Erich Maria Remarque - Na ziemi obiecanej

Niedawno wybrałem się do krakowskiego Międzynarodowego Centrum Kultury na wystawę poświęconą zakazanej w III Rzeszy i prześladowaną przez jej funkcjonariuszy sztukę, której często jedyną wadą była osoba autora, czy to o „niewłaściwym” pochodzeniu rasowym, czy też poglądach dalekich od oficjalnej linii partyjnej. Wielu z nich przetrwało ten smutny okres historii ludzkości wybierając emigrację bynajmniej nie wewnętrzną, ratując się przed horrorem obozów koncentracyjnych. I właśnie losom tychże osób poświęcona jest ostatnia książka Ericha Marii Remarque’a, acz niedokończona.
Pisarz sam był jednym z owych nieprawomyślnych twórców, którzy poważyli się podnieść rękę – a właściwie pióro – na świętości narodowosocjalistycznego ruchu, a następnie reżimu – mianowicie sensowność Wielkiej Wojny i wojny w ogóle. W ten oto sposób autor „Na Zachodzie bez zmian” stał się jednym z głównych wrogów brunatnych mundurów, a jego książka szybko trafiła na płonące stosy. Jedynym ratunkiem była ucieczka, acz niemiecki pisarz boleśnie przekonał się o tym, iż świat wcale nie był tak współczujący, jak obecnie chciałby uchodzić, losy emigranta były zaś prawdziwą Via Dolorosa.

Główny bohater – a właściwie i narrator, gdyż autor przyjął konwencję pierwszoosobową – to swego rodzaju alter ego Remarque’a, ale też i całej rzeszy innych uchodźców – osoba pozostająca w dość niejasnym konflikcie z nazizmem, który jednak przyjął wcale realną postać polegającą na zamordowaniu jego ojca, a także ściganiu jego samego czy osadzeniu w obozie koncentracyjnym. Wiele o tych wydarzeniach czytelnik się nie dowie, jak się zdaje ich szczegóły były planowane na dalszą część książki, która jednak nigdy nie powstała. W związku z tym odbiorcy dane jest poznać niemal wyłącznie losy związane z ukrywaniem się w kolejnych europejskich krajach i przybytkach sztuki.



Wszystko to jednak wyłącznie retrospektywnie, czytelnik bowiem nawiązuje z Ludwikiem Sommerem – które to nazwisko zresztą również jest
nieprawdziwe – znajomość już na Ellis Island, czyli u progu wolnego świata w postaci Nowego Jorku. Od razu więc wiemy, że bohater wymknął się spod miecza kata i teoretycznie pozostaje mu teraz żyć i spoglądać z góry na wydarzenia w Europie.

Los emigranta bynajmniej jednak wcale nie jest aż taki radosny, musi on bowiem stanąć do walki o byt w zupełnie obcym środowisku, bez znajomości języka, środków finansowych ani pozwolenia na pracę. Jednym udaje się oszukać przeznaczenie, innych, o ironio losu, w końcu padają ofiarą rozpaczy i dosięga ich śmierć. I bynajmniej nie jest to kwestia pierwszych kilku miesięcy na dostosowanie się, z podobnymi problemami zmagają się bowiem również dawni „biali” emigranci rosyjscy.

Erich Maria Remarque zaliczał się do tych, którym udało się odnaleźć w nowej rzeczywistości, w związku z czym losy swego głównego bohatera prezentuje jednak w sposób ciepły, czyniąc jego postać dość optymistycznie – choć w żadnym razie nie idealistycznie – nastawioną do życia i świata. W konsekwencji w trakcie lektury omawianej książki niejednokrotnie czytelnikowi zdarzy się uśmiechnąć czy też wręcz wybuchnąć śmiechem na skutek komizmu niektórych sytuacji czy dialogów. Czyni to całość dość lekką pozycją, mimo jej wcale poważnej wymowy.

No właśnie, z krótkich notatek niemieckiego autora, którym nie dane było przybrać postaci w pełni rozbudowanej prozy wynika, że ów pogodny nastrój miał w dalszej części prowadzić do wcale tragicznego zakończenia. Na przeszkodzie tym planom stanęła jednak śmierć pisarza i nie mogę się pozbyć wrażenia, że trudno o bardziej przewrotne zwieńczenie. Warto sięgnąć po „Na ziemi obiecanej” by przekonać się, że ludzkie tragedie wywołane przez Adolfa Hitlera i jego popleczników niekoniecznie musiały znajdować swój kres w krematoryjnych piecach.

Autor: Klemens
skomentuj
KOMENTARZE NA TEMAT GRY
więcej komentarzy dodaj komentarz