Close Combat: Gateway to Caen

Close Combat: Gateway to Caen
Sztab VVeteranów
Tytuł: Close Combat: Gateway to Caen
Producent: Slitherine
Dystrybutor: GOG.com
Gatunek: Strategia RTS
Premiera Pl:2014-06-07
Premiera Świat:
Autor: Matis
Ocena
czytelników bd GŁOSUJ
OCENA
REDAKCJI 65% procent
Głosuj na tę grę!

Close Combat - szkic z historii serii

close-combat-szkic-z-historii-serii-17355-1.jpg 1 Zdecydowanie polecam, ale… weteranom serii. Jeśli ktoś pozna dogłębnie mechanikę i złamie zęby na częściach klasycznych, a będzie chciał poddać swój mózg ćwiczeniom sztabowym w czasach współczesnych (jednocześnie będąc zmuszonym do ich samodzielnego przygotowania) to jest to zakup bardzo, bardzo rekomendowany – przy czym zalecam oczekiwanie na promocje, gdyż cena bazowa na GoG to 142 zł, ale wedle mojej pamięci – już raz wszystkie „nowe” Close Combaty były przecenione o 50%. Jednocześnie po raz kolejny podkreślam, że produkt ten nie jest przeznaczony dla każdego. Niedzielny miłośnik RTS raczej poczuje frustracje i rozczarowanie tym zakupem. Miłośnik realistycznych „gier sztabowych”, który do poduszki czytuje von Clausewitza, a w wolnych chwilach analizuje przebieg współczesnych konfliktów asymetrycznych dostanie narzędzie (słowo klucz) do realizowania swoich pasji i może spędzić przy tej „grze” wiele, wiele godzin. Jest to jedyna część cyklu, która umożliwia, dla przykładu, złożenie swojej grupy bojowej z kilkunastu pojedynczych żołnierzy (choć oczywiście można złożyć ją również z drużyn) i przeprowadzenie ćwiczeń na poziomie kilku osłabionych drużyn. Wirtualny poligon, dla wirtualnych strategów.

Kolejną chronologicznie wydaną częścią cyklu jest Close Combat: Last Stand Arnhem, który jest duchowym spadkobiercą części drugiej. Celowo nie użyłem to zwrotu remaster, bo z tego co mi wiadomo, to kampania w grze została całkowicie przebudowana i obecnie oparta została o mapę strategiczną – podobnie jak ostatnie odsłony cyklu. Nic więcej nie mogę o niej powiedzieć, gdyż nie miałem możliwości aby ją osobiście przetestować. Kolejną produkcją spod szyldu Close Combat jest Panthers in the fog. Ta część z kolei odnosi się do operacji Luttich, ostatniej dużej niemieckiej (kontr)ofensywie przeciwko aliantom w Normandii. Pierwszym co rzuca się w oczy jest grafika, która jest (w mojej ocenie) fenomenalna. Dalej utrzymano ją w konwencji rzutu poziomego, przy czym świat gry został z systemu 16 bitowego przeniesiony do konwencji 32 bitowej. Estetyka i udźwiękowienie stoją na bardzo, bardzo wysokim poziomie. Interfejs – co do zasady – stoi poziomie równym klasycznym częściom, ale w mojej ocenie oznaczenia statusu, które możemy ustawić w opcjach, są znacznie mniej przejrzyste, niż w częściach klasycznych. Największą bolączką gry jest jednak zwiększenie wielkości map, które, choć mniejsze niż w Modern Tactics i tak są dwa, trzy razy większe niż w częściach klasycznych. Powyższe rodzi bardzo szerokie skutki negatywne. Z jednej strony AI (które generalnie uważane jest powszechnie za
jedną z wad cyklu) nie radzi sobie dobrze z dużymi terenami. Z drugiej strony siły gracza na tak dużej mapie są mocno rozciągnięte, a samo li tylko osiągnięcie punktów strategicznych – prowadzi niekiedy do wykończenia kondycyjnego naszych podwładnych. Na marginesie – choć nasi podkomendni w żadnej części cyklu nie grzeszyli kondycją przez co nawet wirtualni weterani wielu bitew relatywnie szybko się męczyli na mapach o przekątnej kilkuset metrów, więc mapy większe niż kilometr okazują się kondycyjnie zabójcze. Na takim rozwiązaniu traci również dynamika starć, które potrafią zmienić się w żmudną zabawę w berka skrzyżowaną z zabawą w chowanego. Zwiększono również siłę rażenia artylerii, w tym moździerzy, które mogą służyć w tej części nie tylko za narzędzie do przygwożdżania ogniem i generowania zasłon dymnych, ale również jako bardzo groźna broń. Uważam, że skuteczność moździerzy w poprzednich częściach była jednak bardziej adekwatna niż w nowych odsłonach. Ciekawie za to rozwiązano konstruowanie grupy bojowej – która tym razem – przynajmniej w zakresie dwóch głównych plutonów, co do zasady dobierana jest z puli predefiniowanych poddziałów, jakie walczyć miały w składzie jednostek, które walczyły w danym rejonie. Choć czasami wracam do tej części (czemu służy bardzo przyzwoita kampania, jak i to, że walki w Normandii leżą blisko moich zainteresowań popularnonaukowych), to pomimo zalet audiowizualnych, niestety zamyka ona mój prywatny ranking gier z serii.

