Liz Evers - Historia czasu

Tempus fugit, czas ucieka, płynie niczym rzeka – powiedzeń, przysłów i różnorakich odwołań w kulturze do motywu czasu nie sposób wręcz zliczyć. Wbrew jednak potocznym przekonaniom, właściwym dla wszystkich cywilizacji, sam sposób postrzegania czasu, jego mierzenia, nie jest w żadnym stopniu uniwersalny ani niezmienny. I właśnie zmianom tego postrzegania poświęcona jest książka Liz Evers pod wielce wymownym tytułem „Historia czasu”.
Przedmiotowa pozycja nie jest dziełem obszernym, co stanowi jego główną wadę (choć w oczach osób wciąż narzekających na brak czasu może się to jawić jako zaleta), a to z tego prostego względu, iż jest to lektura wysoce zajmująca. W konsekwencji przebrnięcie przez nią nawet umiarkowanie zdeklarowanemu czytelnikowi zabierze ilość godzin odpowiadającą maksymalnie liczbie palców jednej dłoni.



„Historia czasu” zostanie doceniona tak przez osoby lubujące się długich a intensywnych seansach z książką, jak też i te, które mogą się pochwalić bibliotekami przeczytanymi w sposób rwany – podczas podróży komunikacją miejską, przesiadywania w różnego autoramentu poczekalniach czy przestawaniu w kolejkach urzędowych i sklepowych (polecam!) – całość jest bowiem podzielona na szereg rozdziałów i rozdzialików, umożliwiających niemal natychmiastową przerwę.

Niestety, do książki wkradło się stosunkowo wiele różnego
rodzaju literówek jak i błędów. Natkniemy się chociażby na stwierdzenie, iż rok liczy sobie 265 dni, jak też uwagę, że światło ze Słońca dociera do Ziemi w ciągu „kilku” sekund – cóż, liczba ta jest jednak o dwa rzędy wyższa, co zresztą autorka podaje w jednym z pierwszych rozdziałów swego dzieła.

Niedosyt odczułem także przy okazji rozdziału poświęconego kalendarzowi gregoriańskiemu. Autorka spłyca zagadnienie do „przesunięcia” daty o dziesięć dni, ale stwierdzeniem, że kalendarz ten wprowadził rok przestępny dowodzi, że w ogóle nie zrozumiała zagadnienia. Tak tylko dla uporządkowania dodam, że rok przestępny jest znany także kalendarzowi juliańskiemu, w którym występuje częściej (stąd też niedokładność), bo (zawsze!) co cztery lata, podczas gdy reforma papieska zniosła lata przestępne podczas roków podzielnych przez 100, ale niepodzielnych przez 400. Niby szczegół, ale jednak dość ważny.

„Historia czasu” nie jest książką doskonałą, wymaga pewnej czujności ze strony czytelnika, mimo to jednak stanowi pozycję godną uwagi, zdatną dla pełnienia roli prezentu dla osób o intelektualnych aspiracjach jakiegokolwiek rodzaju. Warto znaleźć na nią odrobinę, a jakże, czasu.

Autor: Klemens
skomentuj
KOMENTARZE NA TEMAT GRY
więcej komentarzy dodaj komentarz