Factorio

Factorio
Sztab VVeteranów
Tytuł: Factorio
Producent: Wube Software
Dystrybutor:
Gatunek: sim
Premiera Pl:0000-00-00
Premiera Świat:
Autor: Matis
Ocena
czytelników bd GŁOSUJ
OCENA
REDAKCJI bd% procent
Wyroznienie
Głosuj na tę grę!

Factorio - czyli jak przestałem się martwić i pokochałem Fabrykę

Są takie gry, które mogłyby powstać w dowolnym momencie na osi czasu pomiędzy rokiem 2000 a 2023. Człowiek patrzy na taki produkt i trudno mu oszacować, z której dekady pochodzi. Dotyczy to zwłaszcza pozycji, które nie przystąpiły do konkursu na najbardziej realistyczną szatę wizualną. Mało co starzeje się tak źle, jak próby uzyskania fotorealistycznej grafiki sprzed dekad. Truizmem będzie teza, że z kategorii gier dobrze zakonserwowanych, tj. dobrze znoszących proces starzenia się, najlepiej zapamiętamy te, które – obok przemyślanej powierzchowności – charakteryzują się przemyślaną mechaniką. Doświadczenie wskazuje, że pozycja, która spełnia tak opisane wymagania, często będzie też pozycją w jakimś zakresie niszową i zarazem dla tej niszy przełomową. Wobec tytułów tego typu nie można być obojętnym – albo je pokochasz od pierwszego wejrzenia, albo w ogóle nie przypadną ci do gustu. Przykładem takiej pozycji będzie Factorio.
factorio-czyli-jak-przestalem-sie-martwic-i-pokochalem-fabryke.-26620-1.jpg 1Factorio – gra z 2016 r., która mogłaby powstać zarówno w 2010 r., jak i w 2030 r. Twierdzenie to jest tym bardziej zgodne z rzeczywistością, ponieważ gra była produkowana od 2012 r., w 2016 r. wypuszczono grywalną „alfę”, a wersja finalna ujrzała światło dzienne w 2020 r. W znacznej mierze ręcznie rysowana grafika była estetyczna w dacie powstania i będzie estetyczna po wielu latach. Tym, co wyróżnia omówioną pozycję spośród stosu innych estetycznych gier niezależnych jest pomysł i mechanika. Otóż na bezludnej (acz zamieszkałej) planecie rozbija się pojazd kosmiczny. To, co brzmi jak sztampowy wstęp do gry surwiwalowej, jest tylko mylącym pozorem. Nasz protagonista jest bowiem potężnym Inżynierem. Wielka litera jest tu całkowicie na miejscu – taką nazwą własną bowiem gra określa swojego bohatera. Nasz heros nie zamierza dać się zaszufladkować ramom gatunku. Nie w głowie mu ukrywanie się po lasach, wznoszenie lepianek i żywienie się korzonkami. Nie ma zamiaru również ukrywać się przed zagrożeniami, czy podjąć próbę asymilacji z ekosystemem. Inżynier ma inny plan – pozyskać surowce, wybudować fabrykę, wyeliminować opór i powrócić do domu.

Od strony mechanicznej mamy do czynienia z grą strategiczną z pewnym niewielkim pierwiastkiem zręcznościowym. Nie jest to jednak strategia typowa. Sercem rozrywki nie jest produkcja jednostek czy dowodzenie w bitwach – choć wątek zbrojny ma dla gry znaczenie niebagatelne. Gra przypomina bardziej tzw. city-buildera, choć zupełnie nieoczywistego. Sednem tytułu jest… automatyzacja. Nasz ambitny plan ucieczki z obcej planety wymaga surowców. Surowce trzeba wydobywać. O ile nasz dzielny bohater dysponuje kilofem, to nie jest to droga do sukcesu. Sukces tkwi bowiem w planowaniu i automatyzacji. Fabryka musi się rozwijać. Im bardziej będzie zautomatyzowana, tym lepiej. Szlak naszego sukcesu znaczyć będą taśmociągi, insertery, a z czasem roboty logistyczne. Elektrownie węglowe zastąpią fotowoltaika i atom. Sieć laboratoriów będzie badać coraz to nowsze technologie. Jako że nie ma podobno róży bez kolców, rozrost naszej fabryki i generowanych przez nią zanieczyszczeń będzie wzbudzał zainteresowanie autochtonów – rasy agresywnych robaków. Nasi oponenci będą ewoluować i prowadzić ekspansję. W efekcie koniecznym będzie również rozbudowa systemów militarnych.
Z czasem pistolet, z którym Inżynier przybył na planetę, zastąpi karabin, a z trudem wynaleziony samochód – czołg. Bazę zaczną obwarowywać coraz wymyślniejsze rodzaje uzbrojenia i nic nie stoi na przeszkodzie, aby u końca rozgrywki nasz protagonista przemierzał mapę na wielkim robotycznym pająku naszpikowanym uzbrojeniem różnorakiego autoramentu. Każdy prawdziwy samiec czy męski mężczyzna (a w tym także każdy fan Warhammera 40000) wie, że robotyczny pająk jest argumentem ultymatywnym. Nie dyskutuje się z robotycznymi pająkami. O detalach takich jak egzoszkielety czy zautomatyzowana sieć kolejowa przywożąca surowce z różnych zakątków mapy łatwo już zapomnieć.

