Wołyń

Zbrodnia wołyńska stanowi terra incognita dla polskiej świadomości historycznej – przeciętny Polak prawdopodobnie będzie wiedział więcej o bitwie pod Grunwaldem czy rozbiorach niźli o losach wojennych Polaków na Kresach Wschodnich. Zresztą sam uczęszczałem już do szkół Trzeciej Rzeczypospolitej, nie pamiętam zaś wzmianek na ten temat w podręcznikach historycznych. Wojciech Smarzowski postawił więc sobie cel wypełnić tą plamę w zbiorowej (nie)pamięci.
wolyn-15056-1.jpg 1„Wołyń” nie jest łatwym filmem, ale jednak Smarzowski zaskakuje - pomimo, a może z uwagi na „Różę”. Dotychczas towarzyszyło mi wrażenie, że wspomniany reżyser lubuje się w scenach przemocy, cierpiąc na bakcyl tarantinizmu, a ku czemu wydarzenia z 1943 roku mogłyby służyć. Jednakże jak na Smarzowskiego w tym filmie jest stosunkowo mało przemocy, tzn. samych mordów jest mnóstwo (klisza „zabili go i uciekł” w tym obrazie doznaje istnego wskrzeszenia), ale prezentowane są „teledyskowo”, migawkami, bez powolnego delektowania się krwią i oparami rzezi.

Podobała mi się także suwerenność autora w uciekaniu od wtłoczenia w jakiekolwiek polityczne ramy, fakt, iż historii nie pokazuje w ramach tylko jednego narodu i tylko dwóch stron. Jak to u Smarzowskiego, reprezentowane są wszystkie odcienie szarości, przy czym biel niemal nie występuje, jak też niekoniecznie wyłącznie w połączeniu z czerwi
enią. Z tego też względu boję się, że mało kto zrozumie ten film, próbując go wtłoczyć w różnorakie ideologie, które Smarzowskiego w ogóle nie interesują. Choć artystycznie był on nieco stronniczy.

Reżyser uznał – i słusznie! – że polski (choć oby nie tylko) widz wymaga głębszej nauki na temat tła politycznego, społecznego czy religijnego przedmiotowego konfliktu, zwracając uwagę na zupełnie wypartą ze zbiorowej pamięci dyskryminacyjną politykę sanacyjnych władz wobec mniejszości, by wskazać chociażby na zupełnie barbarzyńską planową akcję burzenia (czynnych) cerkwi.

Naturalnie jednak nie da się wszystkich zadowolić. Osobiście doskwierało mi niedostatecznie mocne podkreślenie cynicznie dwuznacznej postawy niemieckiego najeźdźcy, pomimo scen dokonywanego przezeń Holokaustu. Źle by było, gdyby widz wyszedł z kina z przeświadczeniem, iż Niemcy „tylko” zabijali, Ukraińcy zaś mordowali pastwiąc się.

Jak zwykle mam jednak inny zarzut wobec >Smarzowskiego. Może jestem zbyt pruderyjny, ale w mej ocenie ma on jakąś obsesję na punkcie seksu, dodatkowo skażonego i odstręczającego. Tym bardziej uważam, że właściwie wszystkie sceny erotyczne były kompletnie zbędne (choć uchylę fabularnego rąbka tajemnicy - gwałty nie są prezentowane).

Widać też, że film powstawał w pewnym pośpiechu oraz przy brakach budżetowych, tak że szwankuje montaż oraz udźwiękowienie. Jestem przekonany, że reżyserska wersja filmu, o ile takowa powstanie, będzie jednak znacząco się różniła pod tym względem od kinowego pierwowzoru.

„Wołyń” nie jest filmem antyukraińskim, lecz raczej – jak trafnie zauważył ambasador Ukrainy w Polsce – antynacjonalistycznym; przedmiotem nienawiści reżysera jest sama nienawiść, niezależnie od jej uzasadnień. To film, który winien skłaniać do uderzenia w piersi każdą osobę opuszczającą kino. Źle się stanie, jeśli ktokolwiek dzięki niemu odczuje moralną wyższość czy też uzasadnienie dla podłości we własnych barwach.

Autor: Klemens
skomentuj
KOMENTARZE NA TEMAT GRY
więcej komentarzy dodaj komentarz