Daithy Ó hÓgáin - Celtowie. Dzieje

Celtowie i „celtyckość” kojarzy się współcześnie z prowincjami Wysp Brytyjskich i swego rodzaju magią i subtelnością właściwą dla muzyki Enya’i czy języku elfów (tudzież innej „uduchowionej” społeczności) z dzieł Tolkiena. Owe wyobrażenia tak naprawdę jednak nijak się mają do rzeczywistej historii i kultury owego ludu, którego bardziej prawdziwe oblicze postanowił przedstawić Daithy Ó hÓgáin (a już którego personalia uwiarygadniają całość).
Przede wszystkim – Celtowie nie byli „mimozowatymi” miłośnikami przyrody czy też lubującymi się w pokojowej egzystencji amatorami dziczyzny, z tej przyczyny skazanymi na ulegnięcie silniejszym sąsiadom, powszechnie kojarzącym się z napastliwością, takimi jak starożytni Rzymianie oraz Germanie. Nic z tych rzeczy! Autor w najmniejszym stopniu nie zamierza „przypudrowywać” faktu, że była to społeczność grabieżców, wysoce ceniąca sobie „machoistowsko” pojmowaną męskość, a przez to zdolna do zaatakowania samego Wiecznego Miasta czy greckich Delf.



Można jednak powiedzieć, iż poniekąd autor wpadł w pułapkę owej wizji, zdecydowaną większość kart jego książki bowiem wypełniają opisy kolejnych i kolejnych zmagań o władzę oraz relacje z kolejnych i kolejnych wojen. Gdyby jeszcze w przedmiotowej książce można było odnaleźć chociażby nieco bardziej szczegółowe rozważania nad taktyką prowadzenia przez Celtów starć, kluczu ich sukcesów, a następnie porażek oraz klęsk – niestety w tym zakresie autor jest dość skąpy, w odróżnieniu od istnej fontanny hojności w operowaniu coraz to kolejnych nazwami miejscowymi oraz osobowymi.


Największe rozczarowanie związane z przedmiotową publikacją wynika ze skupienia się jednak niemal wyłącznie na batalistyce i polityce, tymczasem czytelnik niemal niczego poza kilkoma ogólnikami nie dowie się o wierzeniach celtyckich ludów, ich prawie i metodom organizacji społeczeństwa, specyfice kultury materialnej… Poniekąd można by było tego się spodziewać zważywszy na objętość całości, ale niedosyt pozostaje.

Skoro już jesteśmy przy batalistyce, to z kolei warto podkreślić umiejętność autora zaprezentowania historii à rebours. Nawykliśmy bowiem do skupiania się na losach Grecji i Rzymu, wędrówce napływowych ludów „barbarzyńskich”, a nie tych ustępujących im pola, a i Galatowie znani z Nowego Testamentu zwykli kojarzyć się z typowym światem śródziemnomorskim – tymczasem Daithy Ó hÓgáin wskazuje, że jednocześnie Europa zajmowana była niemal w połowie przez inne nacje zasługujące już choćby z tego powodu na więcej niż przypis bądź komentarz na marginesie, zwłaszcza że pozostawili po sobie znacznie więcej śladów.

„Celtowie. Dzieje” tak naprawdę winni być opatrzeni dodatkowym podtytułem wskazującym na militarną perspektywę. Co ciekawe, można odnieść wrażenie, iż zamierzenie autora tak naprawdę było odmienne, ale uległ on pokusie sięgania po źródła pisemne, pochodzące od autorów z państw ościennych, a przez to dostrzegających sąsiadów głównie przy okazji inwazji.

Autor: Klemens
skomentuj
KOMENTARZE NA TEMAT GRY
więcej komentarzy dodaj komentarz