Franz Kurowski - Kurlandia 1945: Ostatni bastion Hitlera

Walki w Kurlandii z przełomu lat 1944 i 1945 stanowią dość mało wyeksploatowany w polskojęzycznej literaturze historycznej temat. Stąd kiedy przypadkiem natrafiłem w sklepie na publikację na ten temat, kupiłem ją bez wahania. Mój nabytek nosi tytuł „Kurlandia 1945 – ostatni bastion Hitlera” pióra niejakiego Franza Kurowskiego, wydany nakładem wydawnictwa Bellona. W tak zwanym międzyczasie zapoznałem się z opiniami na temat pozycji, która zasiliła moją biblioteczkę. Komentarze i recenzje były wyjątkowo jednoznacznie nieprzychylne. Jakie są moje odczucia związane ze świeżo przeczytaną publikacją?
Pierwszym spostrzeżeniem, jakie nasunęło mi się po rozpoczęciu lektury jest niesamowity chaos. Autor skacze pomiędzy kolejnymi z sześciu bitew kurlandzkich, i wydarzeniami je poprzedzającymi opisując wydarzenia z perspektywy rożnych jednostek taktycznych. Co dość szczególne Kurowski skacze nie tylko w poziomie, pomiędzy różnymi okresami, ale również w pionie, pomiędzy różnymi szczeblami. W jednym momencie czytamy o ułożeniu dywizji czy batalionów, a chwilę później czytamy o dokonaniach poszczególnych żołnierzy. Nie było dla mnie to szczególnie irytujące, choć taki szeroki przekrój byłby dobry przy długiej i rozległej merytorycznie pozycji - wręcz niemożliwym by było na 180 stronach wyczerpać temat. Kolejnym zarzutem jest absolutny brak map (poza dwoma małymi mapkami w sekcji ze zdjęciami). Jeśli ktoś chciałby śledzić front musi się we własnym zakresie zaopatrzyć w mapę Kurlandii.

Rażąca może być jednostronność autora. Kurowski jest Niemcem (z tego co wiem to i nawet weteranem II wojny) i opisuje wydarzenia tylko ze strony wojsk Rzeszy, także nie przeczytamy tu zbyt wiele szczegółów o siłach sowieckich, poza wskazaniem jakie jednostki w jakim rejonie i w jakiej sile walczyły. Jako że interesuję się wojskowością niemiecką, taki dobór stron mi nie przeszkadzał. Z drugiej strony jednak może to budzić pewne kontrowersje, gdyż powinno się jednak wysłuchać relacji drugiej strony.



Na plus można dołączyć sporą ilość zdjęć, pogrupowanych w dwie grupy. Większość z nich przedstawia zasłużonych żołnierzy szeroko pojętej armii Rzeszy, których akcje opisywane było na kartach książki. Na deser mamy chronologicznie ułożone fragmentów meldunków polowych, które stanowią niejako kalendarium kampanii. Po jego przeczytaniu aż włos zjeżył mi się na głowie. Zabieg taki mógł trochę poprawić odbiór książki, uporządkować chaotyczny styl autora. Jednakże po pobieżnej lekturze owego archiwum, które składa się z wybranych tylko meldunków z różnych obszarów frontu (zazwyczaj po jeden na dzień), można wręcz odnieść wrażenie, jakby stalowa bariera bohaterskich żołnierzy nie ustąpiła ani o cal hordom bolszewików. A nawet już z lektury książki Kurowskiego rysuje się obraz zgoła inny, częste były przełamania frontu przez Sowietów, które skutkowały koniecznością „łatania” frontu poprzez kontrataki czy niekiedy jego przesuwania. Same meldunki wojskowe stanowią interesujące – bo najczęściej pisane na świeżo – źródło historyczne, jednakże jak wiadomo ilu ludzi, tyle podejść do pracy, nie każdy lubi się chwalić porażkami, zwłaszcza na wojnie, gdzie za wieloma cyframi kryją się ludzkie ciała.

Druga kategoria zarzutów skierowana jest do tłumacza i korekty merytorycznej.
Tłumacz chyba nie przekładał nigdy książek o tematyce wojskowej, a korektor spał. W książce jest sporo błędów translatorskich. W jednym miejscu niszczyciel czołgów Hetzer nazwany został „podżegaczem Hetzer” (może tłumacz zajmuje się na co dzień niemieckim prawem karnym?). Później czytamy o tym, że dowódca tego pojazdu narażony był na ostrzał z racji czegoś w rodzaju odkrytego przedziału w tym pojeździe. Cóż, jeśli ktokolwiek wskaże mi coś otwartego w tym pojeździe (poza włazem, okazyjnie), to mu pogratuluję. W innym fragmencie dowiadujemy się, że pewien żołnierz otrzymał polowy awans na „podoficera”, a następnie mówi się o nim „podoficer X” (X, bo nie chce mi się szukać tego fragmentu w książce, taki ze mnie leń recenzencki). Jak dla mnie, to ktoś wyjątkowo bezrefleksyjnie przetłumaczył słowo „unteroffizier”. Jest to pierwszy stopień podoficerski w Wehrmachcie i odpowiada on mniej więcej polskiemu kapralowi. Później nie jest lepiej. Słyszymy o jednostkach czołgów ciężkich i poznajemy ich numery. Jak dla mnie, to ktoś znowu próbował w sposób subtelny niczym piła spalinowa przetłumaczyć słowo „abteilung” - czyli batalion. W wolnym tłumaczeniu można z abteilung zrobić jednostkę wojskową, ale w tym konkretnym wypadku ewidentnie chodziło o batalion. Prócz tego można znaleźć jeszcze kilka takich „kwiatków” i to po jednym czytaniu – chociażby 126 dywizja piechoty staje się stronę obok 126. dywizją pancerną. Czytamy również o dywizji zabezpieczenia marynarki wojennej – składającej się z okrętów. Nie powinien być to przypadkiem dywizjon? Zapewne przy drugiej lekturze wyszłoby więcej cudów, zwłaszcza chyba w nomenklaturze i oznaczeniach jednostek wojskowych. Generalnie tłumaczenie to jest aż niebezpieczne i niezrozumiałe, zwłaszcza dla początkujących miłośników II wojny światowej.

Książkę przeczytałem dość szybko. Nie mogę powiedzieć, że nie czerpałem z jej lektury przyjemności. Jednakże ciężko było chwilami zorientować się na jakim właściwie etapie kampanii się znajdujemy – autor bardzo skakał. Lekturę utrudniały liczne błędy tłumaczeniowe i bardzo duże braki w mapach. Dla niektórych, zwłaszcza tych, którzy chcieliby wyrobić sobie maksymalnie obiektywną opinię, bolesny będzie jednostronny opis działań. Nie mogę również ręczyć za meteorytykę książki – dzięki licznym relacjom świadków i fragmentom meldunków polowych brzmi wiarygodnie, jednakże w temat Kurlandii dopiero się zagłębiam. Powiedzmy, że najważniejszym, co wyciągnęłam z tej publikacji, była chęć do dalszych badań. Zapewne przy większym zastrzyku gotówki postaram się dobrać do zagranicznych źródeł na temat tej kampanii. Poza tym, cóż, książkę taką bym mógł polecić tylko jako jeden z punktów widzenia, jako element domowych badań historycznych obok innych źródeł historycznych. Niestety, jak już wspomniałem na początku, tematyka ta w polskojęzycznych publikacjach historycznych nie jest szczególnie popularna. Także zalecam podejście z dużą ostrożnością.

Autor: Matis
skomentuj
KOMENTARZE NA TEMAT GRY
więcej komentarzy dodaj komentarz