The Liberator
Motywem przewodnim serialu są losy jednostki wojskowej wywodzącej się z Oklahomy, w której szczególnie licznie reprezentowani byli przedstawiciele różnych amerykańskich mniejszości nie tyle rasowych (segregacja rasowa w wojsku została zniesiona bodajże dopiero przez Harry’ego Trumana) – nieobecnych bądź „chowanych” w innych jednostkach – jak Indianie czy Latynosi. W konsekwencji będziemy obserwowali jej losy od lądowania na Sycylii po kres wojennej tułac
zki w Bawarii.
Tak naprawdę jednak akcja serialu koncentruje się jednak wobec postaci dowódcy jednostki, a mianowicie (początkowo) porucznika Felixa Sparksa, i to w stopniu dalece dalszym niźli to miało chociażby miejsce w przypadku Dicka Wintersa i „Kompanii braci”. Nie zdradzając fabuły okazuje się to jednak ostatecznie dość usprawiedliwione.
Z pewnością wyróżnikiem przedmiotowego filmu jest jego oprawa, po trosze animowana. Jest jednak dość oczywiste, że miała ona służyć zmniejszeniu kosztów efektów specjalnych, tak naprawdę bowiem wciąż jest to film aktorski i po dosłownie kilku minutach widz w pełni oswaja się z przyjętą konwencją, a nawet ulega jej czarowi.
„The Liberator” to dzieło dość krótkie, acz śmiem twierdzić, że satysfakcjonujące w swej skromności nie tylko dla zdeklarowanych miłośników drugowojennej batalistyki. Jest to produkcja stroniąca od łatwego moralizatorstwa czy głębszej metafizyki, trudno jednak postrzegać ją w kategoriach „machoismo”.
Autor: Klemens
Tak naprawdę jednak akcja serialu koncentruje się jednak wobec postaci dowódcy jednostki, a mianowicie (początkowo) porucznika Felixa Sparksa, i to w stopniu dalece dalszym niźli to miało chociażby miejsce w przypadku Dicka Wintersa i „Kompanii braci”. Nie zdradzając fabuły okazuje się to jednak ostatecznie dość usprawiedliwione.
Z pewnością wyróżnikiem przedmiotowego filmu jest jego oprawa, po trosze animowana. Jest jednak dość oczywiste, że miała ona służyć zmniejszeniu kosztów efektów specjalnych, tak naprawdę bowiem wciąż jest to film aktorski i po dosłownie kilku minutach widz w pełni oswaja się z przyjętą konwencją, a nawet ulega jej czarowi.
„The Liberator” to dzieło dość krótkie, acz śmiem twierdzić, że satysfakcjonujące w swej skromności nie tylko dla zdeklarowanych miłośników drugowojennej batalistyki. Jest to produkcja stroniąca od łatwego moralizatorstwa czy głębszej metafizyki, trudno jednak postrzegać ją w kategoriach „machoismo”.
Autor: Klemens