie główne postaci – amerykańsk
iego Marines i brytyjskiego komandosa S.A.S., lecz w retrospekcji pojawia się kolejna. Całość akcji twórcy podzielili na pięć części: Prolog, trzy Akty i Epilog. Wątki przeplatają się ze sobą, tak więc raz będziemy walczyć w Rosji, raz z iście amerykańskim rozmachem będziemy poszukiwać przywódcy terrorystów na Bliskim Wschodzie, zaś innym razem … nie da się w pełni docenić gry nie ujawniając paru szczegółów, więc zdradzę że przyjdzie nam też walczyć w mieście Prypeć na Ukrainie, zaledwie 4 km od Czarnobyla w bardzo unikatowej misji.
Gra jest niebanalna – odbiega trochę od powszechnie przyjętego standardu, który notabene wyznaczyły jej poprzednie odsłony. Do walki wchodzimy od razu wysokim C – misja na statku to jeden z wielu majstersztyków i „smaczków” gry. Ich odkrywanie to nie zwykłe zaliczanie gry, ale niezwykła podróż do innego świata, mimo że mowa jest o czasach nam współczesnych. Kolejną po statku misją jest … a właściwie są napisy z nazwiskami autorów gry – wplecione zostały w bardzo sugestywny filmik 3D z bardzo odważnym zakończeniem, które u mnie ma bardzo duży plus. Jeśli mowa o plusach fabuły, to na pewno trzeba wspomnieć o jej ciągłości i bardzo ciekawych przejściach. Jeżeli denerwowały was w poprzednich odsłonach serii ekrany ładowania i popychaliście pasek postępu kursorem, to mam przyjemność oświadczyć, że przeszło to do historii. Oczywiście nie mówię o pasku, a o nudnym, prawie bezproduktywnym czekaniu. Otóż teraz w czasie ładowania kolejnej lokacji mamy możliwość zapoznać się ze szczegółami kolejnej misji które podane są w bardzo ciekawej formie – nie statycznego obrazu, lecz filmu. I to nie byle jakiego, ale wzbogaconego o dialogi, komentarze, wizualizacje, symulacje, mini klipy i zdjęcia satelitarne. To po prostu trzeba zobaczyć – ani się spostrzeżesz, a gra już załadowana.
Pomimo dobrego pomysłu na fabułę, jej opowiedzenie nie wyszło twórcom Call of Duty 4: Modern Warfare nadzwyczaj dobrze. Mowa tu jest o złym wyważeniu napięcia i niewłaściwym ulokowaniu punktu kulminacyjnego. Gra na najwyższych obrotach kończy się właściwie gdzieś w połowie drugiego aktu po brawurowej akcji na Ukrainie i wcześniej, nad Rosją w samolocie wsparcia AC-130 – te dwa majstersztyki wyznaczają punkt kulminacyjny deprecjonując niestety bardzo dobrą, lecz nie aż tak dobrą końcówkę. Innymi słowy, jest dobrze póki Marines i S.A.S. działają oddzielnie – kiedy dochodzi do połączenia sił i wspólnej operacji, klimat wyraźnie „siada”, a gra momentami przypomina bezsensowną rzeźnię. Wracając zaś do pierwszej części gry, sytuacje zdecydowanie ratują misje brytyjskie – są ciekawe, interesujące, wciągające, w przeciwieństwie do wielkiej ofensywy amerykańskiej. W niej większość czasu spędzamy na naprawianiu błędów innych (np. ratunek załogi czołgu) i uganianiu się za przywódcą terrorystów, jak się potem okazuje zupełnie bezsensownie, a na koniec naszego bohatera czeka niemiła, acz spektakularna niespodzianka.
Utrzymano system odzyskiwania zdrowia znany z Call of Duty 2, czyli nie mamy paska zdrowia, lecz jedynie chwilowe zamroczenie które zwyczajnie należy przeczekać. Jest to właśnie jedno z tych uproszczeń które mają swoich zwolenników i zażartych wrogów. W Single Player nic z tym nie zrobimy, lecz już w trybie gry wieloosobowej wzorem poprzedniej odsłony, na pewno pojawią się mody dodające pasek zdrowia dla tych którzy uznają go za niezbędny.
Wszyscy fani serii Call of Duty na pewno od momentu ogłoszenia pierwszych bliższych informacji o czwartej grze z serii obawiali się jak proponowane zmiany wpłyną na całokształt produkcji. Mowa oczywiście o przeniesieniu akcji z czasów Drugiej Wojny Światowej, do współczesności. Początkowo niedowierzano temu, sam uważałem, że to wypaczenie sensu serii – która jest przecież stworzona dla realiów lat 40-tych. O jak bardzo się pomyliłem!
