Norman Davies - Zaginione królestwa

Norman Davies jest nie tylko historykiem z Oksfordu, nie tylko osobą o dość lekkim i wdzięcznym piórze, ale także niewątpliwie jest człowiekiem, który wszedł w diabelskie konszachty, patrząc na to, jak oczarował pewien nadwiślański naród, doskonale orientując się w strunach jego duszy, oczekiwaniach i marzeniach. Każda z jego książek – dość pokaźnych zresztą rozmiarów – w niezwykle krótkim czasie od pojawienia się na księgarnianych półkach momentalnie z nich znika, podczas gdy kasy pęcznieją od gromadzonej mamony. W konsekwencji naprawdę niewiele czasu trzeba, by jego dzieła niedługo po opublikowaniu nad Tamizą zawitały również między Bugiem a Odrą.
„Zaginione królestwa” oczarowały również i mnie, i to już samą swą ideą, która przyświecała autorowi. Walijczyk postanowił bowiem swą uwagę poświęcić tym razem tematom jeśli nie zupełnie niespenetrowanym, to mocno zaniedbanym i marginalizowanym – a mianowicie europejskim państwom, które odeszły w przeszłość, i to tę raczej nieprzywracalną.

Bynajmniej nie chodzi tu jednak o takie twory, jak Cesarstwo Francuskie czy Austro-Węgry, lecz o byty, które nie mają swego kontynuatora, nawet jeśli niektóre współczesne państwa na takie pochodzenie wskazują czy wręcz się powołują, by wskazać chociażby Federację Rosyjską i Związek Socjalistycznych Republik Radzieckich (notabene rozpatrywanego z prowincjonalnej, bałtyckiej perspektywy, a nie z punktu widzenia mieszkańców rosyjskich miast). Pewnym wyjątkiem jest tu Wolne Państwo Irlandzkie, którego więź ze współczesną Republiką z pewnością nie jest wyłącznie symboliczną i trudno tu się nie dopatrzyć wyraźnej ciągłości, choć z pewnością powstanie tej ostatniej – i wystąpienie ze Wspólnoty Brytyjskiej – miało dla mieszkańców Zielonej Wyspy ogromne znaczenie.



„Zaginione królestwa”, wbrew tytułowi, nie są poświęcone wyłącznie bytom o monarchicznym ustroju, by wspomnieć chociażby na wskazany wyżej przykład ZSRR, ale także chociażby Wolnego Miasta Gdańska czy Ruthenii, niemniej jednak z natury rzeczy – wszak republika, jakkolwiek jest wynalazkiem niemłodym, tym niemniej ze statystycznego punktu widzenia moda na nią zapa
nowała dopiero w ostatnich wiekach – gros uwagi poświęcony jest różnym ksiąstewkom czy mniejszym lub większym królestwom. Alt Clud, Kerno, Etruria – brzmi ciekawie?

Polski czytelnik bynajmniej nie został zapomniany przez brytyjskiego autora, choć takie wrażenie może mu towarzyszyć po lekturze pierwszych kilkuset (!) stron. Davies dużą część swej kariery naukowej poświęcił Europie Środkowej i Wschodniej, w konsekwencji czego potrafił dostrzec różne ciekawe przypadki – a spełniające kryteria wyjściowe – lokujące się w tej części kontynentu. Dane nam więc będzie spojrzeć – acz nie polonocentrycznie – na historię choćby Wielkiego Księstwa Litewskiego, Galicji czy wspomnianego już Wolnego Miasta Gdańska.

Mimo zasadniczych rozmiarów książki czasami czułem się jednak rozczarowany – chyba największy niedosyt dopadł mnie podczas lektury rozdziału poświęconego Bizancjum, stanowiącego niemalże wyłącznie refleksje natury nawet nie historiozoficznej, lecz właściwie poświęcone kształtowaniu się i zakorzenianiu idei. Jeśli ktoś liczy chociażby na opis życia w Drugim Rzymie w jego ostatnich wiekach, to czeka go spory zawód.

Najnowsza książką autora „Bożego igrzyska” stanowi interesującą pozycję zarówno dla niedzielnego czy dopiero początkującego entuzjasty historii, dla którego wszystko jest „nowe” i pasjonujące, ale również i u bardziej wyrobionego naukowo czytelnika będzie w stanie wzbudzić spore zainteresowanie, a to z tego powodu, iż raczej jest mało prawdopodobne, by dysponował on znaczną wiedzą na temat poruszanych zagadnień. I jakkolwiek ze względu na gabaryty nie jest to książka do lektury w czasie dojazdu do pracy czy na uczelnię, tym niemniej znakomicie nadaje się do wygodnego rozkoszowania się lekturą w fotelu.

Autor: Klemens
skomentuj
KOMENTARZE NA TEMAT GRY
więcej komentarzy dodaj komentarz