Zjazd VI

VI Zjazd Sztabu VVeteranów

Rok temu pod koniec szczecińskiego Zjazdu niejaki Kahzad dość nieśmiało wspomniał o możliwości zorganizowania następnego w jego rodzinnych stronach. I choć początkowo szanse takiego rozwoju sytuacji zdawały się niewielkie, dzięki ogromnemu zaangażowaniu tegoż w istocie oczy wszystkich Sztabowiczów skierowały się ku obszarowi Kotliny Kłodzkiej...

Niniejsza relacja przedstawia spojrzenie na Zjazd z kilku różnych perspektyw - dwóch autorstwa stałych już bywalców tego rodzaju imprez (czyli Ajmdemena i Klemensa), oraz dwóch wyznań absolutnych debiutantów (czyli Huntera i Mande) - tak by była ona jak najbardziej zupełna i satysfakcjonująca. Przyjemnej lektury!


Czcionka koloru zielonego - Ajmdemen

Czcionka koloru brązowego - Klemens

Czcionka koloru niebieskiego - Mande

Czcionka koloru fioletowego - Hunter

Na miejsce Zjazdu jechałem busem, który wyruszył z Warszawy 5 lipca o godzinie 21 i ok. 5:30 dnia kolejnego dotarł do swojego przystanku końcowego, czyli Lądka Zdrój, skąd nieoceniony Kahzad przewiózł mnie do swojego domu w Stroniu Śląskim, gdzie krótki pobyt w łazience pozwolił mi niesamowicie wzmocnić się psychicznie po trudach podróży.

Niewątpliwie temat metod „wzmacniania się psychicznego w łazience” będzie jednym z naczelnych wśród dyskusji, które będą miały miejsce w trakcie następnego Zjazdu...

Jednak ani to, ani bogate śniadanie, które dzięki mamie Kahzada mogłem natenczas spożyć, nie było wystarczającym przygotowaniem dla bitwy jaką stoczyłem następnie z Kahzadem na przyniesionej przez niego szachownicy. Uśpiony dość korzystnym początkowo przebiegiem partii popadłem niespodziewanie w pewne problemy, choć wciąż w lepszej pozycji. Gdy już wydało mi się, że znalazłem dobry sposób na ich rozwiązanie i uspokojony zacząłem zmierzać ku pewnemu, jak mi się wydawało, zwycięstwu, przebieg wydarzeń na szachownicy znów przybrał niekorzystny obrót. Przewaga zaczęła błyskawicznie topnieć i jasnym stało się, że partia zakończy się remisem. Tak by się niewątpliwie stało, gdyby nie moment nieuwagi, wywołany ciężką dotychczasową walką, który natychmiast zauważył Kahzad i bezwzględnie wykorzystał. Moje desperackie próby ratowania beznadziejnej już sytuacji zostały przez niego przełamane w prosty i elegancki sposób. Upokorzony, zmobilizowałem wszelkie siły do rewanżu, w którym już zdołałem odnieść zwycięstwo. Dopiero wtedy Kahzad powiedział mi, że przez ostatni rok sporo trenował. Jak widać sformułowana przez Perkuna teoria psychologizacji wciąż żyje i ma się dobrze.

Krótki, acz obfitujący w wydarzenia pobyt w domu Kahzada, dobiegł końca i pojechaliśmy do kwatery głównej znajdującej się w Kletnie. Domek w którym się ulokowaliśmy nosił urokliwą nazwę „Sulejówka” i już na pierwszy rzut oka widać było, że doskonale nadaje się dla celów Zjazdu – do dyspozycji mieliśmy pokój z kominkiem (który okazał się bardzo przydatny przy pieczeniu kiełbasek jak również podgrzewaniu siedziby), drugi – służący nam jako świetlica, dwa prysznice i znajdującą się na poddaszu sypialnię z blisko dwudziestoma łóżkami, ponadto specjalnie dla Marszałka przygotowano miejsce do spania na podwyższeniu skąd mógł sprawować pieczę nad naszymi poczynaniami.


Zjazd VI 021111,1
Sztab Sztabu VVeteranów


W tym też miejscu niżej podpisanemu miłośnikowi Temidy z krakowskimi naleciałościami godzi się wypomnieć warszawiakowi do szpiku kości, uosobionego w osobie Ajmdemena, iż tegoroczna kwatera główna zwała się „Sądejówka”.

Dodatkowym atutem naszej siedziby okazało się położenie geograficzne, albowiem wodległości około stu metrów znajdowała się restauracja, gdzie w przystępnej cenie można było zjeść obiad, z której to możliwości regularnie korzystaliśmy. Obejrzawszy siedzibę, pograliśmy przez chwię z Kahzadem w karty, po czym o godzinie mniej więcej 10 postanowiliśmy się zdrzemnąć (Kahzad również był po podróży), by zebrać siły do czasu przybycia kolejnych Sztabowiczów – Klemensa Huntera i Mande – które miało nastąpić mniej więcej o 14.

W moim przypadku wojaż rozpoczął się już w czwartek, piątego lipca. Pociągiem, a następnie tramwajem i samochodem, udałem się na antypody podkrakowskich osad gdzie czekał na mnie nocleg w domu Huntera. Jednakże podekscytowani szykującą się podróżą, w oczekiwaniu na sen obejrzeliśmy film z przebogatej kolekcji Huntera i jego brata (Jestem głodny!)

Nazajutrz pojawiliśmy się na dworcu kolejowym dużo wcześniej, niż to konieczne. Po kilkunastu minutach pojawił się Klemens, z którym udaliśmy się całą trójką na peron. Klemens natchnięty uroczym towarzystwem, wybrał nam przedział, w którym minęła nam na rozmowach o wszystkim i o niczym droga do Wrocławia. Najgorsze miało jednak dopiero nadejść. Jazda PKSem nigdy nie należała do moich ulubionych środków transportu, ale dwie i pół godziny z okładem w autobusie z Wrocka do Stronia Morawki to istna katorga, zważywszy na fakty braku klimatyzacji, miejsca na nogi i wygodnych słupków w oknach do spania.


Moje odczucia z tejże podróży były dość odmienne, odepchnąłem bowiem od siebie introwertyczne zapędy i zacząłem spoglądać za okno, zaciekawiony krajobrazami chyba jednej z ostatnich przeze mnie „nieodkrytych” części naszego kraju. A doprawdy było co oglądać! Muszę przyznać, iż krajobrazy rozpościerające się za oknem chwilami potrafiły wprost zatchnąć dech w piersi, a przez większość trasy nie pozwalały mi nawet pomyśleć o jakiejkolwiek drzemce, mimo dość wczesnej tego dnia pobudki.

Zjazd VI 021112,2
Ino hej!


Zjazd VI 021113,3
Jakoś nic nie runęło...


Ale tymczasem zjechaliśmy do Stronia, gdzie już oczekiwali na nas Kahzad i Maxwell. Doszło do wymiany uścisków, koszulek, pocałunków, fajek pokoju... Następnie skierowaliśmy się ku Kletnu, gdzie doszło do kolejnej wymiany uścisków, koszulek, pocałunków, fajek pokoju... Nieco później wraz z Sztabowymi Tubylcami wybrałem się do miejscowego sklepu...

VI Zjazd Sztabu VVeteranów 2007

| 1 | 2 | 3 | 4 | 5 | następna >>
skomentuj
KOMENTARZE NA TEMAT GRY
więcej komentarzy dodaj komentarz