Brian Moynahan - Leningrad. Oblężenie i symfonia

Oblężenie Leningradu jest w zachodniej historiografii zapomnianym dramatem, znacznie ustępując chociażby dziejom walk o Moskwę czy w Stalingradzie, na Łuku Kurskim czy nawet oblężeniu Sewastopola. Cóż, batalistyka zawsze była bardziej spektakularna od losu ofiar cywilnych, wszak właściwych również i dla konfliktów starożytności. Nie oznacza to bynajmniej, że wojenne dzieje miasta nad Newą były wolne od patosu, ten zaś postanowił odmalować Brian Moynahan.
Podtytuł książki, jak też jej okładka, wyraźnie wskazują na koncept przyświecający twórcy – postanowił on bowiem tyleż opowiedzieć o zmaganiach mieszkańców Pitera z hitlerowskim najeźdźcą, co i „własnym” krwawym reżimem, wszystko to zaś na tle powstawania VII Symfonii Dymitra Szostakowicza, zwanej właśnie Lenigradzką.

Pomysł był dość prosty – kompozytor bynajmniej nie zaliczał się do zawsze hołubionych przez bolszewików artystów, w czasie czystek z lat 30. XX wieku atmosfera wokół niego również ulegała zagęszczeniu i można nawet postawić tezę, że nazistowska inwazja uratowała go przed ostatecznym ciosem (a właściwie strzałem). Z drugiej strony w pełni solidaryzował się z dramatem swojego kraju i miasta. Opowiadając jego losy po trosze można było przybliżyć losy współmieszkańców – i vice versa.



Co wartościowe, autor rozprawia się z mitem, jakoby nawet w czasie „Barbarossy” doszło niejako do wzajemnego wybaczenia win, a przynajmniej ucywilizowania czerwonego reżimu – co intrygujące, autor wskazuje, że nawet w kluczowych momentach oblężenia NKWD nie zaprzestało swojej działalności, bynajmniej nie nastawionej na wyłapywanie rzeczywistych szpiegów, lecz nieodmiennie zajmującej się terroryzowaniu własnego społeczeństwa przez konfabulacje i tortury.

/> Czytelnik nastawiający się na szczegółowe poznanie losów Leningradu w czasach oblężenia może jednak poczuć się rozczarowany. Jakkolwiek bowiem autor nie uciekał od nawet najtrudniejszych tematów, to rzadko można odnieść wrażenie, iż autentycznie je zgłębił. Pragnął on wykazać, że pomimo grzmotów armat muzy nie zamilkły – z uszczerbkiem chociażby dla zachowania proporcji. Najlepszy przykład stanowi fakt, iż niemal zupełnie stracił on zainteresowany losami oblężenia po wykonaniu przedmiotowej symfonii przez leningradzkich filharmoników, mimo że potrwało ono jeszcze półtora roku.

Do książki wkradło się także nieco błędów rzeczowych, w większości wyłapanych na etapie tłumaczenia. Osobiście rozbawił mnie tylko jeden tego rodzaju lapsus, a mianowicie osobliwa chronologia będąca efektem stwierdzenia, że prawosławna Wielkanoc mogła wypaść dwa tygodnie wcześniej niż w Kościele zachodnim (podczas gdy w najlepszym razie może ona być obchodzona wspólnie, nie mniej często zaś przypada później).

„Leningrad. Oblężenie i symfonia” to książka radykalnie inna niż choćby pozycja autorstwa Anny Reid, co nie znaczy, że mniej wartościowa. Miłośnikom dostojewsko-sołżenicynowskiej prozy polecić raczej należy drugą z nich, podczas gdy dzieło Briana Moynahana zaliczyć należy raczej do historii sztuki z (bardzo) obszernym przedstawieniem tła historycznego. Co bynajmniej nie oznacza, że nie warto sięgnąć po obie książki, wręcz przeciwnie.

Autor: Klemens
skomentuj
KOMENTARZE NA TEMAT GRY
więcej komentarzy dodaj komentarz