Bright Memory: Infinite
Sztab VVeteranów
Tytuł: Bright Memory: Infinite
Producent: FYQD-Studio
Dystrybutor:
Gatunek: FPS
Premiera Pl:0000-00-00
Premiera Świat:
Autor: Klemens
Tytuł: Bright Memory: Infinite
Producent: FYQD-Studio
Dystrybutor:
Gatunek: FPS
Premiera Pl:0000-00-00
Premiera Świat:
Autor: Klemens
Bright Memory: Infinite
Wcielamy się w niejaką Sheilę Tan, po której personaliach już widać główne zamierzenie autorów – czerpanie z własnego niezwykle bogatego (choć operującego wybitnie krótkimi frazami…) dziedzictwa kulturowego, a zarazem „ożenienie” go z zewnętrzną otoczką strawną dla okcydentalnego gracza. I właściwie z tego rodzaju podejściem mamy do czynienia aż do samego końca – będziemy sycili oczy architekturą właściwą dla Dalekiego Wschodu i zmagali się z szeregiem istot rodem z tamtejszej mitologii (a przynajmniej wyobrażenia o niej), ale też co i rusz stykali się z pojęciami i ideami właściwymi dla (pop)kultury Zachodu – jak chociażby „prędkość warp”… W przeważającej mierze ów kolaż sprawia wrażenie dość spójnego stadła a nie mezaliansu.
Owo nastawienie na eklektyzm przejawia się zresztą w samym gatunku gry – początkowo mamy do czynienia z typowym FPS-em, choć nieco podrasowanym we właściwe dla takiego Control rozwiązania z operowania obiektami na odległość. Dość szybko jednak odkrywamy, iż przyjdzie nam również toczyć walki z wykorzystaniem broni białej, nieco poskradać się po szuwarach i za belami słomy (nota bene nie bardzo kojarzę inną grę, w której ten element krajobrazu chociażby polskiej wsi byłby w ogóle obecny…), a nawet pokier
ować samochodem, którego uzbrojenia nie powstydziłby się nawet bondowski Q.
Powyższe opisy brzmią jak recepta na sukces, lecz niestety mój pierwszy kontakt z rzeczonym tytułem okazał się falstartem, a mianowicie już w trakcie jednej z pierwszych misji rozgrywki wbrew przewidywaniom twórców udało mi się przeskoczyć nieprzeskakiwalny – w ich ocenie – murek, co poskutkowało „zgłupieniem” produkcji, panaceum na które okazało się jedynie załadowanie ostatniego „czekpointu”. Po raz drugi zazgrzytałem zębami niewiele później, gdy okazało się, iż choć stawiane przede mną wyzwanie rozwiązałem, lecz w sposób odbiegający od sugerowanego (bardzo lubię takie giercmańsko-recenzenckie „hipsterstwo”), co niestety uniemożliwiło kontynuację rozgrywkę, albowiem nie uległ odblokowaniu skrypt, który umożliwiłby mojej postaci przejście przez (otwarte!) okno. Potrzebowałem przerwy…
Niestety moje drugie podejście do Bright Memory: Infinite okazało się (potencjalnie) ostatnim – i to bynajmniej nie z uwagi na wzgardę wobec tej pozycji, lecz z tej prostej przyczyny, iż przy okazji tego pojedynczego podejścia… dotarłem do napisów końcowych. Produkcja FYQD-Studio okazała się bowiem niezwykle skromną – uparcie starając się ją eksplorować po wszystkich zakątkach na najwyższym dostępnym początkowo poziomie trudności jej (niezbyt epickie) zwieńczenie poznałem po niecałych trzech godzinach. Może część tzw. casualowych graczy uzna to za zaletę, lecz obawiam się, iż dla pozostałych będzie stanowić to nieprzyjemną niespodziankę.
Uczucie to może być bardziej dojmujące z uwagi na fakt, że produkcja Chińczyków cieszy tak oczy, jak i (choć w nieco mniejszym stopniu) uszy. Starali się oni wycisnąć z czwartej edycji silnika firmy Epic Games siódme poty, i nie bez powodzenia, choć z dość zabawnymi potknięciami jak przy braku falowania wody wokół płynącej postaci, ubierania się przez nią na wzór mima czy wręcz podręcznikowo „tekturowych” skrzyń. Niemniej jednak oprawę należy rozpatrywać wyłącznie w kategoriach atutu.
