Grzegorz Ryś - Jeden, święty, powszechny, apostolski. Spotkania z historią Kościoła
Dla jednych z czytelników jest to kwestia oczywista, dla innych jednak niekoniecznie, co jednak byłoby dość zaskakujące, zważywszy na wyartykułowanie tego faktu już na okładce – autor „Jednego, świętego, powszechnego, apostolskiego” jest rzymskokatolickim arcybiskupem (łódzkim), mało tego, od niedawna również kardynałem, czyli „księciem Kościoła” zaliczanym do najbliższych współpracowników papieża i uprawnionym (do osiągnięcia 80 roku życia) do udziału w konklawe wybierającym jego następcę (-ów). Oczywiście może to wzbudzać pewną nieufność wobec lektury, przekonanie o jej oczywistej stronniczości, ale już wywiad inicjujący dany zbiór wskazuje, że mamy też do czynienia z zamiłowanym historykiem-archiwistą, który tyleż dysponuje stosowymi metodologicznymi „odruchami” służącymi obiektywizmowi badań, co i po prostu nie stroni od kart „trudnych” dla Kościoła (a co zapewne miało niemały wpływ na otrzymanie przezeń kardynalskiej purpury od Franciszka).
W powyższym akapicie opisałem przedmiotową pozycję mianem „zbioru” i nie było to przejęzyczenie. Osoby o
czekujące jakiejś bardziej kompleksowej historii Kościoła (czy chrześcijaństwa w ogóle) muszę rozczarować – dana książka stanowczo takową nie jest. Autora wyraźnie fascynuje średniowiecze i właściwie ku niemu ogranicza się jego zainteresowanie, lecz i ono ma charakter bardziej „wyrywkowy”.
W istocie omawiana książka to „tylko” antologia najróżniejszej publicystyki, która opuściła pióra ks. Rysia na przestrzeni około ćwierćwiecza. Już sam ten fakt pozwala nieco ocenić czasy, w których one powstawały, ich swoiście pojmowaną „temperaturę”. Zdecydowana większość z nich zestarzała się jednak w istocie godnie, czasami jednak smuci fakt, że niektóre tematy ewidentnie zostały zapomniane wraz z postępami kariery eklezjalnej autora. Czasami tylko nieco irytuje autoplagiatorska maniera niektórych tekstów, skłonność ich twórcy do powtarzania niektórych myśli.
„Jeden, święty, powszechny, apostolski. Spotkania z historią Kościoła” to dzieło niewątpliwie błyskotliwego umysłu, zafascynowanego poruszanym tematem, a zarazem nieskłonnego do przyjmowania jakichkolwiek tez na wiarę (jakkolwiek to zabrzmi w odniesieniu wobec księdza). Jest to jednak pozycja, którą warto sobie dawkować w mniejszych porcjach, warto bowiem pamiętać, że mamy do czynienia ze wspólnotą globalną od szeregu stuleci, a stanowiącą o codzienności wielu, wielu kolejnych pokoleń.
Autor: Klemens
W powyższym akapicie opisałem przedmiotową pozycję mianem „zbioru” i nie było to przejęzyczenie. Osoby o
W istocie omawiana książka to „tylko” antologia najróżniejszej publicystyki, która opuściła pióra ks. Rysia na przestrzeni około ćwierćwiecza. Już sam ten fakt pozwala nieco ocenić czasy, w których one powstawały, ich swoiście pojmowaną „temperaturę”. Zdecydowana większość z nich zestarzała się jednak w istocie godnie, czasami jednak smuci fakt, że niektóre tematy ewidentnie zostały zapomniane wraz z postępami kariery eklezjalnej autora. Czasami tylko nieco irytuje autoplagiatorska maniera niektórych tekstów, skłonność ich twórcy do powtarzania niektórych myśli.
„Jeden, święty, powszechny, apostolski. Spotkania z historią Kościoła” to dzieło niewątpliwie błyskotliwego umysłu, zafascynowanego poruszanym tematem, a zarazem nieskłonnego do przyjmowania jakichkolwiek tez na wiarę (jakkolwiek to zabrzmi w odniesieniu wobec księdza). Jest to jednak pozycja, którą warto sobie dawkować w mniejszych porcjach, warto bowiem pamiętać, że mamy do czynienia ze wspólnotą globalną od szeregu stuleci, a stanowiącą o codzienności wielu, wielu kolejnych pokoleń.
Autor: Klemens