Craig Symonds - Bitwa o Midway

Midway to punkt na mapie, którego przybliżonego (np. z dokładnością do 500 km) położenia na globusie nie byłby w stanie wskazać niemal każdy Polak. Z naszej perspektywy nie posiada on żadnego istotnego czy charakterystycznego znaczenia geograficznego, obca również jest jego rola historyczna, co zresztą można powiedzieć o całej wojnie na Pacyfiku toczonej pod koniec I połowy XX wieku. Zarazem nazwa tego atolu jest wysoce wymowna zważywszy na zwrotny charakter walk, które rozgorzały w jego pobliżu na początku czerwca 1942 roku, a którym Craig Symonds poświęcił całą swoją książkę.
Łatwo ulegamy pokusie, by rezultaty bitew bądź całych wojen przypisywać jednostkom, z oczywistych względów dowódcom naczelnym bądź nawet liderom, którzy podjęli „tylko” decyzję o wdaniu się w konflikt, jego prowadzenie powierzając już innym osobom. I choć spory o sprawczość są prowadzone przez historyków – i teoretyków historii – już od stuleci, z reguły trudno zanegować rolę większej liczby osób dla rezultatu końcowego. Podejście to jest szczególnie bliskie dla autora „Bitwy o Midway”, który chętnie wskazuje na znaczenie decyzji podejmowanych nie tylko przez admiralskie szarże, lecz również osób o „szeregowym” znaczeniu, by wskazać chociażby na dowódcę USS „Nautilus”, którego gros aktywności sprowadzał się do wynurzeń i następnie ucieczek w głębiny.



Bitwa o Midway bynajmniej nie zaczęła się tam, dążyły do niej obie strony, choć może nie z porównywalną determinacją. Autor słusznie więc przybliża nie tylko losy wcześniejszych walk – choćby
na Oceanie Indyjskim czy Morzu Koralowym – lecz również nie pomija milczeniem wysiłków (bądź błędów) konstruktorów broni czy kryptologów. Jest on świadomy mitów narosłych wokół omawianego starcia, nie dąży on do ich odbrązawiania za wszelką cenę, lecz nie widzi również żadnych przeciwwskazań ku temu.

Pozytywnie ocenić należy nie tak częsta dla autora o anglosaskiej proweniencji skłonność Symmondsa do prezentacji perspektywy przeciwnika, w tym również do wyzyskiwania właściwych dlań źródeł (choć z drugiej ręki). Na względzie jednak należy mieć fakt, że gros z nich w trakcie walk uległo zniszczeniu, a powojenne memuary japońskich uczestników walk nie powstały wskutek wcześniejszej śmierci ich potencjalnych autorów.

„Bitwa o Midway” to nie „suchy” zapis walk, na co wskazuje zresztą już sam tytuł książki, stroniący od „pod” właściwego dla części polskiej nomenklatury. Autor znajduje nade wszystko właściwą proporcję między ogółem a szczegółem, admirałem a matem, nie dając się uwieść ani hagiografii właściwej dla wysokich szarż, ani romantyzmowi właściwemu dla autorów o skromniejszych pagonach. Podkreślenia wymaga również uwypuklenie przezeń różnic w kulturze wojennej stron, mających większe znaczenie, niźli zwykło się to zauważać.

Autor: Klemens
skomentuj
KOMENTARZE NA TEMAT GRY
więcej komentarzy dodaj komentarz