Zapomniana bitwa

Przywykliśmy do wizji II wojny światowej przedstawianej z perspektywy jednego ze zwycięskich Aliantów, nieco rzadziej jej niemieckiej wizji, z naturalnym odstępstwem dla nadwiślańskiej perspektywy. Wciąż jednak trudno nam pojąć, że w konflikt ten było zaangażowanych znacznie więcej społeczeństw, zaś każde z nich cechowało się swoją specyfiką. Trudno więc o bardziej trafny tytuł dla holenderskiego obrazu niż „Zapomniana bitwa”.
zapomniana-bitwa-24020-1.jpg 1Już w pierwszych minutach polski widz uświadczy pewnego dyskomfortu poznawczego, bo osoba jednego z potencjalnych głównych bohaterów nosi niemiecki mundur i toczy boje na froncie wschodnim, gdzieś pod Narwą, czyli dalej od Wisły niż choćby takie Lenino. Co gorsza, woła on swego kolegę o wybitnie niderlandzkim imieniu – i w końcu spotyka go olśnienie, że ma do czynienia z żołnierzem dywizji narodowej Waffen SS, czyli formacji wzbudzającej skrajnie negatywne skojarzenia wśród potomków Lecha.

Sama akcja toczy się jednak u ujścia Skaldy, które Alianci muszą zdobyć w celu zabezpieczenia szlaków transportowych niezbędnych dla wyprowadzenia ostatecznej ofensywy w serce Trzeciej Rzeszy – sęk w tym, iż Wehrmacht doskonale zdaje sobie z tego sprawę, a choć jest już mocno wykrwawiony, zaś rok 1944 zbiera pod tym względem zdecydowanie największe żniwo, w
ciąż jest potęgą, której obce są myśli o kapitulacji, a odwrót rozpatrującą w kategoriach taktycznych.

Przywykliśmy do postrzegania lądowania w Normandii jako niemal ostatniego wysiłku Cywilizowanego Świata na drodze ku zwycięstwu w Europie, tymczasem „Zapomniana bitwa” przypomina, że przed zachodnimi sojusznikami wciąż rozpościerał się szlak najeżony przeszkodami i, owszem, porażkami. Doskonałym tego symbolem jest nie tylko niepowodzenie operacji „Market Garden”, lecz warunki, w jakich musiała się ona rozgrywać – mundury bohaterów są ubłocone aż po hełmy, ci zaś są zmuszeni do brodzenia po szuwarach i prowadzenia walk… w wodzie.

Dla wschodniego widza mimo wszystko najbardziej oryginalne (poznawczo) są jednak sceny prezentujące dylematy ludności cywilnej. Nie da się ukryć, iż to, co wedle zamierzeń twórców miało obrazować tragizm zapomniana-bitwa-24020-2.jpg 2losów cywilów, z perspektywy „osternera” jawi się niemal jako piknikowa sielanka – wysocy niemieccy dowódcy dopuszczający przed swe biurka okupowanych interesantów, „normalna” praca urzędów i zwykłych przedsiębiorstw w obliczu sąsiedztwa frontu, brak zagrożenia rozstrzelaniem za fotografowanie wycofujących się oddziałów Rzeszy… Chyba najlepszym podsumowaniem jest zresztą przytoczenie na samym końcu liczby ofiar cywilnych walk o ujście Skaldy, skromniejszej od zaangażowanych kombatantów – i zestawienie tej proporcji ze „standardami” Związku Radzieckiego czy okupowanej Polski…

„Zapomniana bitwa” to film, który łatwo przeoczyć, mimo że niemal pod każdym względem jest to obraz udany i całkiem interesujący. Nie ma w nim ani odrobiny patetycznego bohaterstwa, lecz jak mało który obraz śmiało i zasłużenie można go określić mianem dramatu wojennego.

Autor: Klemens
skomentuj
KOMENTARZE NA TEMAT GRY
więcej komentarzy dodaj komentarz