Luba Winogradowa - Snajperki. Dziewczyny z Armii Czerwonej

Jedno z wojskowych porzekadeł głosi, iż żaden snajper nie trafił do obozu jenieckiego. Nie chodzi tu bynajmniej o żadną nadnaturalność owego rodzaju żołnierzy, iż niepodatność do popadnięcia w niewolę, nie, nic z tych rzeczy, odpowiedź jest dużo bardziej trywialna – zwykli oni wywoływać u przeciwników tak głęboką nienawiść, iż są zabijani przy pierwszej nadarzającej się okazji, nawet jeśli na pohybel normom prawa humanitarnego. Z drugiej strony chętnych do tego fachu nie brakuje, zwykł się on kojarzyć z pewną elitą, może nie arystokracją, lecz niewątpliwie szlachtą wojowania. I gdy choć chwilę się nad tym zastanowić – dlaczego by nie miały się nim parać kobiety?
„Snajperki” Luby Winogradowej to kolejna po „Nocnych wiedźmach” próba wprowadzenia kobiet na „żołnierskie salony”, podkreślenia ich wkładu w zwycięstwo w tzw. Wielkiej Wojnie Ojczyźnianej, i to nie przy „typowo kobiecych” zadaniach, uosabianych przez sanitariuszkę Marusię, lecz bezpośrednio zaangażowanych w walkę orężną, nieraz zdolnych precyzyjnie wskazać liczbę zabitych przez siebie nieprzyjaciół. Pozycja ta czasami zresztą wprost nawiązuje do poprzedniczki, stanowiąc miejscami jej uzupełnienie, swoisty suplement doń.



W omawianej książce nieco jednak brakuje bardziej kobiecej perspektywy, właściwej dla legendarnego już dzieła Swietłany Aleksijewicz (wprost zresztą przywoływanego w tekście). Owszem, opowieści o wojnie nie zwykły się kojarzyć czytelnikowi z pragnieniami ubran
ia się w ładną sukienkę czy uchylania się przed końskimi zalotami, czy wręcz próbom zgwałcenia przez tzw. towarzyszy broni (nie zawsze zresztą tylko próbom…), nasycenie całości tego rodzaju wątkami jednak jest mimo wszystko skromne.

W „Snajperkach” - które swoją drogą powinny raczej nosić tytuł „Strzelczyń wyborowych” – nieco brakuje również bardziej szczegółowych opisów snajperskiego rzemiosła. Nie twierdzę, iż powinna to być książka instruktażowa czy podręcznik, lecz niektóre pytania o to, jak wspominane w tekście żołnierki radziły sobie z danymi trudnościami pozostają bez odpowiedzi.

Szereg nie aż tak wielkich felerów nieco rekompensuje kilkustronicowy epilog, który jest dość mocnym potrząśnięciem czytelnikiem, jakkolwiek spodziewanym, o ile wyobrażeń o wojnie nie zwykł on kształtować tylko w oparciu o materiały propagandowe czy też tylko nieco mniej sloganowe blockbustery.

„Snajperki. Dziewczyny z Armii Czerwonej” to książka, która wzbudza zdziwienie tak późnym swoim powstaniem. Traktując o czasach zdawałoby się tak odległych (choć czy po putinowskiej inwazji na Ukrainę aby?) uświadamia zarazem, jak niewielkie zmiany nastąpiły w niektórych sferach, w innych zaś w ogóle nie zaistniały.

Autor: Klemens
skomentuj
KOMENTARZE NA TEMAT GRY
więcej komentarzy dodaj komentarz