Chris Wallace, Mitch Weiss - Hiroszima 1945

Od ponad siedmiu dekad żyjemy w cieniu broni atomowej, czyli środka zdolnego nie tylko do zgładzenia w jednej milisekundzie całych metropolii, lecz uczynienia tego w ten sposób, że szereg ofiar nawet nie będzie świadomy faktu, iż ich życie dobiega końca. Szczęśliwie została ona dotychczas wykorzystana „tylko” dwukrotnie, i to na samym początku jej istnienia. Historię owego przerażającego „debiutu” opisała m.in. para Chris Wallace oraz Mitch Weiss.
Zgodnie z oryginalnym tytułem rzeczonej publikacji układa się ona w specyficzne odliczanie, czyli ściśle chronologiczne odtworzenie ostatnich miesięcy poprzedzających lot bombowców „Enola Gay” oraz „Bock’s Car” (pisownia preferowana przez autorów). Miesięcy, acz nieraz autorzy pozwalają sobie na zaimplementowanie reminiscencji sprzed wielu lat, by lepiej wytłumaczyć istotę motywacji bądź problemów targających poszczególnymi bohaterami dramatu.



Co więcej, historia jest prezentowana z szeregu odmiennych perspektyw, tak kluczowych decydentów jak Oppenheimer bądź Truman, wykonawców w osobie Tibbetsa czy Lewisa, ale również drobniutkich trybików w machinie Projektu Manhattan, jak i żołnierzy ze strachem rozmyślających o inwazji na
wyspy Nipponu.

Rzuca się w oczy jednak brak perspektywy ściśle japońskiej, sprowadza się ona do wspomnień jednego z dzieci Hiroszimy, które zresztą po wojnie zamieszkało w Ameryce. Równie zdawkowe są relacje chociażby z japońskich rozterek na tle kapitulacji czy samego ustalenia charakteru zaistniałych zdarzeń.

Braki przedmiotowej książki są zresztą znacznie obszerniejsze. W szczególności rozczarowani mogą być pasjonaci szczegółów technicznych, tak naprawdę z przedmiotowej publikacji nie wynika, dlaczego przedmiotowe prace musiały się toczyć przez tyle lat angażując takie mnóstwo osób, a koszty z nim związane trzeba było liczyć w miliardach dolarów.

„Hiroszima 1945” to książka bardziej popularyzatorska niźli ściśle historyczna, zastrzeżenia może bowiem rodzić tak jej beletrystyczny styl, jak i metodologia. Nie oznacza to bynajmniej, że jest to „dziełko” wyzute z jakiejkolwiek większej wartości, należy ją jednak raczej traktować w kategoriach wprowadzenia do tematu niźli owego wyczerpanie.

Autor: Klemens
skomentuj
KOMENTARZE NA TEMAT GRY
więcej komentarzy dodaj komentarz