Sztab VVeteranów
Tytuł:
Producent:
Dystrybutor:
Gatunek:
Premiera Pl:
Premiera Świat:
Autor: Klemens
Ocena
czytelników GŁOSUJ
OCENA
REDAKCJI % procent

Gracze nie gęsi...

Gracze nie gęsi...

Polacy są absolutnymi mistrzami świata, jeśli idzie o talent( owszem, talent - z tym trzeba się urodzić, wyssać z mlekiem macierzy) do wzajemnego dzielenia się i toczenia wielkich sporów odnośnie nawet najmniej istotnych kwestii, bez perspektyw na jakiekolwiek ugodowe ich rozwiązanie. I nie o naszej scenie politycznej, zmiłuj się Boże, pragnę snuć swe refleksje, lecz materii bardziej interesującej dla każdego szanującego się miłośnika binarnej rozrywki - wzorców zachowania, jakie można zaczerpnąć z owych gier.

Przychodzą takie chwile w życiu stratega, iż czasami dla relaksu jak i mentalnego płodozmianu pragnie on sięgnąć po jakowąś pozycję będącą reprezentantem innego gatunku, wymagającą innych predyspozycji, niźli umiejętności przewidywania na kilka ruchów, chwil naprzód. W moim skromnym przypadku rolę takową często( jak na te rzadkie przypadki) pełnią gry przygodowe, pozwalające niejednokrotnie spojrzeć graczowi na otaczający świat z perspektywy bardziej indywidualnej, spokojniejszej, niż w strategiach przez duże "S" zwykło bywać. A że właśnie na naszym rynku( oczywiście z opóźnieniem, jam wszakże człek cierpliwy i mało roszczeniowy) premierę swą miał sequel jednej z mych ulubionych pozycji będącej sztandarowym przedstawicielem wspomnianego gatunku, czyli The Longest Journey, długo się nad zakupem nie wahałem.

Czyżbym chciał się dzielić swymi wrażeniami odnośnie grywalności owej, skrycie recenzować ją? Nic z tych rzeczy. Moją uwagę, wymagającą aż tak publicznych wywnętrznień, przyciągnęła bowiem kwestia języka, jakim posługują się postacie wykreowane przez norweskich twórców. I nie chodzi o jakowąś "skandynawskość", lecz ogólny jego poziom. Mówiąc wprost - jest zadziwiająco wulgarny i rzekłbym, gdyby nie słynne wyskoki panów Zycha i Kaczyńskiego, nieparlamentarny. A że, jak wyczytałem w jednym z branżowych periodyków, swą rękę przyłożyli do tego także nasi rodzimi tłumacze, aż się prosi o medialną aferę, zwłaszcza gdy w głowach naszych ustawodawców lęgnąć się zaczęły myśli o cezurowaniu( i cenzurowaniu) pozycji rozrywki elektronicznej.

Już słyszę ten śmiech giercmańskiej braci rozlegający się w trakcie audycji w takowym TVNie czy też po lekturze artykułów opublikowanych w różnych tzw. pismach kobiecych( swoją drogą - którzy to gracze, będący przecież bardzo zmaskulanizowaną grupą, po nie sięgają?), które dotychczas zasłynęły
ze swej niebotycznej ignorancji w prezentowanym przedmiocie, jednakże nie miały najmniejszych zahamowań przed szermowaniem wzniosłych haseł świętego oburzenia. Tylko czy przypadkiem nie jest wart Pac pałaca?

Poza ośmieszaniem( bardzo łatwym zresztą) wymienionych i niewymienionych mediów ulubioną taktyką graczy było zazwyczaj wskazywanie na hipokryzję tychże, tak jakby kolejne filmiszcza ze Stevenem Seagalem w rolach głównych czy kolejne newsy( zdobyte zresztą z jak najdalej idącym pogwałceniem ludzkiej prywatności) o życiu łóżkowym swojskich czy obcych celebrities kwalifikowały się do zupełnie innej etycznie kategorii. I są to oczywiście argumenty celne. Tyle że nie, jak chcieliby sądzić gracze, zamykające dyskusję...

Bo czy naprawdę różne "fucki" w co drugim zdaniu rozmów babci z wnuczką czy też smoka z rycerzem są naprawdę niezbędne dla jak najbardziej realistycznego oddania klimatu? Czy naprawdę krew musi sikać po wszystkich krzakach i ścianach, by gracz przed monitorem mógł sobie uświadomić, iż wokoło toczy się wojna, jakby same padające ciała były za mało sugestywne? Czy w grach strategicznych, które teoretycznie winny zaspokajać intelektualne żądze, z(a)bicie wrażego piona musi być ukazane przy zastosowaniu najnowocześniejszych technik ragdolla i opatrzone "męskim" komentarzem?

Czasami chyba dobrze by było zawiesić na ścianie oręż i zastanowić się nad tym, czy fucktycznie w różnorakich relacjach i raportach o wulgarności i przemocy w grach nie ma przypadkiem ziarnka prawdy. O ile nie całego zagonu. A wszelkiej maści developerzy nie czynią tego dla własnej przyjemności, lecz z jak najbardziej wyrachowanych pobudek - dając graczom to, co ci chcą, zyskują ich pieniądze. Czy naprawdę tego chcemy uciekając od współczesnego świata - tym bowiem zawsze jest rozrywka - by świat wirtualny oferował nam to, co w tym realnym najgorsze?

Gracze nie gęsi, przeklinać umieją. Ale że aż tak bardzo są spragnieni owegoż słownictwa?



Zachęcam do komentowania, a być może i polemizowania z mymi powyższymi wywodami na naszym Forum.


E-mail autora: Piotr "Klemens" Kociubiński


Autor: Klemens
skomentuj
KOMENTARZE NA TEMAT GRY
30.08.2022 | m237 » "Matilda II - twardy orzech" Zdjęcie przedstawiają
07.01.2014 | delux » Skorzenny nigdy nie był generałem majorem tylko po
16.06.2013 | Vodayo » Czysta matematyka i zapewne bliska prawdy. Słabośc
29.09.2012 | Podromca4321 » Dzięki nawet niewyobrażanie sobie jak mi to pomogł
17.04.2012 | Turel » Sejmitar: W wolnym tłumaczeniu znaczy tyle co sza
więcej komentarzy dodaj komentarz
RECENZJE CZYTELNIKÓW
ILOŚĆ RECENZJI - ŚREDNIA OCENA - % więcej recenzji dodaj recenzję