Lothar-Günther Buchheim - Okręt

Batalie morskie w polskiej świadomości historycznej właściwie nie występują. W czasach pierwszych Polan stopień zaawansowania cywilizacyjnego nie pozwalał na jakiekolwiek dalsze rejsy, później zaś wobec braku dostępu do morza tudzież jego zdawkowości nie powstały tradycje marynistyczne – Polaka ciągnęło w stepy, nie za fale. Znajduje to przełożenie chociażby na wiedzę o drugowojennych zmaganiach morskich – jeśli ta nie ogranicza się wyłącznie do faktu istnienia ORP „Błyskawicy”, to raczej koncentruje się na pacyficznym teatrze działań wojennych. Lukę tę po części może zasklepić lektura „Okrętu”.
Polskiemu czytelnikowi przyjdzie zaś dodatkowo zmierzyć się z niełatwym – bo dlań kompletnie niecodziennym – trudem utożsamienia się z niemieckim soldatem, obecnym w masowej wyobraźni raczej jako maszyna do zabijania niźli człowiek z krwi i kości. Opowieść bowiem koncentruje się wokół jednej z łodzi podwodnych – tak, tych demonicznych „wilków” polujących na „owce” z konwojów zasilających aliancki trud wojenny.



Historia jest snuta z perspektywy pierwszoosobowej, ma po części konstrukcję pamiętnikarską, nasze alter ego jest jednym z członków załogi, choć przez całą opowieść właściwie nie poznajemy jego stopnia wojskowego ani roli na okręcie. Z jednej strony bowiem jest on rozmówcę kapitana i stałym gościem na mostku, uprawnionym do wstępu do mesy oficerskiej, z drugiej zaś nawiązuje kontakty z najbardziej szeregowymi marynarzami, odwiedzając ich nawet w miejscu służby.

Lektura
wywołuje po części skojarzenia z „Moby Dickiem”, autor bowiem postanowił nade wszystko przedstawić dole i niedole podwodniaków, w najbardziej trywialnych sytuacjach. Poznajemy więc emocje towarzyszące przesiadywaniu w porcie w oczekiwaniu na odkomenderowanie, zaznamy służby na pomoście, w czasie pogody i niepogody, nasłuchamy się świńskich dyskusji, nacierpimy się nad monotonnym jedzeniem i w niewygodnej koi.

Najmniej w książce jest opowieści o samych działaniach zbrojnych, które w istocie stanowią wyjątek we wszechotaczającym morzu nudy. Te zaś przedstawione są – jak całość zresztą – wysoce realistycznie, bez patosu właściwego dla hollywoodzkich filmów czy opowieści weteranów snutych po latach. Nawet wydarzenia niecodzienne nie są pozbawione psychologicznego prawdopodobieństwa.

„Okręt” jest książką dojrzałą i adresowaną do czytelnika wyczulonego na niuanse. Podczas lektury winien on sobie uświadomić beznadzieję towarzyszącą każdemu dniu służby pod wodą, przy czym trudno, by rzeczoną monotonię przedstawić w sposób bardziej zajmujący niż uczynił do Buchheim. Jest to opowieść o czasach bezpowrotnie minionych, lecz i niezmienności ludzkiej natury.

Autor: Klemens
skomentuj
KOMENTARZE NA TEMAT GRY
więcej komentarzy dodaj komentarz