Norman Davies - Na krańce świata. Podróż historyka przez historię

Drogi Czytelniku, co możesz powiedzieć o historii Azerbejdżanu? Ile emiratów zjednoczonych w Zjednoczone Emiraty Arabskie potrafisz wymienić? A może coś więcej wspomnisz o historii Malezji tudzież Mauritiusa? Jeśli nie, Norman Davies spieszy z odsieczą.
Autor bowiem udał się wraz z wykładami w swego rodzaju podróż dookoła świata – coraz mniej to rzadka forma wydatkowania mniej czy bardziej publicznych pieniędzy. Uznał on jednak, iż nie powinno być tak, że relacja brania i dawania winna mieć charakter jednostronny, na swój sposób postanowił on bowiem wzbogacić swoją oraz Czytelnika wiedzę o odwiedzanych miejscach, oddając jednocześnie im w ten sposób swoisty hołd.



Co istotne, jego narracja nie dotyczy wyłącznie historii odwiedzanych miejsc, lecz stanowi jednocześnie odniesienie do współczesności. Najbardziej znany w Polsce Walijczyk (abstrahując ewentualnie od Ryana Giggsa czy Garetha Bale’a…) wskazuje bowiem, w jak znacznym stopniu teraźniejszość jest zakorzeniona w przeszłości, a nawet przy dość drastycznych z nią rozstaniach – jak chociażby na Półwyspie Arabskim – ta ostatnia przypomina o sobie w całkiem zaskakujący sposób.

Niestety słabością książki jest jej pewien brak zrównoważenia. O ile bowiem
opowieści o jednych regionach potrafią być frapujące – jak ma to miejsce w przypadku Mauritiusa czy Tasmanii – w innych przypadkach sprawiają wrażenie namiastek, tylko zdawkowego napoczęcia tematu – jak choćby odnośnie Madery.

Co więcej, niektóre fragmenty sprawiają wrażenie „wypełniaczy”, cała książka bowiem to swego rodzaju silva rerum, „ogród rzeczy”, czyli zbiór różnych mniej czy bardziej swobodnych myśli tudzież anegdot. Czasami nie sposób odnieść wrażenie, że Norman Davies niezwykle lekkim piórem i z niepowtarzalnym wdziękiem pisze o niczym.

Nadto, autorowi przytrafiają się błędy rzeczowe, by wskazać chociażby na stwierdzenie, iż USA składa się z 51 stanów (podczas gdy jest ich 50 oraz Dystrykt Kolumbii) bądź największym powierzchniowo z nich jest Teksas (a guzik, bo Alaska, i to z ponad stuprocentowym przewyższeniem). Przykładów jest więcej.

„Na krańce świata” to w istocie – zgodnie z podtytułem – podróż historyka przez historię, lecz nade wszystko przez geografię. Autor przemierza wielkie metropolie, lecz nade wszystko zachęca czytelnika do spenetrowania mniej przetartych szlaków, uświadamiając, iż one także posiadają swoją opowieść, niekoniecznie mniej zajmującą od znanych wątków.

Autor: Klemens
skomentuj
KOMENTARZE NA TEMAT GRY
więcej komentarzy dodaj komentarz