Dodać należy, że gra odbywa się na planszy generowanej przez komputer, więc żadna rozgrywka nie będzie taka sama. Gracz ma szerokie możliwości konfigurowania zabawy – od manipulowania obecnością i stopniem rozwoju tubylców, aż po występowanie surowców naturalnych. A tych nie brakuje. Im nasza baza bardziej się rozwija, tym zwiększać się będzie liczba potrzebnych półproduktów i stopień ich przetworzenia. Na początku zabawy na mapie będzie można znaleźć węgiel, żelazo, miedź, wodę, uran i ropę. Po kilku godzinach przez nasze taśmociągi przesuwać się będą układy elektroniczne, procesory, różnorakie stopy, tworzywa sztuczne i coraz wymyślniejsze półprodukty. Rurociągi zapełnią się zaś różnymi paliwami i odczynnikami. Im bardziej człowiek wsiąknie w swoją wirtualną piaskownicę, tym bardziej zaczyna zauważać, że budowa fabryki tylko pozornie jest drogą do celu w postaci wybudowania rakiety kosmicznej, gdyż okazuje się ona celem samym w sobie. Nie raz i nie dwa łapałem się na tym, że włączałem grę na chwilkę, aby zobaczyć, co tam „na fabryce” i okazywało się, że minęły dwie godziny, podczas których pracowałem nad optymalizacją. A optymalizacja jest chyba najważniejszą ze sztuk, którą przyjdzie graczowi opanować. Po wielu godzinach gry (i zapoznaniu się z masą materiałów dostępnych w sieci) gracz orientuje się, że jego misternie przygotowana sieć logistyczna przypomina bardziej The Incredible Machines niż przemyślaną fabrykę. Gdzieś na tym etapie dowiaduje się o związku swojego dzieła z kuchnią włoską (tzw. Spaghetti Base) i poznaje stojącą w opozycji metodologię bazy opartej o Main Bus. A i wtedy dalej pozostaje początkującym. Ja w świecie Factorio spędziłem jakieś 60 godzin i dalej uważam się za laika. Bofactorio-czyli-jak-przestalem-sie-martwic-i-pokochalem-fabryke.-26620-2.jpg 2 Factorio jest grą na setki godzin. Gdybym miał zabrać kilka gier na bezludną wyspę, to Factorio byłaby jedną z nich.

Chcąc połączyć powyższy opis ze wstępem do tego felietonu, musiałbym ponownie podkreślić jedną ważną tezę. Factorio albo pokochasz od pierwszego wejrzenia, albo się nim znudzisz po kilku chwilach. Jeśli masz w sobie żyłkę domorosłego inżyniera, to warto spróbować wersji demo, która zawiera rozbudowany samouczek. Nie jest to jednak droga idealna – mnie samouczek znudził i po około 80% kampanii treningowej zabrałem się za główny tryb gry i to był strzał w dziesiątkę. Gra wciąga do tego stopnia, że ostatnio kupiłem nawet port Factorio na Nintendo Switch. Choć trudno przyzwyczaić się do sterowania, to możliwość budowy równoległej przenośnej fabryczki, którą można nosić w plecaku, ma w sobie coś magicznego. Jak zresztą cały świat gry, która mogłaby powstać spokojnie 15 lat temu. Co ważne, twórcy od 2016 r. nieprzerwanie wspierają swoje dzieło i wypuszczają coraz to nowe łatki. Społeczność fanów jest cały czas żywa, a moderzy wypuszczają tony usprawnień, których implementację twórcy gry wspierają. A modyfikacje to temat na osobny felieton. Godzi się wspomnieć, że jest ich cały przekrój – od drobnych korekt interfejsu, po całkowitą zmianę zasad gry i np. „wrzucenie” jej w realia XIX-wiecznej rewolucji przemysłowej. Warto również zaznaczyć, że obecnie w grze występuje tryb wieloosobowy i ciekawym przeżyciem jest budowanie bazy wespół z kolegami.

Kończąc, chciałbym odpowiedzieć (na niezadane) pytanie – dlaczego niniejszy tekst jest felietonem, a nie recenzją, skoro w zasadzie jego lektura kwalifikowałaby go do recenzji? Bo nie umiem tej gry ocenić. Dla mnie jest to fenomen i jedna z najlepszych gier, które kiedykolwiek przewinęły się przez mój komputer. Jest to jednak pozycja specyficzna, która nie każdemu się spodoba. Jest również dość droga, gdyż jej twórcy (małe studio), jeśli się nie mylę, stale waloryzują cenę, a gra nie jest przeceniana. Dla mnie jednak była warta każdego wydanego na nią grosza i będzie gościć na moim komputerze co najmniej do czasu wydania jej następcy. Choć znane mi są różne gry inspirowane Factorio, to żadna do mnie nie przemawia tak jak pierwowzór.

Jeśli mieścisz się w kręgu osób, które nawiążą z twórcami gry dyskretne porozumienie, to zrozumiesz liczne hermetyczne memy – w tym ten z wizją taśmociągów, gdy kładziesz się spać.

Autor: Matis
skomentuj
KOMENTARZE NA TEMAT GRY
więcej komentarzy dodaj komentarz
RECENZJE CZYTELNIKÓW
ILOŚĆ RECENZJI - ŚREDNIA OCENA - % więcej recenzji dodaj recenzję