Należy pamiętać, że Call of Duty cechuje się specyficznym klimatem wojny i można go ubóstwiać, lub nie. Przede wszystkim zaś trzeba wiedzieć, że Call of Duty nigdy nie było, nie jest i nie będzie symulatorem żołnierza. Na miano takiego zasługuje America’a Army i jeśli ktoś chce 100% realizmu, to może próbować go szukać w tej darmowej grze wydanej na zlecenie rządu USA. Seria CoD ma przede wszystkim sprawiać przyjemność z gry i do tego została stworzona, jak zresztą każda gra komercyjna. Toteż niezbędne stały się pewne uproszczenia, za które nie należy ganić twórców, o ile nie wypaczają one sensu gry.
Fabuła Call of Duty 4: Modern Warfare jest prosta, ale bynajmniej nie banalna. Zajmujemy się zajęciem popularnym dziś wśród żołnierzy, otóż walczymy z terrorystami. Mamy dwie główne postaci – amerykańsk
Gra jest niebanalna – odbiega trochę od powszechnie przyjętego standardu, który notabene wyznaczyły jej poprzednie odsłony. Do walki wchodzimy od razu wysokim C – misja na statku to jeden z wielu majstersztyków i „smaczków” gry. Ich odkrywanie to nie zwykłe zaliczanie gry, ale niezwykła podróż do innego świata, mimo że mowa jest o czasach nam współczesnych. Kolejną po statku misją jest … a właściwie są napisy z nazwiskami autorów gry – wplecione zostały w bardzo sugestywny filmik 3D z bardzo odważnym zakończeniem, które u mnie ma bardzo duży plus. Jeśli mowa o plusach fabuły, to na pewno trzeba wspomnieć o jej ciągłości i bardzo ciekawych przejściach. Jeżeli denerwowały was w poprzednich odsłonach serii ekrany ładowania i popychaliście pasek postępu kursorem, to mam przyjemność oświadczyć, że przeszło to do historii. Oczywiście nie mówię o pasku, a o nudnym, prawie bezproduktywnym czekaniu. Otóż teraz w czasie ładowania kolejnej lokacji mamy możliwość zapoznać się ze szczegółami kolejnej misji które podane są w bardzo ciekawej formie – nie statycznego obrazu, lecz filmu. I to nie byle jakiego, ale wzbogaconego o dialogi, komentarze, wizualizacje, symulacje, mini klipy i zdjęcia satelitarne. To po prostu trzeba zobaczyć – ani się spostrzeżesz, a gra już załadowana.
Pomimo dobrego pomysłu na fabułę, jej opowiedzenie nie wyszło twórcom Call of Duty 4: Modern Warfare nadzwyczaj dobrze. Mowa tu jest o złym wyważeniu napięcia i niewłaściwym ulokowaniu punktu kulminacyjnego. Gra na najwyższych obrotach kończy się właściwie gdzieś w połowie drugiego aktu po brawurowej akcji na Ukrainie i wcześniej, nad Rosją w samolocie wsparcia AC-130 – te dwa majstersztyki wyznaczają punkt kulminacyjny deprecjonując niestety bardzo dobrą, lecz nie aż tak dobrą końcówkę. Innymi słowy, jest dobrze póki Marines i S.A.S. działają oddzielnie – kiedy dochodzi do połączenia sił i wspólnej operacji, klimat wyraźnie „siada”, a gra momentami przypomina bezsensowną rzeźnię. Wracając zaś do pierwszej części gry, sytuacje zdecydowanie ratują misje brytyjskie – są ciekawe, interesujące, wciągające, w przeciwieństwie do wielkiej ofensywy amerykańskiej. W niej większość czasu spędzamy na naprawianiu błędów innych (np. ratunek załogi czołgu) i uganianiu się za przywódcą terrorystów, jak się potem okazuje zupełnie bezsensownie, a na koniec naszego bohatera czeka niemiła, acz spektakularna niespodzianka.
Utrzymano system odzyskiwania zdrowia znany z Call of Duty 2, czyli nie mamy paska zdrowia, lecz jedynie chwilowe zamroczenie które zwyczajnie należy przeczekać. Jest to właśnie jedno z tych uproszczeń które mają swoich zwolenników i zażartych wrogów. W Single Player nic z tym nie zrobimy, lecz już w trybie gry wieloosobowej wzorem poprzedniej odsłony, na pewno pojawią się mody dodające pasek zdrowia dla tych którzy uznają go za niezbędny.
| 1 | 2 | nastpna >>
KOMENTARZE NA TEMAT GRY
20.02.2008 |
maciej1234 »
Opiszę wam trochę multiplayer:
W trybie multi m
więcej komentarzy
dodaj komentarz