Ostatnia część, tj. Gateway to Caen osadzona jest – co można wydedukować z tytułu – również w Normandii w roku 1944, ale w zupełnie innym rejonie – w sektorze atakowanym przez Brytyjczyków. Sama nazwa Caen miłośnikom historii kojarzy się nawet nie tyle z operacją wojskową (a w zasadzie serią operacji), co z wielotygodniową krwawą łaźnią. Gra koncentruje się na operacji Epsom, tj. na walkach jakie toczyły się w zasadzie na przedpolach Caen pomiędzy 26 a 30 czerwca 1944 r. Powyższe samo w sobie stanowi ciekawy temat na analizy i gry sztabowe, więc ostatnia odsłona cyklu punktuje już na starcie. Oprawa graficzna oparta jest na tym samym silniku co „Pantery we mgle”, więc jest – jak dla mnie – bardzo estetyczna. Podobnie oprawa dźwiękowa stoi na bardzo wysokim poziomie. Twórcy zdali się wyciągnąć naukę z recenzji poprzedniej części i zmniejszono wielkość map, które – choć nieco większe, niż w częściach klasycznych – są dużo grywalniejsze niż w bezpośredniej poprzedniczce. Do tego krwawe walki Niemców (w tym formacji doborowych) choćby z bitną szkocką piechotą, niekiedy wspieraną przez różnorodny sprzęt sprzęt ciężki (jak czołgi typu Churchill, w tym i w wersji Crocodile) stclose-combat-szkic-z-historii-serii-17355-2.jpg 2anowią prawdziwy powiew świeżości w serii. Kampania jest zbliżona konstrukcyjnie do tej, jaką można było rozegrać w Panterach we mgle, a więc – jest bardzo dobra i zapewni wiele godzin zabawy. Mechanika również pochodzi z części poprzedniej. Starcia są bardzo różnorodne i obejmują z jednej strony walki na otwartej przestrzeni, a z drugiej – walki w terenie częściowo zamieszkanym, wraz z typowymi dla okolicy bocage, tj. swoistymi żywopłotami, jakie stanowiły naturalną przeszkodę dla broni pancernej. Z nowości – twórcy dodali możliwość korzystania z ruchomego wału ogniowego, opcję kamuflowania pojazdów i … używania transporterów opancerzonych jako pojazdów transportowych, a nie tylko jako środka wsparcia ogniowego. Ostatnia część stanowi bardzo udany powrót do klasycznych konwencji i warta jest zakupu (zwłaszcza w cenie promocyjnej, bo cena bazowa na GoG to 142 złote) – przy czym zalecam jej ogranie po nabraniu doświadczenia w klasycznych odsłonach cyklu.

Konkludując, uważam serię Close Combat za jedną z najlepszych symulacji taktycznych na poziomie około – kompanii jakie kiedykolwiek wydano. Jeszcze do niedawna „klasyczne” odsłony serii były bardzo trudne do zdobycia w Polsce, a ich ceny u wydawcy były znaczne (wedle mojej pamięci około 20 dolarów za część). Obecnie, dzięki staraniom platformy GoG możemy uzyskać najważniejsze części cyklu po raz pierwszy w bardzo ludzkiej cenie niespełna 20 zł za sztukę – co jest okazją nie do przegapienia. Niektórzy gracze zarzucają serii stagnację i odgrzewanie kotletów. Ja zaś jako osoba, która „ograła” wszystkie wskazane powyżej części mogę powiedzieć (co logiczne – tylko za siebie), że biorąc pod uwagę różnorodność teatrów działań uruchamiam sobie wybraną część zależnie od tego, na symulację w jakiej kampanii mam akurat ochotę. Seria ta ma tą olbrzymią zaletę, że przy produkcjach z omawianej grupy można spędzać czas na wiele różnych sposobów. Jeśli mam kilka godzin wolnego, to mogę zagłębić się w kampanię. Jeśli nie mam dużo czasu, to mogę rozegrać półgodzinną potyczkę i świetnie się bawić. Nie można również zapomnieć (co zbyłem milczeniem), że gry z serii CC mają tryb multiplayer – przy czym, nie mogę się w tym zakresie wypowiedzieć o własnych odczuciach (bo nigdy w niego nie grałem, choć z serią mam do czynienia od zgoła 14 lat), ale skądinąd wiem, że społeczność graczy ma się dobrze – choć nie jest jakoś szczególnie liczna. Dodać należy, że seria gier nie stanęła w miejscu i prawdopodobnie w tym roku (tj. w roku 2018) ujrzy światło dzienne nowa część gry – po raz pierwszy w trójwymiarze. Nie podoba mi się ta koncepcja, ale jej nie skreślam i planuję dać grze szansę – kiedy tylko pojawi się w Polsce.

Autor: Matis
skomentuj
KOMENTARZE NA TEMAT GRY
więcej komentarzy dodaj komentarz
RECENZJE CZYTELNIKÓW
ILOŚĆ RECENZJI - ŚREDNIA OCENA - % więcej recenzji dodaj recenzję