Javier Arbonés, Pablo Milrud - Harmonia tkwi w liczbach
Autorzy ci nie deprecjonują bynajmniej talentu czy artyzmu wielkich kompozytorów oraz ich dzieł, wskazują jednak, że wiele z zasad właściwej kompozycji wymaga w większym stopniu przyswojenia pewnych podstawowych pojęć matematycznych oraz prawideł wypracowanych przez daną naukę (często stulecia temu!) a nie zdawania się na niesprecyzowane wrażenia i odczucia.
Swoją książkę rozpoczynają od przykładu strojenia instrumentów. Bynajmniej nie formułują oni takiego postulatu, między wierszami łatwo jednak wyczytać tezę, iż miast zdawać się na „profesjonalistów” obdarzonych wyśmienitym słuchem lepiej by było skorzystać z mierników częstotliwości oraz miast gonić za nieosi
ągalnym uświadomić sobie, że kolejne pierwiastki z dwójki są liczbami niewymiernymi.
Autorzy „suchość” swych wywodów starają się złagodzić przez wskazywanie przykładów praktycznego zastosowania omawianych zagadnień. W konsekwencji lektura w towarzystwie takiego czy innego urządzenia telekomunikacyjnego jest mile widziana.
Czytając „Harmonię” łatwo uwierzyć, iż muzyka to może dziedzina sztuki, lecz dobry muzyk winien posiadać stosowną wiedzę matematyczną, choćby po to, by nie wyważać otwartych drzwi. Nie deprecjonuje ona geniuszu tytanów, przeciwnie, po raz kolejny pozwala się zachwycić choćby takim Mozartem. Niestety jednak wielu zdeklarowanych miłośników Królowej Nauk będzie rozczarowanych lekturą przedmiotowej pozycji, tak naprawdę niewiele w niej matematyki „wyższego rzędu” (choćby na licealnym poziomie), stanowi ona raczej przykład podręcznika z podstaw matematyki dla adeptów konserwatorium muzycznego.
Autor: Klemens
![]() |
Swoją książkę rozpoczynają od przykładu strojenia instrumentów. Bynajmniej nie formułują oni takiego postulatu, między wierszami łatwo jednak wyczytać tezę, iż miast zdawać się na „profesjonalistów” obdarzonych wyśmienitym słuchem lepiej by było skorzystać z mierników częstotliwości oraz miast gonić za nieosi
Autorzy „suchość” swych wywodów starają się złagodzić przez wskazywanie przykładów praktycznego zastosowania omawianych zagadnień. W konsekwencji lektura w towarzystwie takiego czy innego urządzenia telekomunikacyjnego jest mile widziana.
Czytając „Harmonię” łatwo uwierzyć, iż muzyka to może dziedzina sztuki, lecz dobry muzyk winien posiadać stosowną wiedzę matematyczną, choćby po to, by nie wyważać otwartych drzwi. Nie deprecjonuje ona geniuszu tytanów, przeciwnie, po raz kolejny pozwala się zachwycić choćby takim Mozartem. Niestety jednak wielu zdeklarowanych miłośników Królowej Nauk będzie rozczarowanych lekturą przedmiotowej pozycji, tak naprawdę niewiele w niej matematyki „wyższego rzędu” (choćby na licealnym poziomie), stanowi ona raczej przykład podręcznika z podstaw matematyki dla adeptów konserwatorium muzycznego.
Autor: Klemens