Zjazd VI
Po krótkim czasie przywieźli oni wszystkie niezbędne rzeczy, w tym również arcyważne zapałki, które miały stać się główną walutą tegorocznego Zjazdu (choć już rok wcześniej również okazały się cenne), podważając tym samym niezachwianą dotąd pozycję bannerów. Czytelnikom mogącym mieć po lekturze ostatniego zdania wątpliwości co do mojej kondycji psychicznej spieszę donieść, iż zapałki pełniły funkcję kasynowych żetonów w czasie naszych rozgrywek w pokera, które był fajnym tłem dla toczących się rozmów. Od razu wyszły też na jaw różnice osobowości przejawiające się w stylach gry – z jednej strony spokojna zachowawczość Klemensa zapewniająca mu jak sam mówił osiągnięcie niewielkiego, aczkolwiek pewnego zysku; z drugiej pełne zaangażowanie Kahzada, który nie zawsze zważając na otrzymane karty tudzież twierdzenie, że „poker jest grą wyczekiwania”, uczestniczył w większości toczonych rozgrywek ku zdumieniu wszystkich, odnosząc przy tym spore sukcesy. Obie strony nie kryły zresztą przekonania o wyższości własnej strategii i w ciągu całego Zjazdu kilkukrotnie wywiązały się na ten temat ciekawe wymiany zdań. Pozwolę sobie przytoczyć najciekawszą moim skromnym zdaniem z nich:
– Widzisz Klemensie, nie o to przecież chodzi, by złapać króliczka, ale żeby go gonić – mówi Kahzad.
– E tam. Złapać i rozszarpać – odpowiada Klemens, odsłaniając tu nieznaną mi dotąd ciemną stronę swojej natury.


Zjazd VI 021113,4
Kahzad goni króliczka...


Zjazd VI 021113,5
...a Klemens go łapie


Dyskusja ta miała miejsce w trakcie powrotu z trasy wiodącej na szczyt góry Młyńsko, na którą to się wybraliśmy (i co kilkakrotnie później powtarzaliśmy) z pewnego dość niecodziennego powodu...

Po osiągnięciu celu operacyjnego, ku naszej konsternacji okazało się, że tylko jedna sieć telefonii komórkowej dysponuje zasięgiem w tym odległym krańcu Ojczyzny. Jak można się łatwo domyślić, zasięgiem mógł się pochwalić tylko miejscowy, Kahzad, przywykły już do takich uroków kotlin kłodzkich. Walka o zasięg stała się więc jednym z priorytetów naszej eskapady.

Zjazd VI 021113,6
Okno na świat


Dzień zakończył się jedną z ciekawszych w historii Zjazdu dyskusji na tematy dotyczące dyskryminacji, filozofii, kary śmierci i wielu innych kwestii, których jednak nie czuję się na siłach relacjonować. Zresztą musi być jakaś motywacja dla udania się na Zjazd dla nowych członków.

Następny dzień upłynął nam na spokojnym oczekiwaniu na Marszałka i Tigikamila, a to nieodmiennie przy kartach i szachach, jak i kolejnych dyskusjach. W końcu udało nam się przezwyciężyć uległość wobec rozkoszy „Sądejówki” i korzystając z chwilowej poprawy pogody udaliśmy się ponownie na Młyńsko, tym razem z ambitnym planem osiągnięciem szczytu tegoż (i mniej ambitną chęcią złapania zasięgu przez nasze komórki). W obliczu jednak wysoce monotonnej widokowo trasy jak i niebezpiecznego rozrzedzenia powietrza postanowiliśmy udać się ku naszemu azylowi, wszakże nie poprzez prostackie zawrócenie, lecz przepełnieni pragnieniem wytyczania nowych szlaków wartko a pieronem skierowaliśmy się ku podnóżu trasą „alternatywną”.

Nieco później doszło do kolejnych wymian uścisków, koszulek etc. etc., tak by w komplecie już oddać się rozkoszom kolejnych gier i dyskusji, przerywanych chwilami pożywiania się dobrami pracy rąk ludzkich (i płomieni kominka).


Była to jednak tylko cisza przed burzą albowiem dnia następnego udaliśmy się w ośmiogodzinną trasę...

VI Zjazd Sztabu VVeteranów 2007

<< poprzednia | 1 | 2 | 3 | 4 | 5 | następna >>
skomentuj
KOMENTARZE NA TEMAT GRY
więcej komentarzy dodaj komentarz