Bright Memory: Infinite oceniane jako pełnoprawna produkcja wywołuje dość ambiwalentne uczucia – gra ta bowiem łączy w sobie cechy tak bardzo dobre, jak i zwykłe niedoróbki i niedopracowania. Całość sprawia wrażenie raczej demonstracji umiejętności twórców skierowaną wobec wydawców niźli produktu obliczonego na odniesienie rynkowego sukcesu. Co nie zmienia faktu, że tych kilku spędzonych z nią godzin w żadnym razie nie należy rozpatrywać w kategoriach zmarnowanego czasu.
Bardzo dziękujemy serwisowi GOG.com za udostępnienie kodu recenzenckiego w celu umożliwienia powstania niniejszego tekstu - https://www.gog.com/game/bright_memory_infinite
Autor: Klemens
Owo nastawienie na eklektyzm przejawia się zresztą w samym gatunku gry – początkowo mamy do czynienia z typowym FPS-em, choć nieco podrasowanym we właściwe dla takiego Control rozwiązania z operowania obiektami na odległość. Dość szybko jednak odkrywamy, iż przyjdzie nam również toczyć walki z wykorzystaniem broni białej, nieco poskradać się po szuwarach i za belami słomy (nota bene nie bardzo kojarzę inną grę, w której ten element krajobrazu chociażby polskiej wsi byłby w ogóle obecny…), a nawet pokier
Powyższe opisy brzmią jak recepta na sukces, lecz niestety mój pierwszy kontakt z rzeczonym tytułem okazał się falstartem, a mianowicie już w trakcie jednej z pierwszych misji rozgrywki wbrew przewidywaniom twórców udało mi się przeskoczyć nieprzeskakiwalny – w ich ocenie – murek, co poskutkowało „zgłupieniem” produkcji, panaceum na które okazało się jedynie załadowanie ostatniego „czekpointu”. Po raz drugi zazgrzytałem zębami niewiele później, gdy okazało się, iż choć stawiane przede mną wyzwanie rozwiązałem, lecz w sposób odbiegający od sugerowanego (bardzo lubię takie giercmańsko-recenzenckie „hipsterstwo”), co niestety uniemożliwiło kontynuację rozgrywkę, albowiem nie uległ odblokowaniu skrypt, który umożliwiłby mojej postaci przejście przez (otwarte!) okno. Potrzebowałem przerwy…
Niestety moje drugie podejście do Bright Memory: Infinite okazało się (potencjalnie) ostatnim – i to bynajmniej nie z uwagi na wzgardę wobec tej pozycji, lecz z tej prostej przyczyny, iż przy okazji tego pojedynczego podejścia… dotarłem do napisów końcowych. Produkcja FYQD-Studio okazała się bowiem niezwykle skromną – uparcie starając się ją eksplorować po wszystkich zakątkach na najwyższym dostępnym początkowo poziomie trudności jej (niezbyt epickie) zwieńczenie poznałem po niecałych trzech godzinach. Może część tzw. casualowych graczy uzna to za zaletę, lecz obawiam się, iż dla pozostałych będzie stanowić to nieprzyjemną niespodziankę.
Uczucie to może być bardziej dojmujące z uwagi na fakt, że produkcja Chińczyków cieszy tak oczy, jak i (choć w nieco mniejszym stopniu) uszy. Starali się oni wycisnąć z czwartej edycji silnika firmy Epic Games siódme poty, i nie bez powodzenia, choć z dość zabawnymi potknięciami jak przy braku falowania wody wokół płynącej postaci, ubierania się przez nią na wzór mima czy wręcz podręcznikowo „tekturowych” skrzyń. Niemniej jednak oprawę należy rozpatrywać wyłącznie w kategoriach atutu.
Bright Memory: Infinite oceniane jako pełnoprawna produkcja wywołuje dość ambiwalentne uczucia – gra ta bowiem łączy w sobie cechy tak bardzo dobre, jak i zwykłe niedoróbki i niedopracowania. Całość sprawia wrażenie raczej demonstracji umiejętności twórców skierowaną wobec wydawców niźli produktu obliczonego na odniesienie rynkowego sukcesu. Co nie zmienia faktu, że tych kilku spędzonych z nią godzin w żadnym razie nie należy rozpatrywać w kategoriach zmarnowanego czasu.
Bardzo dziękujemy serwisowi GOG.com za udostępnienie kodu recenzenckiego w celu umożliwienia powstania niniejszego tekstu - https://www.gog.com/game/bright_memory_infinite
Autor: Klemens