Francisco Goldman - Sztuka politycznego morderstwa, czyli kto zabił biskupa

Czy słyszeliście kiedyś o problemach trapiących Gwatemalę? O tamtejszych zamachach stanu i podziałami wewnątrz Kościoła katolickiego z tym się wiążącymi? O biskupie Gerardim? No właśnie, ja też nie, w odróżnieniu chociażby od takiego sąsiedniego Salwadoru i biskupa Oscara Romero. Jest jednak książka, która na około czterystu stronach potrafi w intrygujący sposób uzupełnić te braki.
Autor bowiem, Francisco Goldman, zdecydował się na formę reportażu, pozwalającą mu swobodnie podróżować w czasie, umożliwiając raz przyjęcie roli belfra opowiadającego o historii Gwatemali z ostatniego półtorawiecza, by po chwili „założyć buty” dziennikarza śledczego, z natłoku informacji, sprzecznych niejednokrotnie w sposób celowy, usiłującego wyłowić prawdę przybierającą postać wydarzeń, nazwisk i motywów.

Osią książki jest tytułowa śmierć biskupa Gerardiego, znanego gwatemalskiego obrońcy praw człowieka, nieprzejednanego przeciwnika nadużywających – i to w sposób brutalny oraz masowy – swej władzy polityków, wojskowych oraz przestępców (przy czym niejednokrotnie funkcje te w realiach tego mezoamerykańskiego państwa potrafią się zlać w jednej osobie). I jakkolwiek motyw polityczny tej zbrodni szybko zdaje się dość oczywisty dla szerokich rzesz, nie można również wykluczyć bardziej, i to zdecydowanie, przyziemnych przyczyn tego zabójstwa. Którą to tezę starają się lansować czynniki związane z rządem…



„Sztukę politycznego morderstwa” czyta się niczym dobry kryminał, autor bowiem buduje napięcie stopniowo, nie dzieli się od razu całą swą wiedzą, lecz celowo pozostawia pewne niedomówienia, które wraz z „rozwojem fabuły” wyjaśnia, pozwalając wcześniej czytelnikowi snuć domysły, niejako wcielić się w rolę prokuratorów czy oskarżycieli publicznych. Z kolei ostatnia część, poświęcona już stricte bataliom sądowym nie odstaje swym poziomiem – choć ma więcej wspólneg
o z rzeczywistością – od głównych reprezentantów tego jakże popularnego gatunku beletrystycznego, nie wyłączając z tego grona książek imć Grishama.

Osobiście wielkie wrażenie zrobił na mnie fakt, jak wiele osób zaangażowanych w wyjaśnienie prawdy, w szczególności prokuratorów i sędziów, czyli funkcjonariuszy państwa, którzy winni cieszyć się jego autentyczną siłą i opieką, w sposób nagły decydowało się na emigrację, a właściwie, by być bliższym rzeczywistości – ucieczkę. Byle dalej od sprawy, byle dalej od wszechwładnych macek stanowiących państwo w państwie wojskowych służb specjalnych i wywiadowczych.

Omawiana pozycja nie jest jednak książką, która byłaby dobrym prezentem dla domorosłego miłośnika historii, stojącego na progu (tym dolnym) nastoletniości. O ile jeszcze bowiem mógł on już przeczytać, choćby w podręczniku, o niejednym morderstwie (by wskazać chociażby na Brutusa i Juliusza Cezara), to już niekoniecznie strawna musi być dlań wizja szczegółowych opisów innych tego rodzaju czynów, dokonywanych w stylu postaci z filmów Quentina Tarantino. Dla innych wszakże ta autentyczność niewątpliwie będzie stanowiła atut.

Nie czuję się po lekturze książki Francisca Goldmana specjalistą od historii państw Ameryki Środkowej, pozwala ona jednak wszakże na nieco szersze, wolne od uprzedzeń spojrzenie na zimnowojenne i obecne losy zamieszkujących je społeczeństw. Co nie bez znaczenia, jakkolwiek Dobro nie triumfuje w całej rozciągłości, przedmiotowa pozycja pozwala na nieco bardziej optymistyczne spojrzenie nie tylko w przyszłość, ale i na więcej wiary w naturę człowieka. Pewnym epilogiem, który być może pojawi się w posłowiu kolejnych edycji tej książki, może być jednak informacja, iż jeden z głównych podejrzanych, Otto Pérez Molina, w 2011 roku wygrał gwatemalskie wybory prezydenckie.

Autor: Klemens
skomentuj
KOMENTARZE NA TEMAT GRY
więcej komentarzy dodaj komentarz