Luba Winogradowa - Nocne wiedźmy na wojnie z lotnikami Hitlera

W powojennej memuarystyce – pochodzącej czy to od Niemców, czy to od strony przeciwnej – nieraz można natknąć się na liczne passusy poświęcone zdziwieniu żołnierzy Hitlera wobec zjawiska kobiet w mundurach, służących nie w formacjach pomocniczych zwyczajowo kojarzących się z „właściwą dla niewiast” rolą w wysiłku zbrojnym, lecz zmagających się z nimi samymi z bronią w ręku. Zaskoczenie owo zwykło zaś przeistaczać się w szok w sytuacji uświadomienia sobie, iż owo równouprawnienie nie dotyczyło tylko typowych „zupackich” formacji, lecz również znacznie bardziej wyspecjalizowanych rodzajów sił zbrojnych. Najbardziej znane są radzieckie snajperski, lecz Luba Winogradowa swą uwagę postanowiła poświęcić najpierw lotniczkom.
Wbrew tytułowi przedmiotowej pozycji swego zainteresowania nie ogranicza ona wyłącznie do „nocnych wiedź”, czyli członkiń pułku lotnictwa nocnego bombardowania, lecz również ich siostrzanych jednostek, nade wszystko typowo myśliwców. Warto również podkreślić, że autorka nie ogranicza swej uwagi do samych pilotek, lecz również żeńskiej obsługi naziemnej, często wszak zupełnie zapominanej.



Autorka już we wstępie przyznaje się, iż przedmiotowa pozycja w znacznej mierze stanowi owoc wcześniejszej pracy koncentrującej się wokół osoby Lili Litwiak, będącej najbardziej znaną „bojczynią” i aską, tyleż z racji swych osiągnięć, co i – krygowanie się jest zbędne – niewątpliwej urody. Losy jej współtowarzyszek bynajmn
iej nie stanowią pozoru czy listka figowego, niewątpliwie jednak uwaga poświęcona moskwiance jest znacząco większa.

Wadą przedmiotowej pozycji jest nade wszystko jej epizodyczność i brak kompleksowości – opowieść kończy się wraz ze śmiercią wspomnianej Lili Litwiak, mimo że wojna w Europie trwała przez kolejne niespełna dwa lata. Czytelnik podczas lektury nie dowie się również, czy w jakichkolwiek innych formacjach lotniczych uczestniczyły kobiety – ani to kronika pułkowa, ani opis zjawiska…

„Nocne wiedźmy na wojnie z lotnikami Hitlera” nie są literaturą na miarę chociażby znanych książek autorstwa Swietłany Aleksijewicz czy choćby powoływanego we wstępie Antony’ego Beevora. Książce tej brakuje tak literackiego sznytu właściwego dla Białorusinki, jak i historycznej encyklopedyczności właściwej dla Brytyjczyka. Niemniej jednak czas spędzony nad tą publikacją trudno uznać za zmarnowany, choćby dla refleksji nad szczęściem, iż przyszło nam żyć w jakże innych czasach.

Autor: Klemens
skomentuj
KOMENTARZE NA TEMAT GRY
więcej komentarzy dodaj komentarz