Piotr Zychowicz - Wołyń zdradzony czyli jak dowództwo AK porzuciło Polaków na pastwę UPA

Piotr Zychowicz jest pisarzem – a może dziennikarzem? historykiem? – skłonnym do używania dość ostrego języka, nacechowanego emocjonalnie i nie stroniącym od kategorycznych osądów. Zarazem jednak nie stroni on od tematów trudnych czy wręcz bolesnych – np. takim jakim dla polskiej pamięci narodowej są mordy wołyńskie.
Autor ten bynajmniej nie pozwala sobie na hurrapatriotyczną memuarystykę martyrologiczną, lecz zaczyna od iście hitchcockowskiego trzęsienia ziemi w postaci swoistego szargania narodowych świętości, na co wskazuje tyleż już sam tytuł jego najnowszej publikacji, co i pierwszy rozdział, w którym wyrzuca czynnikom kierowniczym Armii Krajowej oraz władz cywilnych związanych z rządem londyńskim bynajmniej nie bierność tudzież apatię, co lekceważenie rodaków, jak też zwykłą głupotę i złą wolą, jednakże o karygodnym charakterze, gdyż kosztujących życie i cierpienia dziesiątków tysięcy członków własnej wspólnoty narodowej.



Piotr Zychowicz chętnie korzysta ze źródeł, momentami można odnieść wrażenie, iż był on rozdarty między akademicko-naukowymi ciągotkami a świadomością publicystycznego charakteru własnej publikacji oraz laickiego kształtu odbiorców, niejednokrotnie zaintrygowanych tematem dopiero pod wpływem niedawnego filmu Wojciecha Smarzowskiego. Mimo wszystko całości można postawić zarzut zbytniego przywiązania do p
ewnych pozycji
– choć chwała mu za to, że również ukraińskich – nieco rzuca się w oczy zdawkowe cytowanie materiałów pochodzenia niemieckiego, węgierskiego czy sowieckiego.

Wielkim atutem pióra danego pisarza jest fakt jego dążenia ku prawdzie, bez dokonywania ocen tejże pod kątem barw, którymi jest opatrzona. Nadto bez oporów przyznaje się on do swego nastawienia, acz dowodzi, iż wolny jest od zarzutów ahistorycyzmu czy skłonności ku stosowaniu podwójnych standardów. Nie zmienia to jednak faktu, że czasami jego swada przyjmuje postać dezynwoltury, jak na przykład przy okazji nieszczęsnego sformułowania o „moralnie słusznym wieszaniu na gałęzi” czy wyrzucie pod adresem ukraińskich weteranów UPA co do przemilczania pewnych faktów, jednocześnie zaś deprecjonowania ichniejszych twierdzeń o ewentualnych polskich zbrodniach z uwagi na fakt milczenia na ten temat źródeł polskich. Są one jednak na tyle rzadkie, iż nie umniejszają oceny całości.

Po „Wołyń zdradzony” sięgnąłem w ramach swoistego buntu wobec skandalicznej decyzji o wycofaniu jej z konkursu na historyczną książkę roku. Wcześniej na swój sposób jej unikałem z uwagi na przekonanie o konieczności uporania się ze smutną świadomością, iż na Wołyniu zawiedliśmy nade wszystko my, Polacy z pozostałych regionów kraju, kolejny raz dowodząc swych narodowych cen – głupoty i pychy, braku zdolności uczenia się na błędach oraz myślenia w kategoriach życzeniowych. Nie zawiodłem się, gdyż Piotrowi Zychowiczowi aż nadto udało się tych twierdzeń dowieść.

Autor: Klemens
skomentuj
KOMENTARZE NA TEMAT GRY
więcej komentarzy dodaj komentarz